To nieprawda, że w dzisiejszej Europie nie ma kary śmierci. Jest ona zatwierdzana w majestacie prawa wyrokami sądowymi, a od egzekucji nie ma odwołania. Skazanym nie przysługuje żadne prawo łaski. Taki los spotkał w zeszłym roku Alfiego Evansa, a w ostatnich dniach Vincenta Lamberta.
Niegdyś, by zasłużyć na karę śmierci, trzeba było popełnić zbrodnię. Dziś skazywane są osoby bezbronne i niewinne, których jedyną winą są choroba, kalectwo i niespełnianie kryteriów „jakości życia”.
Ludzie ferujący wyroki śmierci twierdzą, że chcą w ten sposób jedynie okazać miłosierdzie osobom nieuleczalnie chorym, które znajdują się w stanie krytycznym. Dlatego – jak mówią – należy dać uprawnienia lekarzom, by mogli w beznadziejnej sytuacji przerwać życie pacjenta.
Czytam pewien dokument, którego autor napisał, iż należy tak rozszerzyć kompetencje lekarzy, „żeby osobom według wszelkiego prawdopodobieństwa nieuleczalnie chorym wobec zupełnie krytycznej oceny stanu ich zdrowia można było zapewnić łaskawą śmierć”.
To zdanie, które brzmi jak wypowiedź współczesnego humanitarysty kierującego się współczuciem i miłosierdziem, to fragment dyrektywy Adolfa Hitlera, wydanej 21 września 1939 roku w „Grand Hotelu” w Sopocie. Na jej podstawie rozpoczęto akcję o kryptonimie T-4, która przyniosła śmierć ponad 200 tysiącom osób.
Dziś retoryka jest dokładnie ta sama. Ta sama jest też istota całej operacji: „Vernichtung von lebensunwertem Leben” („eliminacja życia niewartego życia”). Dziś oficjalnie mówi się o niespełnianiu warunków „jakości życia” („Quality of Life”). Opracowano nawet jednostki pomiaru jakości życia, tzw. QL, czyli „quale” (od „Quality of Life”). W zależności od uzyskanej liczby „quali” podejmuje się decyzje w sprawie życia lub śmierci dziecka. O wyniku decyduje m.in. skala ograniczenia sprawności w wyniku choroby, stopień zdolności do funkcjonowania w życiu codziennym czy prognozowana intensywność odczuwania bólu.
Niemiecki reżim narodowosocjalistyczny mówił wprost o korzyściach finansowych, jakie przynosi budżetowi państwa „eliminacja życia niewartego życia”. W Muzeum Historii Niemiec w Berlinie, w części ekspozycji poświęconej Trzeciej Rzeszy, możemy oglądać plakat propagandowy Urzędu Polityki Rasowej NSDAP przedstawiający osobę wyglądającą na lekko upośledzoną umysłowo wraz z podpisem informującym, że „60 tysięcy marek kosztuje wspólnotę narodową całe życie tego obciążonego dziedziczną chorobą człowieka”.
Logiczną konsekwencją przyjęcia finansowego przelicznika życia ludzkiego stało się to, że wśród ofiar akcji T-4 znalazły się nie tylko osoby niepełnosprawne, lecz także stare i zniedołężniałe, które co prawda nie cierpiały na żadne choroby, ale były nieproduktywne z punktu widzenia finansów państwa.
To nie przypadek, że argumentacja proeutanazyjna najgłośniej rozbrzmiewa dziś w państwach, których rozbudowane systemy ubezpieczeń społecznych znajdują się na krawędzi załamania. Według oficjalnych danych, wydatki ubezpieczalni na opiekę nad starym człowiekiem w ostatnim pół roku jego życia równają się wydatkom poniesionym przez cały wcześniejszy okres życia. Nic więc dziwnego, że ubezpieczalnie zainteresowane są skróceniem do minimum najbardziej kosztownego okresu w życiu ich klientów. Podstawowym kryterium jakości życia staje się więc wydajność ekonomiczna człowieka.
Alfie Evans i Vincent Lambert także byli nieproduktywni. Nie generowali żadnych zysków dla budżetu, a przynosili jedynie straty. W związku z tym ich „jakość życia” spadła do takiego poziomu, że nie zasługiwali na dalsze przebywanie z nami we wspólnocie żywych.
Nie łudźmy się. Kara śmierci wykonywana jest dziś w Europie masowo. Alfie Evans i Vincent Lambert nie są jedyni. Ich przypadki zostały nagłośnione tylko dlatego, że ich rodzice zdecydowali się walczyć o życie swych dzieci. Powszechną praktyką staje się natomiast w ośrodkach zdrowia lub opieki uśmiercanie „nieproduktywnych jednostek” (chorych niemowląt, osób niepełnosprawnych, niedołężnych starców itd.) przy bierności, obojętności, przyzwoleniu lub zgodzie najbliższego otoczenia, w tym także rodziny.
Powtórzmy: takich przypadków, jak Alfie Evans i Vincent Lambert, jest cała rzesza. Oni umierają jednak w ciszy, ponieważ nikt się o nich nie upomina. Dlaczego? Ponieważ społeczeństwo przyjęło wizję, która mówi, „żeby osobom według wszelkiego prawdopodobieństwa nieuleczalnie chorym wobec zupełnie krytycznej oceny stanu ich zdrowia można było zapewnić łaskawą śmierć”. Podpisano: Adolf Hitler.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/454771-kara-smierci-za-niska-jakosc-zycia-i-mala-wydajnosc-ekonom
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.