Sprawca twierdzi, że nie wiedział, iż opluł polskiego ambasadora, a zrobił to z powodu sygnału klaksonu jego auta.
Na portalu israelnationalnews.com Nitzan Kedar opisał szczegóły incydentu z ambasadorem Polski w Izraelu Markiem Magierowskim. I po relacji izraelskiego dziennikarza wygląda na to, że właściwie to polski dyplomata sam jest sobie winien. I nie tylko on, lecz także ochrona polskiej placówki dyplomatycznej.
Jak stwierdził Nitzan Kedar, „Arik Lederman, mieszkaniec Hercliji, powiedział w sądzie, że poprosił strażników pilnujących polskiej ambasady, aby pozwolili mu wejść do budynku, ale odmówili i nazwali go ‘Żydkiem’. Powiedział też, że kiedy splunął, nie wiedział, iż jego ofiara jest ambasadorem”. Kedar stwierdził, że podczas dochodzenia policji ustalono, że „do incydentu doszło na ulicy niedaleko polskiej ambasady, w pobliżu parkingu, gdzie Lederman zwykle parkuje swój samochód”.
Po tym, jak odszedł spod polskiej placówki, Arik Lederman miał powoli iść środkiem drogi, z rękami z tyłu, „gdy pojawił się samochód ambasadora, a potem usłyszał dźwięk klaksonu, żeby zszedł z drogi. Lederman podszedł do samochodu, z całej siły uderzył w dach, a kiedy ambasador wyciągnął telefon, żeby sfotografować incydent, mężczyzna otworzył drzwi auta i opluł kierowcę”. Lederman twierdzi, że „nie wiedział, iż mężczyzna w samochodzie jest polskim ambasadorem”. A w pobliżu ambasady znalazł się dlatego, „żeby upomnieć się o zwrot pożydowskiego mienia, ale jeden z ochroniarzy odmówił mu wstępu do budynku i nazwał go ‘Żydkiem’”. Na to nie ma jednak najmniejszego dowodu poza słowami sprawcy, które mogą być po prostu jego linią obrony.
Dziennikarz Nitzan Kedar zacytował też fragment uzasadnienia postanowienia sędziego w sprawie Ledermana, które jest mocno kuriozalne. Wedle relacji Kedara sędzia miał powiedzieć: „Nie ma wątpliwości, że atakowanie i plucie na dyplomatę w Izraelu zasługuje na oczywiste potępienie i sprawia, że obywatele państwa goszczącego czują się zażenowani wobec osoby, której jedynym grzechem było to, że potraktował podejrzanego w taki sposób, który mógł mu się nie spodobać. Poza wszystkim mamy tu do czynienia z kwestią tego, czy należy aresztować osobę wcześniej nie karaną, i której areszt nie byłby w ogóle rozpatrywany, gdy nie taka wrażliwa kwestia, jak tożsamość ofiary. Dlatego, o czym mówiłem wcześniej, uważam, że w tym wypadku nie jest wskazane aresztowanie, żeby przesłuchać sprawcę”.
Kuriozalne jest przypisywanie ambasadorowi Magierowskiemu „grzechu” użycia klaksonu. Na co dowodem są też wyłącznie słowa sprawcy. Kuriozalne są rozważania, że gdyby Arik Lederman zaatakował auto i opluł kierowcę, który nie jest ambasadorem, w ogóle nie byłoby sprawy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/446753-za-chwile-sie-okaze-ze-magierowski-sam-jest-sobie-winien