Po wyborach do europarlamentu dyskusja o kształcie Unii Europejskiej może się odwlec, ale jest nieunikniona.
O ile na naszej scenie politycznej sytuacja jest klarowna, rządzące Prawo i Sprawiedliwość znokautowało, bo tak trzeba to określić, wielopartyjną sklejkę pod nazwą Koalicji Europejskiej, o tyle za Odrą mamy do czynienia z pochodem przegranych: wielkie partie ludowe, chadecy z CDU/CSU i socjaldemokraci z SPD, a więc partie tworzące tzw. wielką koalicję rządową (GroKo), tkwią w głębokim kryzysie. Wydawać by się mogło, że niżej już upaść nie mogą, a jednak… - we wczorajszym głosowaniu na kandydatów do europarlamentu chadecy stracili jedną trzecią wcześniejszego poparcia, a socis wyprzedzili nawet zieloni…
Równocześnie w Niemczech odbyły się wybory w Bremie, funkcjonującej na prawach kraju związkowego (landu) - i tu SPD poniosła dotkliwą porażkę. Do tej pory Brema uchodziła za „czerwony bastion”, tymczasem po wczorajszym głosowaniu lewica może stracić władzę po dokładnie 74 latach rządzenia w tym mieście. Czy i jaki to będzie to miało skutek dla wielkiej koalicji w Berlinie i samej kanclerz Angeli Merkel? Czy i jak sytuacja na niemieckiej scenie politycznej odbije się na unijnej płaszczyźnie?
Sekretarz generalny SPD Lars Klingbeil stwierdził proroczo, że tak niekorzystne nastroje i brak zaufania wyborców do wielkich partii ludowych, w tym do jego własnej, „musi mieć reperkusje”, niewiele to jednak oznacza. Nic dziś nie jest pewne, żaden z zakładanych scenariuszy. O wielkim odwecie na szefowej SPD Andrei Nahles marzy spiskujący przeciw niej wśród towarzyszy, a zapomniany już nieco Martin Schulz, były szef europarlamentu, były rywal kanclerz Angeli Merkel i wielki przegrany w wyborach do Bundestagu, któremu marzy się powrót na świecznik polityki. Schulz liczy na efekt domina, że po klęsce SPD w eurowyborach, po klęsce w Bremie, wreszcie - po spodziewanej klęsce w zbliżających się wyborach w Saksonii, Brandenburgii i Turyngii, czyli w nowych landach, gdzie triumfy święci Alternatywa dla Niemiec, obecny zarząd SPD powinien zostać odwołany przez partyjne doły, że runie cała ta dotychczasowa układanka. Teoretycznie tak, ale niekoniecznie, bowiem przewodnicząca Nahles sama nie ustąpi, nie ma jakiejś znaczącej konkurentki czy konkurenta, sam Schulz to zgrana karta i „socis” po prostu nie mają obecnie alternatywy. Równie teoretycznie mogliby zerwać koalicję z CDU/CSU, de facto w chwili jej tworzenia sprzeciwiali się temu młodzi socjaldemokraci (Jusos), a sygnatariusze umowy koalicyjnej zapowiadali „sprawdzian” jej funkcjonowania po dwóch latach, czyli właśnie teraz, nikt jednak nie pali się do rzucenia ręcznika i nowego otwarcia wobec tak wielkiej utraty popularności wśród niemieckich wyborców.
W podobnej magmie tkwią chadecy: CDU/CSU odnotowują straty wizerunkowe, co przekłada się na wyniki kolejnych wyborów lokalnych, ale szefowa partii Annegret Kramp-Karrenbauer nie wykazuje przebojowości, nie chce przyspieszać zdarzeń i woli odczekać po zapowiedzi Angeli Merkel, że ta nie będzie już więcej kandydować na urząd kanclerski, a nawet w ogóle wycofa się z polityki. Wszystko wskazuje więc na to, że - niezależnie od wyborczych porażek - chadecy i socjaldemokraci będą dokładali starań aby przetrwać w swej wymuszonej przez okoliczności koalicji rządowej do wyborów do Bundestagu w 2021r. Konia z rzędem temu, kto potrafi dziś odpowiedzieć w Niemczech na pytanie, czy im się to uda…
Niepewna sytuacja na niemieckiej scenie politycznej nie ma na razie przełożenia na Unię Europejską, z podkreśleniem: na razie. Pomoc dla Niemiec w jej zakonserwowaniu nadchodzi z nieoczekiwanych stron. Tuż przed eurowyborami na wiec Europejskiej Partii Ludowej, do której należą niemieccy chadecy z CDU/CSU, przybył „gość specjalny” z Polski - Lech Wałęsa. Były prezydent RP wystapił w Monachium w koszulce z napisem konstytucja, około 2 tys. zebranych w centrum kongresowym powitało go długotrwałą owacją na stojąco, za co nasz noblista pokojowy odwdzięczył się pochwałami wobec obecnej także na sali kanclerz Merkel, że do tej pory „Niemcy pięknie prowadzili swój kraj i Unię Europejską”, tylko „trochę za mało odważnie”, po czym zaapelował: „Dziś proszę Niemców, Niemcy muszą wziąć odpowiedzialność za losy Europy i przygotować rozwiązania na każdą okoliczność”… Wałęsa wyraził też poparcie dla Manfreda Webera z bawarskiej CSU, aspirującego do objęcia szefostwa w Komisji Europejskiej.
Nie pierwszy to raz, już z dziesięć lat temu Wałęsa wzywał Niemców do „objęcia zdecydowanego przywództwa w Europie”, sam przy tym byłem… - widać eksprezydent potrzebuje jakiegoś oficera prowadzącego. Niemcy oczywiście chcieliby utrzymać dominującą rolę w Europie. Jak doniósł kilka dni temu tygodnik „Der Spiegel”, a po nim rozgłośnia Deutsche Welle, Polska wraz z pozostałymi członkami Grupy Wyszehradzkiej miała też prosić kanclerz Merkel by zechciała objąć posadę szefowej Rady Europejskiej, w mniej czy bardziej naiwnej wierze, iż organ ten będzie kontrapunktem dla Komisji Europejskiej. Podobno informację „Spiegla” i DW potwierdziło kilka niezależnych źródeł. I tu zaczyna się szeroki i głęboki temat pt.: quo vadis Europo?
Gra toczy się na wielu stolikach: we wspólnocie narasta sprzeciw wobec niemiecko-francuskiego dyrektoriatu, wobec sobiepaństwa Brukseli pod kuratelą Berlina i Paryża, równocześnie jednak istnieje też pewien konflikt między Merkel a prezydentem Emmanuelem Macronem – pani kanclerz nie chce ulec naciskom francuskiego kolegi, zmierzającym do przekształcenia wspólnoty w quasisuperpaństwo z Komisją Europejską w roli nadrządu i europarlamentu, jako organów o znaczeniu ponadnarodowym. Macronowi marzy się aureola europejskiego przywódcy, po wycofaniu się niemieckiej koleżanki z polityki. Równolegle w europarlamencie rozrasta się pod różnymi postaciami reprezentacja zwolenników unii państw narodowych, ta jednak jest jeszcze zbyta słaba wobec osłabionej, ale wciąż dominującej siły chadeków, socjaldemokratów oraz demokratów i liberałów. Wedle wstępnych obliczeń, członkowie konserwatystów i reformatorów, do których należy PiS, będą stanowili dopiero piątą siłę w europarlamencie.
Tak czy owak, po wyborach do europarlamentu dyskusja o kształcie Unii Europejskiej może się odwlec, ale jest nieunikniona. Wziąwszy pod uwagę już zaistniałe zmiany u sterów władzy i wyniki głosowania w poszczególnych krajach członkowskich, od Polski, poprzez nastroje w krajach bałtyckich, Czechach, Austrii, Włoszech, Grecji po Hiszpanię i wciąż jeszcze przynależną do UE Wielką Brytanię, debata o przyszłości wspólnoty pogrążonej dziś w kryzysie zaufania musi się odbyć. I z pewnością nastąpi.
-
Kto reżyseruje akcje opozycji? W najnowszym numerze „Sieci”: Brudne gry III RP. Głęboka indoktrynacja wykorzenia z nas wartości. To trzeba przeczytać!
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/448386-pochod-przegranych-dotkliwe-straty-w-eurowyborach-w-rfn