No jasne, że przeciwnicy rządu Zjednoczonej Prawicy będą się radować. Przecież w dzisiejszej polityce nie istnieje już takie pojęcie jak „racja stanu”. Rządzą już tylko najpłytsze emocje. I to te złe. Nie ważne, że jeszcze poczekamy z ogłoszeniem początku końca wiz dla Polaków. Nie ważne, że istotne umowy będą podpisane później. Ważne, że można poskakać z radości, jak mecenas na marszu i kangury, że „pomarańczowy dyktator” dał po głowie „dyktatorowi z Żoliborza”. Może nowa gwiazda KO Klaudia Obciach nagra o tym filmik na YouTube?
Bardzo ubolewam, ze prezydent Donald Trump nie przyjedzie na obchody 80 rocznicy zakończenia II WŚ. Jego przyjazd był ważny symbolicznie. Oto po ośmiu dekadach po zdradzie Aliantów, sprzedających Polskę czerwonemu potworowi, na polskiej ziemi prezydent USA wygłasza emocjonalną mowę. Trump potrafi to robić, mając dobrze napisany tekst, co pokazał podczas poprzedniej wizyty w Polsce. Jest showmanem, więc nawet nie mając bladego pojęcia o polskiej historii,przedstawiłby ją porywająco.
Pojawi się zaraz wiele propagandowych haseł udowadniających, że Trump nie przyjechał, bo prezydent Duda wkurzył organizacje żydowskie, oddając hołd Brygadzie Świętokrzyskiej, albo ugiął się pod tekstem Washington Post, nawołującym do odwołania wizyty. Szczególnie ostatnie podejrzenie jest nonsensowne, pamiętając jak Trump traktuje media liberalne. Odwołanie wizyty w Polsce przez nadchodzący na Florydę huragan jest rzeczywiście mocnym i racjonalnym powodem zmiany planów prezydenta USA.
Wkurzeni wyborcy na Florydzie, czyli jednym z „swing state” i ataki mediów, że prezydent nie jest ze swoim ludem, czy ładny gest wobec średniej wielkości kraju w Europie wschodniej. Hmm, co wybierze realpolitik?- napisałem ironicznie na Twitterze po informacji o odwołaniu wizyty Trumpa. To dla mnie jasne pytanie.
Zamyka się ono w jednym zdjęciu z 2005 roku. Jest na nim prezydent George W. Bush. Patrzy zatroskany przez okno swojego Air Force One na zdewastowany Nowy Orlean po huraganie Katrina. „To był błąd”- przyznał po latach. „Zdjęcie sugerowało, że byłem oderwany od cierpiących ludzi na ziemi. Nie tak czułem. Ale jak już raz takie wrażenie się pojawiło, nie mogłem go zmienić”.- napisał w swojej autobiografii „Kluczowe decyzje”.
To był koniec popularności Busha i tak pogruchotanego wojną w Iraku. Możliwe, że to był początek końca marzeń Republikanów o Białym Domu po końcu kadencji Busha. Donald Trump w czasie kampanii wyborczej przed przyszłorocznymi wyborami ( Demokraci są w jej trakcie) nie może sobie pozwolić na to samo. Szczególnie, że był krytykowany za reakcje na huragan Maria w 2017 roku. Zignorowanie huraganu Dorian w stanie, gdzie głosy mogą przeważyć o wygranej w wyborach byłoby czymś więcej niż zbrodnią. Byłoby błędem. Trump jest świadom jak media by relacjonowały jego nieobecność przy nawałnicy. Oczywiście powód byłby inny niż w przypadku wypoczywający podczas Katriny na ranczo w Teksasie Busha. Jednak nie jest to powód wystarczający. Dramat Amerykanów w porównaniu z miłym symbolem wobec kraju, którego położenia geograficznego większość Amerykanów nie zna, może pchać do tylko jednej decyzji.
Szkoda, że znów pogoda psuje Polakom ważną dla nich chwilę. Prezydent Barack Obama nie przyleciał na pogrzeb prezydenta Lecha Kaczyńskiego przez pył wulkaniczny z Islandii. Trump nie domknie symbolicznie polskiego spojrzenia na dramat II wojny światowej przez huragan na Florydzie. To jednak nie tylko kwestia pogody i wyborów. Nie zapominajmy, że tak też w praktyce wygląda hasło „America first”, które polska prawica tak podziwia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/461569-donald-trump-nie-moze-pozwolic-sobie-na-blad-georga-w-busha