Franz Müntefering, który dwukrotnie piastował stanowisko przewodniczącego niemieckiej socjaldemokracji określił tę rolę jako „najpiękniejszą obok papiestwa”. Ale czasy się zmieniły i dziś kierowanie SPD, najstarsza partią Niemiec (w 2013 r. obchodziła 150. rocznicę utworzenia), to zadanie niewdzięczne. Socjaldemokraci się bowiem mocno zużyli – jak pisze Henryk M. Broder na łamach „Die Welt” - niczym „stare żelazko czy grzałka”, a pomysłów na odnowę brak.
Po marnym wyniku w eurowyborach (15,8 proc.) szefowa SPD Andrea Nahles podała się do dymisji i kierownictwo partii przejął zarząd komisaryczny złożony z trzech polityków- premierzy Meklemburgii-Pomorza Przedniego i Nadrenii-Palatynatu, Manuela Schwesig i Malu Dreyer oraz Thorsten Schaefer-Guembel z Hesji. Niewiele to pomoże. Niemiecka socjaldemokracja umiera, bo pod zmieniającymi się nazwiskami i twarzami sprzedaje w kółko to samo: socjal dla ludzi, którzy od dawna mają najlepszy socjal w Europie, podlany nieznośnym ideologicznym sosem z wielokulturowości, ochrony klimatu, gender i poprawności politycznej. Jest to program zapożyczony od Zielonych, a ponieważ wyborca zawsze woli oryginał od kopii, Zieloni powoli zastępują SPD, tym bardziej, że pozbywszy się najbardziej radykalnych ideologicznie elementów z własnych szeregów przekształcili się w partię ludową, akceptowalną dla klasy średniej.
Dowodem na chaos panujący w SPD jest choćby to, że podczas gdy chadecją przez ostatnie 18 lat kierowała jedna osoba – Angela Merkel, na czele socjaldemokracji nazwiska zmieniały się jak w kalejdoskopie: Gerhard Schröder, Franz Müntefering (dwukrotnie), Matthias Platzeck, Kurt Beck, Sigmar Gabriel, Martin Schulz, Olaf Scholz i Andrea Nahles. Ta wielka, zasłużona partia, bez której powstanie Republiki Federalnej Niemiec byłoby nie do pomyślenia, od 2005 r. zniszczyła siedmiu przewodniczących. Uczestnictwo w „Wielkich Koalicjach” wbrew zapowiedziom, stawiając stanowiska i apanaże ponad obietnice złożone wyborcom, także nie pomogło SPD. Trudno stawiać opór wobec „niesprawiedliwej” polityki rządowej, gdy jest się samemu częścią rządu. Towarzysze dawno przestali być towarzyszami, bo wygodnie osiedli w establishmencie, a i zapotrzebowanie na towarzyszy w społeczeństwie znacznie zmalało.
Socjaldemokracja oczywiście podejmie próbę odzyskania poparcia, ale ta próba się raczej nie powiedzie. „Droga prowadzi na cmentarz, a kto będzie kierował karawanem pogrzebowym nie ma najmniejszego znaczenia. Nie będzie zmartwychwstania” - zaznacza Broder, złośliwie. Upadek SPD oznacza, że obecna koalicja w Berlinie może nie dotrwać do końca kadencji. Możliwe, że rozpadnie się jeszcze przed końcem tego roku. A w kolejnej SPD już nie będzie.
W konsekwencji pogłębi się podział, a wręcz poszatkowanie, niemieckiej sceny politycznej – w następnych wyborach (przedterminowych) cztery partie mogą zdobyć dwucyfrowe wyniki – CDU/CSU, SPD, Alternatywa dla Niemiec i Zieloni. Utworzenie koalicji stanie się trudniejsze. Bo i chadecy tracą na poparciu, wprawdzie w mniejszym stopniu niż SPD, ale część elektoratu CDU na dobre odpłynęło do AfD. Po latach stagnacji niemiecka polityka przechodzi szereg poważnych zmian, a czym to się skończy nikt dokładnie nie wie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/449401-spd-umiera-a-zmartwychwstania-nie-bedzie