Kiedy czytałam projekt rezolucji przedłożonej Zgromadzeniu Ogólnemu ONZ przez jego przewodniczącego, niemalże z automatu przeniosłam się myślami do Muzeum Socrealizmu w Kozłówce, gdzie do dziś straszą gipsowe popiersia Lenina.
Analogia do słusznie minionego systemu nie jest przypadkowa. Język bowiem, jakim posługują się w Organizacji Narodów Zjednoczonych niemalże wszyscy przedstawiciele państw członkowskich na kilometr trąci marksizmem i w zasadzie przed skojarzeniami trudno jest się obronić.
Agenda 2030 jest naszą obietnicą dla współczesnych dzieci i młodzieży, aby mogły osiągnąć swój pełny ludzki potencjał i ponieść pochodnię zrównoważonego rozwoju przyszłym pokoleniom
— czytamy w projekcie wspomnianej rezolucji.
Przy czym owa „pochodnia zrównoważonego rozwoju” absolutnie nie jest tożsama z pozytywistycznym, polskim „kagankiem oświaty niesionym pod strzechy”, ponieważ jej zawartość jest diametralnie inna. Powszechny dostęp do aborcji, seksualizacja w ramach zajęć genderowych oraz edukowanie dzieci do zrównoważonego rozwoju to zaledwie część z ujętych w Agendzie 2030 planów odnośnie do młodzieży. Owa edukacja nie ma nic wspólnego z prawdziwą nauką, a jest jedynie eufemistyczną nazwą ideologizowania dzieci i młodzieży, nie zważając zupełnie na konsekwencje.
W tym samym projekcie deklaracji zostało to zresztą ujęte nader wyraźnie. Wyrażono bowiem determinację wprowadzenia zawierającej te wszystkie groźne zapisy Agendy 2030 jako „planu działania dla ludzi, planety, dobrobytu, pokoju i partnerstwa – planu mającego wyzwolić ludzkość z tyranii ubóstwa, uleczyć i zabezpieczyć naszą planetę dla przyszłych pokoleń”.
Rzecz jasna, jak to z ideologami bywa, na wiecach wybrzmiewają piękne i chwytliwe hasła. Podobnie jest i tutaj. We wspomnianym dokumencie pełno jest deklaracji o skończeniu z ubóstwem i głodem na całym świecie, walką z nierównościami w obrębie krajów i między nimi, budowaniu pokojowych i inkluzywnych społeczeństw, szanowaniu, ochronie i wypełnianiu praw człowieka (w rozumieniu ONZ-towskim oczywiście – dla urzędników ONZ aborcja to prawo człowieka) oraz osiągnięciu równości genderowej i wzmocnienia pozycji wszystkich kobiet oraz dziewcząt. Podobne slogany wybrzmiewały również w przemówieniach delegatów. Jedna wielka utopia, która pociągnęła już z sobą krwawe ofiary w postaci dzieci zabijanych w procedurze aborcji.
Podkreślana bowiem na każdym kroku dobra „jakość życia” jednego człowieka ma się – z perspektywy ONZ – realizować każdym kosztem, nawet życia innego.
Za jedno z największych wyzwań ONZ – podobnie zresztą jak było i w poprzednich latach - uznało mityczne wprost zmiany klimatyczne. Wprawdzie od dawna wiadomo, że klimat zmienia się – raz ociepla, raz ochładza - ale dla ideologów stanowi taki legendarny kwiat paproci, za którym można uganiać się przez długie lata i tak naprawdę niczego nie osiągnąć. To też sposób na to, aby poszczególne kraje zarobiły krocie na handlu emisjami, czy eksporcie „zielonych” technologii, przy jednoczesnym wymuszeniu odejścia od węgla na krajach posiadających jego zasoby. Wszystko to w imię górnolotnych haseł o powszechnym dobrobycie i dbałości o planetę.
Wszystkie te cele zostały podczas ostatniego posiedzenia Zgromadzenia Ogólnego ONZ (mającego zweryfikować, na jakim etapie są poszczególne kraje we wprowadzaniu Agendy 2030) potwierdzone kolektywnie i tylko nieliczni próbowali się wyłamywać, stawiając na ochronę życia w swoich krajach. Wśród nich wybrzmiał głos prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa, który nie tylko że twardo staje po stronie życia, ale nie daje się wciągać w klimatyczne gierki i tego błękitny sojuz nie może mu wybaczyć. Nie potrafi uszanować suwerenności USA, ale stara się narzucić konkretną politykę.
Potrzebujemy więcej inwestycji, więcej działań politycznych, więcej pierwszeństwa dla sprawiedliwej globalizacji
— mówił w czwartek 20 września sekretarz generalny ONZ António Guterres zapytany o jego oczekiwania wobec szczytu poświęconego Celom Zrównoważonego Rozwoju. Dokładnie takie same słowa wybrzmiały na posiedzeniu Zgromadzenia Ogólnego. Podobnie zresztą, jak i konieczność ukrócenia „mowy nienawiści” wobec osób LGBT, o co apelowała wysoka komisarz ONZ ds. praw człowieka, Michele Bachelet.
Bachelet ubolewała, że “homofobiczna, bifobiczna i transfobiczna mowa jest używana przez urzędników publicznych”, co ma „katastrofalny skutek” w postaci nienawiści do społeczności LGBT.
Owa „mowa nienawiści” (za którą uważa się w ONZ każdą krytykę środowisk lewicowych, również LGBT), „sprawiedliwa globalizacja”, podobnie jak i inne przykłady nowomowy („zrównoważony rozwój”, „jakość życia” itp.) wyznaczają charakter nowego systemu, który domyka się na naszych oczach - socrealizmu błękitnej flagi, niosącego na tęczowych sztandarach utopijną wizję nowego wspaniałego świata rodem z wizji Huxley’a.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/465500-socrealizm-z-blekitna-flaga-i-teczowymi-sztandarami
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.