Zapewne raport Muellera i kolejna dyskusja o tym czy prezydent Donald Trump lub jego otoczenie mieli cokolwiek wspólnego z rosyjskimi próbami wpłynięcia na wynik wyborów prezydenckich w USA zdominują doniesienia zza oceanu w kolejnym tygodniu. To ważny temat, choć wygląda coraz bardziej na polowanie na czarownice. Dowodów nie ma, nagonka trwa. Operacja w swojej istocie podobna do rodzimych fantazji medialnych o rzekomym „polexicie”.
Źle by się jednak stało, gdyby polskiej opinii publicznej umknęło inne ważne wydarzenie. To decyzja prezydenta Donalda Trumpa o wystosowaniu dyrektywy (executive order) mającej wzmocnić ochronę wolności słowa na uczelniach amerykańskich.
Podejmujemy akcję obrony amerykańskich studentów i amerykańskich wartości - są one zagrożone. Dlatego podpiszę akt, który ma na celu obronę wolności słowa na uczelniach. Cieszę się, że są z nami w Białym Domu tu odważni młodzi ludzie, którzy mimo zastraszania i presji stanęli po stronie wyznawanych wartości. Dziękuję wam za to
— przekonywał.
Dokument podpisany przez prezydenta Trumpa zakłada, że 12 rządowych instytucji udzielających wsparcia finansowego uczelniom skoordynuje swoje działania w celu sprawdzenia czy korzystające z tych pieniędzy (chodzi o ok. 35 miliardów dolarów) instytucje nie gwałcą wolności słowa, nie tłamszą głosów innych niż lewicowe, dają realną możliwość działania i wypowiedzi wszystkim reprezentowanym wśród studentów środowiskom.
Uniwersytety, które chcą korzystać z pieniędzy podatników, muszą promować wolność słowa a nie wolność milczenia
— podkreślił prezydent Trump. Dodał, że podejmie inne działania w tym duchu by bronić praw studentów przed nietolerancją jaka dotyka młodych konserwatystów na uczelniach.
Tak to wyglądało:
Duże wrażenie robią świadectwa studentów, których spotkały sankcje i represje, tak ze strony środowiska akademickiego jak i władz uczelni za to, że śmieli prezentować inny niż lewicowy punkt widzenia, promować inne wartości, zwłaszcza chrześcijańskie.
Pierwsza poprawka do Konstytucji (o gwarantowanej wolności słowa) jest na uniwersytetach zagrożona
— podkreślali.
Amerykańskie media pełne są takich historii. Układa się to w obraz niepokojący: mimo konstytucyjnych gwarancji w praktyce poglądy konserwatywne podlegają prześladowaniom i nie mogą być swobodnie artykułowane, są wykluczane z targowiska idei jakim powinny być uczelnie. Młodzi ludzie nie stykają się więc z nimi, otrzymują jedynie te lewicowe. Coraz bardziej lewicowe.
Cóż, wypada przyklasnąć inicjatywie Trumpa i zaapelować: skopiujmy to! Dziś na uniwersytetach można organizować dowolne marksistowsko-prokomunistyczne akcje, debaty, wydawnictwa, ale nie da się zorganizować bez awantury i problemów debaty konserwatywnej. w tym pro-life czy zahaczającej o sprawy niewygodne dla ruchów progresywnych. W dyskusjach można też podważać społeczne dogmaty, ale tylko w jedną stronę.
Tak być nie może i Trump pokazuje, że można przynajmniej próbować z tym walczyć. Wolność słowa na uniwersytetach zagrożona jest także w Polsce i także u nas. Również u nas za pieniędzmi podatnika muszą iść realne gwarancje, że studenci inni niż lewicowi nie będą prześladowani, zastraszani, poddawani presji.
Obecny rząd ma narzędzia, by to zagwarantować.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/439254-trump-broni-wolnosci-slowa-na-uniwersytetach-skopiujmy-to
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.