Działania premiera Netanjahu budzą na świecie zdumienie i niedowierzanie. Prasa amerykańska, polska i izraelska zachodzi w głowę jaki jest cel szkodliwych działań podejmowanych przez Izrael wobec naszego kraju. Tymczasem jeśli spojrzymy na stosunki międzynarodowe jako na wielką szachownicę dostrzeżemy, że Netanjahu powoli gromadzi w swym ręku władzę niemal dyktatorską. I planuje najpewniej kopernikański zwrot w dotychczasowych relacjach swego kraju z zagranicznymi partnerami.
Nie wiem czy jest sens dokonywania po raz tysięczny rekapitulacji faktów z ostatnich dni i tygodni - Polska dała się wmanewrować w międzynarodowy szczyt podczas którego została nie tylko upokorzona jako rzekomy sprawca Holocaustu (czy zauważyli Państwo, iż Niemcy hitlerowskie w tej nowej narracji już nie występują?) ale też zniszczyła bardzo dobre stosunki z Iranem i zaprzepaściła szanse na prowadzenie z tym państwem dobrych interesów gospodarczych. Wszystko to w imię dość naiwnej wiary w „wieczny sojusz” z USA i budowę (potrzebnego, to prawda) Fortu Trump. Dodałbym, że oto weszliśmy w te same buty w których znajdowaliśmy się w 1939 ale byłoby to już doprawdy kopaniem leżącego.
Nie pracuję jednak w polskim MSZ toteż nie przyjmę na siebie roli doradcy tego co Polska mogła zrobić i czego uniknąć, pozwolę sobie natomiast wskazać iż polityka premiera Netanjahu wcale nie jest tak irracjonalna jak może się pierwotnie wydawać.
Pozornie bowiem Izrael właśnie zniszczył resztki zaufania między nim a Polską. Nasz kraj, bądźmy szczerzy, zawsze był państwem niezwykle przychylnym Izraelowi, a z pewnością należał do grupy najbardziej przychylnych wobec tego kraju państw w UE. Wbrew mitowi o polskim antysemityzmie (wyssanym oczywiście „z mlekiem matki”) antysemityzm jest w Polsce zjawiskiem marginalnym (na co mamy dowody w postaci żenująco niskich wyników wyborczych wszelkich partii jadących na antysemickiej narracji), sami Żydzi zaś cieszą się jeśli nie sympatią to na pewno daleko idącym zrozumieniem ze strony naszych rodaków. Sprzyja temu bolesna historia II wojny światowej kiedy rzesze polskich bohaterów ratowały Żydów z rąk niemieckich oprawców. Izrael ostatnimi działaniami te dobre stosunki zniszczył. Mówiąc ekonomicznie jedynym co ów kraj do nas eksportuje to konflikt i kolejne upokorzenia. Realnie więc Izrael z sojusznika staje się krajem nieprzyjaznym Polsce. Jest to przykra rzeczywistość - sam niejednokrotnie broniłem działań Izraela na Bliskim Wschodzie. Obecnie przychodzi mi to z trudnością.
Jednocześnie Izrael stawia w niełatwej sytuacji USA. Obecna administracja prezydenta Trumpa jest najbardziej przychylną Izraelowi od wielu lat, być może od zawsze. Jednocześnie prezydent Trump do tej pory zdawał się pojmować, iż Polska jest jego państwu potrzebna jako pewien „Izrael Europy”, to znaczy państwo, które może z pomocą Stanów Zjednoczonych skutecznie tłumić ambicje Federacji Rosyjskiej w regionie. Jednak obecnie obaj sojusznicy - Polska i Izrael są skonfliktowani. To stawia administrację prezydenta w niełatwej sytuacji, choć nie trzeba być jasnowidzem by wiedzieć, że w długim okresie USA raczej postawią na Izrael niż Polskę.
Mimo to, tak twierdzą analitycy wypowiadający się w amerykańskiej i izraelskiej prasie - Netanjahu sporo ryzykuje a wypowiedzi jego i jego ministrów konfliktujące Izrael z „ostatnim sojusznikiem w Europie” są irracjonalne. Czy na pewno? Mam wrażenie, że sojusznik jakim do tej pory była Polska ustępuje miejsca innemu graczowi - Rosji.
Niemożliwe! - zakrzyknie ktoś - Wszak Izrael znajduje się w sojuszu z USA, a Stany są w konflikcie z Rosją, Chinami i Iranem! Teoria o zwrocie jest absurdalna!
Tylko, że nie jest.
W polityce międzynarodowej nie ma niezmiennych sojuszy - są tylko niezmienne interesy. A interes państwa Izrael jest jeden - przetrwanie.
Stany Zjednoczone ostatnimi działaniami w Syrii pokazały, iż gotowe są wycofać się albo znacząco ograniczyć swą obecność na Bliskim Wschodzie. Pokazały, że mowa o nowej doktrynie Monroe wcale nie musi być tylko bajaniem fantastów. A Izrael potrzebuje sojusznika, który stabilizowałby z nim sytuację na Bliskim Wschodzie. Tymczasem Rosja, choć wcześniej nie miała tu interesów, potraktowała wojnę w Syrii jak poligon doświadczalny dla swej armii. Wojsko FR już nie jest tym fatalnie zorganizowanym tworem, który sprzedawał swoje czołgi na złom w Czeczenii w epoce Jelcyna. Nie - obecnie to armia bitna, nowoczesna i przygotowana do walki na rozmaitych teatrach działań, co udowodniła szybko i sprawnie kończąc syryjską awanturę (bądźmy szczerzy - trwające w tym kraju walki to już agonia konfliktu). Czy więc tak trudno sobie wyobrazić w ciągu najbliższych 5, 10, 15 czy 20 lat takie przewartościowanie sojuszy w którym to Federacja Rosyjska przejmuje rolę najbliższego partnera Izraela w miejsce izolujących się Stanów? Zwłaszcza, że sytuacja wewnętrzna w USA jest nienajlepsza i gdyby ktoś powiedział mi, że szykuje się tam realna, gorąca wojna domowa to nawet nie byłbym tym faktem zaskoczony.
Izrael w atakach na Polskę nie traci lecz zyskuje. Zyskuje wzrost swej pozycji w rozmowach z USA, ukazując, iż w Polskę nie ma co inwestować, bo to wszak kraj antysemitów, których reżim wykonał Holocaust. Zyskuje też w rozmowach z Rosją, pokazując, że oto oderwał Polskę z orbity zainteresowania USA przekazując nasz kraj Kremlowi na srebrnej tacy. Polityka Izraela jest tu więc bezwzględna, cyniczna, brutalna - ale jak dotąd skuteczna.
A co może uczynić Polska? Kiedyś napisałbym, że grać na kilku fortepianach, wszak mieliśmy do dyspozycji co najmniej trzy - jeden „made in USA”, drugi „made in EU” i trzeci „made in China”. Teraz jednak, mam wrażenie gramy tylko na instrumencie amerykańskim, pozostałe dwa zaś porąbano na opał i dawno spalono.
Można oczywiście zamawiać nowe fortepiany, lecz zanim te do nas dotrą może okazać się, że koncert już się dla nas skończył.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/434870-izraelski-zwrot-ku-rosji