Spór między Waszyngtonem a Ankarą o zakup przez Turcję rosyjskiego systemu przeciwrakietowego S-400 SAM (za 2,5 mld dolarów) się zaostrza. P.O. sekretarza obrony USA Patrick Shanahan ostrzegł swojego tureckiego odpowiednika Hulusiego Akara, że Stany Zjednoczone mogą nałożyć sankcję na Turcję zgodnie z „Ustawą o Przeciwdziałaniu Wrogom Ameryki Poprzez Sankcje” (Countering America’s Adversaries Through Sanctions Act – CAATSA), jeśli władze w Ankarze nie zrezygnują z zakupu rosyjskiego sprzętu.
Przy okazji przypomniał tureckiemu rządowi, że jeśli rzeczywiście zakupi system S-400 to będą nici z opiewającego na 9 mld dolarów kontraktu z Pentagonem ws. dostawy 100 myśliwców F-35. Albo jedno, albo drugie. Według Pentagonu istnieje niebezpieczeństwo, że radary systemu S -400 będą zbierać dane z komputerów pokładowych F-35 i wysyłać je do Moskwy. Eksperci nie są zgodni czy jest to technicznie możliwe, ale USA podkreślają, że „nie ma żadnych racjonalnych przesłanek do tego, by Turcja kupowała rosyjski system przeciwrakietowy, gdy systemy amerykańskie lub europejskie posiadają specyfikacje NATO”.
USA wstrzymały szkolenie tureckich pilotów w bazie lotniczej Luke Air Force Base w Arizonie. Ponadto Waszyngton domaga się, by tureccy piloci opuścili Stany Zjednoczone do 31 lipca. Jak twierdzi pismo „Foreign Policy” Waszyngton chce także wyciąć tureckie firmy zbrojeniowe z programu Joint Strike Fighter (JSF), w ranach którego powstał F-35, co oznaczałoby spore straty finansowe dla Ankary (konkretnie 12 mld dolarów). A mimo tego tureckie władze nie chcą zrezygnować z dealu z Moskwą. Jak informują tureckie media prezydent Reccip Tayypi Erdogan oświadczył, że „nie cofnie się przed presją Waszyngtonu”. O rezygnacji z systemu S-400 nie może być więc mowy.
To oznacza, że nałożenie amerykańskich sankcji na Turcję, członka NATO od 1952 r., staje się coraz bardziej prawdopodobne. Nie byłby to pierwszy raz. Dopiero w sierpniu 2018 r. USA nałożyły sankcje na dwóch tureckich oficjeli w związku z uwięzieniem w Turcji amerykańskiego pastora Andrew Brunsona, pod zarzutem szpiegostwa. Poszły za tym także sankcje handlowe. Wówczas spór udało się załagodzić. Brunson wyszedł na wolność. Tym razem sytuacja wydaje się nieco poważniejsza, a więc sankcje mogą być o wiele szerzej zakrojone i mieć poważne skutki dla i tak już kulejącej tureckiej gospodarki.
Zdaniem ekspertów determinacja Erdogana by doprowadzić deal ws. S-400 do końca oznacza, że Turcja coraz bardziej oddala się od Zachodu i dryfuje niebezpiecznie w kierunku Moskwy. A to może być problematyczne dla Sojuszu Północnoatlantyckiego, bowiem turecka armia, główny filar południowej flanki NATO, stanie się jeszcze bardziej podatna na wpływy ze strony Rosji. Członkostwo Turcji w NATO opierało się jak dotąd na dwóch podstawach - na założeniu, że Turcja jest częścią Zachodu, co sugeruje, że przestrzega zasad demokracji, oraz na wspólnym zagrożeniu ze strony Rosji. Oba te filary skruszały. Wybory burmistrza Stambułu, nieunieważnione bo wygrał kandydat opozycji, pokazały, że demokracja ma się w Turcji nie najlepiej, a konflikt syryjski pokazał, że stosunek Ankary do Moskwy nie jest dziś ten sam co w czasie i tuż po zimnej wojnie.
Współpraca między Ankara a Moskwą zacieśniła się jednak tak naprawdę przy okazji kryzysu syryjskiego. Początkowo oba kraje były wrogo do siebie nastawione, jednak po nieudanym puczu w 2016 r. i szeroko zakrojonych czystkach w armii tureckiej to się zmieniło. Sprawność tureckich sił zbrojnych znacznie zmalała i Ankara potrzebowała wsparcia (także militarnego) Rosji, by skutecznie przeprowadzić dwie duże operacje w Syrii - jedną przeciwko ISIS a druga przeciwko Kurdom (tarcza Eufratu i Gałązka Oliwna). Ponadto Rosja, twardo broniąc reżimu Asada, stała się głównym rozgrywającym w Syrii. Putin i Erdogan spotkali się w 2018 r. aż siedem razy i przeprowadzili w sumie 18 rozmów telefonicznych.
Amerykańskie wsparcie udzielone Kurdom walczącym w Syrii z ISIS dodatkowo obciążyło relacje między Waszyngtonem a Ankarą. Prezydent USA Donald Trump groził, że „zniszczy” turecką gospodarkę jeśli syryjskim Kurdom spadnie choćby jeden włos z głowy. Na dodatek Amerykanie odmówili wydanie Ankarze tureckiego kaznodzieję Fethullaha Gülena, niegdyś sojusznika, a od czasu puczu największego wroga Erdogana. Jak przekonują tureccy komentatorzy Turcja i USA po prostu „nie mają już wspólnych interesów”, a Zachód tylko przeszkadza w uruchomieniu „skutecznego” koncertu mocarstw w regionie (z udziałem Iranu), który ma pozwolić Ankarze odgrywać rolę języczka u wagi.
Tyle, że Erdogan nie może ufać Putinowi w takim samym stopniu jak swoim zachodnim sojusznikom. Trudno sobie też wyobrazić, by Rosja miast NATO zapewniała bezpieczeństwo Turcji wobec zewnętrznych zagrożeń. Gra w którą Erdogan gra może się więc obrócić przeciwko niemu. USA mogą - w ramach odwetu - przenieść swoje operacje z tureckiej bazy Incirlik do nowych baz w Rumunii oraz Kataru. Większość wyposażenia tureckiej armii pochodzi z USA i Niemiec, a one mogą ograniczać dostawy części zamiennych do tego sprzętu i zakupy nowej broni,jak się stało w przypadku F-35.
Bez względu na to czy Erdogan kupi system S-400 Turcja i USA wkroczyły na drogę rozwodu. Relacje zostaną wprawdzie podtrzymane ale będą z czasem coraz bardziej napięte. Dla NATO to zła wiadomość bowiem Ankara stanie się jeszcze bardziej podatna na rosyjskie wpływy. A Erdogan wycofać się z antyzachodniej strategii nie może, bowiem poparcie dla niego samego i jego partii maleje (o czym świadczą przegrane wybory w Stambule), a „wróg zachodni” to kluczowy element jego programu konsolidacji władzy, tłumaczący (w wygodny sposób) zarówno wyborcze klęski jak i problemy tureckiej gospodarki. Turcja może i nie wyjdzie z NATO ale przestanie w jego ramach być przewidywalnym i niezawodnym sojusznikiem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/450402-turcja-dryfuje-wprost-w-objecia-rosji