Aby powstrzymać falę protestów, rząd Hongkongu skorzystał w piątek z wprowadzonych w czasach kolonialnych, niestosowanych od pół wieku przepisów o stanie kryzysowym i zabronił zasłaniania twarzy w czasie demonstracji. Zakaz wejdzie w życie o północy.
O wprowadzeniu zakazu poinformowała szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam na konferencji prasowej z udziałem członków jej gabinetu. Uzasadniła to eskalacją przemocy na ulicach całego miasta w związku z trwającymi od prawie czterech miesięcy antyrządowymi protestami.
Przeciwko zakazowi na ulicach centrum Hongkongu protestują w piątek tysiące osób. Opozycja sprzeciwia się też używaniu przez władze przepisów o stanie kryzysowym, które teoretycznie przyznają szefowej administracji niemal nieograniczone uprawnienia, w tym do zatwierdzania aresztowań, konfiskaty mienia czy cenzury prasy.
Prodemokratyczne protesty trwają w Hongkongu od czerwca i choć większość osób demonstruje pokojowo, często dochodzi również do starć pomiędzy policją a radykalnymi grupami protestujących. Policja zmniejszyła niedawno ograniczenia dotyczące użycia broni przez funkcjonariuszy, a we wtorek po raz pierwszy od początku fali protestów postrzeliła demonstranta ostrą amunicją.
Ponieważ obecna sytuacja w oczywisty sposób doprowadziła do poważnego zagrożenia publicznego, szefowa administracji (…) zdecydowała dziś rano na specjalnym posiedzeniu o skorzystaniu z uprawnień przewidzianych rozporządzeniem o regulacjach kryzysowych, by wprowadzić nowe przepisy zakazujące zakrywania twarzy
— powiedziała Lam.
Z dokumentów przekazanych dziennikarzom na konferencji wynika, że od północy z piątku na sobotę za noszenie masek podczas demonstracji, zarówno tych uzgodnionych z władzami, jak i nielegalnych, grozić będzie do roku więzienia lub grzywna w wysokości do 25 tys. dolarów hongkońskich (ok. 12,6 tys. zł) - podała stacja RTHK. Dopuszczono pewne wyjątki, w tym zasłanianie twarzy z powodów religijnych czy zdrowotnych.
Według Lam przepisy mają odstraszyć zamaskowanych demonstrantów przed dopuszczaniem się aktów wandalizmu i przemocy.
Jako odpowiedzialny rząd, mamy obowiązek użyć wszelkich dostępnych środków, by zatrzymać eskalację przemocy i przywrócić spokój w społeczeństwie
— powiedziała.
Wspomniała również, że przepisy zakazujące zasłaniania twarzy obowiązują już w wielu innych krajach. Zwolennicy zakazu w Hongkongu wskazywali na Kanadę, gdzie grozi za to nawet 10 lat więzienia, oraz Francję, gdzie zakaz wprowadzono niedawno w związku z protestami ruchu tzw. żółtych kamizelek.
Komentatorzy podkreślają jednak, że w krajach zachodnich zakazy uchwalane były przez demokratycznie wybrane parlamenty. Lam skorzystała tymczasem ze starych przepisów o stanie kryzysowym, które przyznają szefowi administracji Hongkongu olbrzymie uprawnienia, w tym do dowolnej zmiany prawa z pominięciem parlamentu, jeśli uzna on, że zaistniała „sytuacja kryzysowa lub zagrożenia publicznego”.
Na konferencji Lam podkreśliła, że „Hongkong nie znajduje się w stanie kryzysowym”, ale „jesteśmy w sytuacji poważnego zagrożenia”, co upoważnia ją do skorzystania z przepisów kryzysowych.
W takiej sytuacji szef hongkońskich władz może uzyskać również inne, szerokie uprawnienia, w tym do zatwierdzania aresztowań, przeszukań, kar i deportacji, konfiskaty mienia, cenzury prasy oraz przejęcia kontroli nad całym handlem, transportem i przemysłem w mieście.
Część ekspertów ostrzegała, że skorzystanie z tych przepisów będzie niebezpiecznym precedensem i może zagrozić pozycji Hongkongu jako światowego centrum finansowego.
Inwestorzy będą się bardzo obawiać, że prawo w Hongkongu może zmienić się z dnia na dzień, ograniczając ich swobody. Bez żadnych konsultacji, bez ostrzeżenia, bez debaty w Radzie Legislacyjnej. To bardzo niebezpieczne
— ocenił wykładowca prawa z Uniwersytetu Hongkongu (HKU) Eric Cheung.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Setki tysięcy mieszkańców Hongkongu w antyrządowym proteście. Policja użyła gazu łzawiącego
aw/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/466717-rzad-hongkongu-zakazal-demonstrantom-noszenia-masek