Przypadek piszącego w konserwatywnej prasie dziennikarza Andy’ego Ngo najlepiej pokazuje obłudę i podwójne standardy mainstreamowych mediów.
W USA trwa po prawej stronie dyskusja czy nie uznać lewackiej ANTIFY za organizacje terrorystyczną. „ANTIFA jest organizacją terrorystyczną złożoną z ziejących nienawiścią, nietolerancyjnych radykałów, którzy realizują swój ekstremalny program poprzez agresywną przemoc. Swoimi działaniami wielokrotnie pokazali, że ich głównym celem jest wyrządzenie krzywdy tym, którzy sprzeciwiają się ich poglądom” – napisał na Twitterze senator Ted Cruz, który złożył w raz senatorem Billem Cassidym rezolucje. Poparł ich prezydent Donald Trump.
Trump napisał na Twitterze, że uznanie ANTIFY, której członkowie na manifestacjach „walą po głowach ludzi kijami bejsbolowymi” za organizację terrorystyczną spowodowałoby, że „policja łatwiej będzie mogła wykonywać jej pracę.” Prezydent w swoim stylu określił organizacje „Radykalnymi Lewicowymi Tchórzliwymi Wariatami”.
W amerykańskich mediach debata o terroryzmie ANTIFY ma miejsce od dłuższego czasu. Nabrała ona tempa po ataku dziennikarza Andy’ego Ngo w Portland. Ngo mówił kilka tygodni temu w Fox News, że atak nastąpił tuż obok budynku, gdzie mieści się biuro szeryfa i posterunek policji. „Byliśmy otoczeni tymi wszystkimi instytucjami reprezentującymi prawo. To co się stało było kompletną anarchią i pokazem pogardy dla prawa”- mówił uderzony w tył głowy dziennikarz. Ngo został obrzucony mlecznymi napojami, jajkami i popryskany sprejem pieprzowym.
Atak na dziennikarza jak Ngo na marszu skrajnej prawicy zostałby przez lewicę przestawiony jako „zbrodnia nienawiści”. Reporter jest synem wietnamskich imigrantów i do tego gejem. Nie podlega jednak ochronie lewicy bo jednocześnie deklaruje się jako konserwatysta. Jego rodzice uciekli z komunistycznego Wietnamu na łódce, a on pisał felietony w konserwatywnych National Review, Wall Street Journal i New York Post. Po ataku na początku lipca nie zasłużył na ochronę ze strony lewicowych polityków i publicystów nieustannie atakujących Donalda Trumpa za rasizm. Skrajnie lewicowa przedstawicielka Kongresu Ilhan Omar, która wraz ze swoim „squadem” bezustannie atakuje Trumpa za „ksenofobię i rasizm” nie miała chęci by przed reporterem Fox News potępić atak na Ngo. Atak potępił wiceprezydent w administracji Baracka Obamy i walczący o nominacje w przyszłorocznej walce z Donaldem Trumpem Joe Biden. On jednak jest przedstawicielem „starej” Parti Demokratycznej, atakowanej przez skrajnie lewicowe skrzydło partii.
Dlaczego nie widać było w ostatnich tygodniach szturmu mediów na tych co „biją geja i syna azjatyckich imigrantów”? Został on przecież pobity na politycznym marszu. Jeżeli to nie jest mowa nienawiści i „hate crime”, to co nią jest? Ngo ma rację, że chodzi o rewolucje. Po działaniach Cruza i tłicie Trumpa dziennikarz wrócił w FOX News do ataku sprzed kilku tygodni.
Oni chcą politycznej rewolucji. To anarchiści i komuniści, którzy nie tylko stosują wandalizm i przemoc, ale chcą podzielić i spolaryzować społeczeństwo.
Trudno się z nim nie zgodzić. Oczywiście ta polaryzacja służy nie tylko lewicy. Prawica również zbyt często przez milczenie brnie w usprawiedliwianie radykalizmu. To problem dzisiejszych mediów i polityki robionej w czasach mediów społecznościowych, gdzie liczy się opis świata w kilkunastu znakach. To świat rządzony przez emocje „człowieka masowego”. Dla mnie nie ma różnicy między bandziorami bijącymi ludzi ze względu na kolor ich skóry i orientacja seksualną, jak i tymi którzy to robią w imię walki klasowej. Jednak przypadek Ngo pokazuje, że można być gejem i Azjatą i nie mieć ochrony politpoprawnych „naprawiaczy świata”. Wystarczy pracować dla wroga.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/456896-antifa-jak-terrorysci-i-przypadek-dziennikarza-andyego-ngo