Bliskowschodnia konferencja w Warszawie nie doprowadzi do stworzenia międzynarodowego sojuszu przeciwko Iranowi, ale dla rządu Izraela może być okazją do poprawy nieformalnych relacji z państwami arabskimi - ocenia w czwartek izraelski dziennik „Haarec”.
W ocenie gazety uczestnicy konferencji mają własne interesy i sam ich udział w spotkaniu nie oznacza, że chcą stworzyć „wspólny mechanizm do działania przeciw Iranowi”.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: RELACJA. Drugi dzień konferencji bliskowschodniej. Przedstawiciele państw z całego świata dyskutują o konfliktach na Bliskim Wschodzie
Dla Polski konferencja jest ważna jako przesłanie pod adresem Rosji, że współpraca między Warszawą w Waszyngtonem jest trwała - podkreśla „Haarec”. Jak dodaje, „Polska ma nadzieję, że USA zbudują na jej terytorium stałą bazę wojskową (…), a sankcje przeciw Iranowi (…) nieszczególnie ją interesują”.
Arabia Saudyjska, Izrael i USA chcą stworzyć międzynarodowy mechanizm współpracy, ale jego „cele i mandat są niejasne”. Jeśli ich celem jest zmuszenie Iranu do renegocjacji porozumienia atomowego i wstrzymania programu balistycznego, to znaczy, że kraje te uważają Teheran za wiarygodnego partnera zdolnego dotrzymywać zawartych umów; jeśli tak, to „można się tylko zastanawiać, dlaczego (prezydent USA Donald) Trump wycofał się z umowy atomowej zamiast zabiegać o kontynuowanie negocjacji” - zauważa „Haarec”. Jeśli jednak - dodaje - celem jest uzyskanie szerokiego poparcia dla amerykańskich sankcji wobec Iranu, to warszawska „konferencja nic nie pomoże bez współpracy ze strony Rosji, Chin i Iraku”.
Ponadto „polska gościnność” w Warszawie nie jest w stanie przezwyciężyć podziałów między krajami europejskimi a USA w podejściu do Iranu - ocenia gazeta.
Dla premiera Izraela Benjamina Netanjahu bliskowschodni szczyt to „okazja do sfotografowania się z przywódcami (krajów) arabskich, które nie utrzymują formalnych stosunków dyplomatycznych z Izraelem”, co przyda się partii Netanjahu Likudowi w kampanii przed wyborami parlamentarnymi w kwietniu.
Już teraz można przewidywać, że Netanjahu przywiezie z Warszawy głównie puste słowa i deklaracje, ale żadnych konkretnych postępów w sprawie irańskiej. Jednak spotkanie izraelsko-arabskie, pierwsze od międzynarodowych szczytów przy okazji porozumień z Oslo w latach 90., to pozytywny sygnał. Nawet jeśli nie doprowadzi do konkretnych osiągnięć, typu ustanowienie stosunków dyplomatycznych czy porozumień handlowych, to może posunąć do przodu porozumienia (między krajami arabskimi) a Izraelem, osłabić oficjalny panarabski zakaz utrzymywania kontaktów z Izraelem i wzmocnić fundamenty formalnych porozumień, jakie Izrael ma z Egiptem i Jordanią
— podkreśla „Haarec”.
W osobnym artykule gazeta zauważa, że pewna wypowiedź Netanjahu sprzed wyjazdu do Warszawy właściwie przekreśla szanse na powodzenie pokojowego planu dla Bliskiego Wschodu, którego zręby mają zaprezentować na konferencji przedstawiciele władz USA. Na spotkaniu z wpływowymi przedstawicielami środowisk prawicowych i syjonistycznych w Jerozolimie Netanjahu obiecał, że jeśli wygra kwietniowe wybory parlamentarne, to stworzy „wyznaniową, prawicową koalicję rządzącą i nie zaoferuje partnerstwa swojemu centrowemu rywalowi, Benny’emu Gancowi”.
W opinii „Haareca” Netanjahu robi tak, bo zdaje sobie sprawę, że prawicowi partnerzy koalicyjni za odpowiednią stawkę poprą jego starania o przepisy, dzięki którym mógłby doprowadzić do zamknięcia toczących się przeciw niemu śledztw korupcyjnych.
Wtedy plan pokojowy Trumpa będzie martwy już na starcie, bo Netanjahu stanie się zakładnikiem partii skrajnej prawicy żądających, by chronił ich interesy w zamian za to, że one będą chroniły jego
— tłumaczy.
W innej analizie dziennik pisze, że warszawska konferencja nie doprowadzi do postępów w sprawie procesu pokojowego, bo administracja Trumpa „chce ją wykorzystać do forsowania swojej wizji dla Izraela i Palestyny, a wizja ta, sądząc po dotychczasowych działaniach (Waszyngtonu), z pewnością za cel nie ma pokoju”.
Działania podjęte przez administrację Trumpa podkopały pokój i stabilność w naszym regionie. Stawiając się całkowicie po stronie rządu Izraela, próbowała znormalizować izraelską okupację (terytoriów palestyńskich) oraz systematyczne odmawianie Palestyńczykom prawa do samostanowienia**
— ocenia „Haarec”.
Jak dodaje, brak stanowczej reakcji społeczności międzynarodowej na postępowanie Izraela wobec Palestyńczyków „tylko ośmieliło” państwo żydowskie, które kontynuuje działalność osadniczą bez obawy przed międzynarodowymi reperkusjami.
Podkreślając, że liczba osiedli żydowskich na terytoriach palestyńskich potroiła się od czasu podpisania porozumień z Oslo w 1993 roku, dziennik pisze, że podejmowana w Warszawie próba unieważnienia Arabskiej Inicjatywy Pokojowej na rzecz zakończenia konfliktu izraelsko-palestyńskiego się nie uda. Nie biorąc udziału w konferencji, strona palestyńska mówi, że „jedynym sposobem na osiągnięcie trwałego pokoju jest stosowanie prawa międzynarodowego”, a „rozwiązanie dwupaństwowe pozostaje jedyną realną opcją, która może zaprowadzić pokój i sprawiedliwość na Bliskim Wschodzie” - konkluduje.
Do sprawy konferencji bliskowschodniej odniósł się prorządowy „Teheran Times”, który twierdzi, że konferencja w Warszawie to kampania dezinformacji.
Presja Europy zmusiła Waszyngton, by przeformułował agendę konferencji z demonizacji Iranu na skupioną na pokoju i bezpieczeństwie Bliskiego Wschodu, ale „nie ma wątpliwości, że sekretarz (stanu USA) Mike Pompeo, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton, wiceprezydent Mike Pence i izraelski premier Benjamin Netanjahu wykorzystają tę okazję, by dać ujście swojemu osobistemu gniewowi na Iran i powiedzieć, że to Iran jest źródłem problemu” - uważa irański dziennik.
„Tehran Times” ocenia przy tym, że „demonizacja Iranu nie rozwiąże żadnego problemu, dopóki taka polityka będzie prowadzona”.
Warszawska konferencja jest w rzeczywistości kampanią dezinformacyjną przeciwko Iranowi. Ku zaskoczeniu Pompeo i jego przyjaciół w Izraelu, Arabii Saudyjskiej i ZEA, kampania dezinformacyjna w Warszawie była martwa, nim się w środę zaczęła.
To jasne, że Waszyngton, a szczególnie jego obecna administracja, nie dążą do pokojowego i stabilnego Bliskiego Wschodu
— ocenia gazeta.
Dodaje, że jeśli Stanom Zjednoczonym rzeczywiście zależy na stabilizacji regionu, powinny one „naprawić swoje błędy”, w tym zaprzestać wsparcia dla Arabii Saudyjskiej, która jest – jak pisze dziennik - „miejscem narodzin ideologii religijnego terroryzmu”.
USA powinny też zmusić ten kraj i ZEA do zakończenia wojny w Jemenie oraz, co ważniejsze, przestać wspierać Izrael, który „od dziesięcioleci działa wbrew wszystkim przyjętym na świecie normom i prawu międzynarodowemu” - twierdzi „Tehran Times”. Według gazety główne przyczyny konfliktów na Bliskim Wschodzie to właśnie Izrael i „ślepe poparcie”, jakiego udzielają mu USA.
W warszawskim spotkaniu ministerialnym poświęconym problematyce pokoju i bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie udział biorą przedstawiciele kilkudziesięciu krajów z całego świata, m.in. wiceprezydent USA Mike Pence i sekretarz stanu Mike Pompeo, premier Izraela Benjamin Netanjahu, a także szeroka reprezentacja Bliskiego Wschodu (w tym Arabia Saudyjska, Izrael, Katar, Jemen, Jordania, Kuwejt czy Zjednoczone Emiraty Arabskie) oraz przedstawiciele wszystkich państw członkowskich UE.
Na warszawskiej konferencji nie ma przedstawicieli Iranu, który nie został zaproszony do udziału w spotkaniu. Jeszcze w styczniu, informując o planach zorganizowania konferencji, sekretarz stanu USA zapowiadał, że to właśnie wpływom tego kraju w regionie Bliskiego Wschodu poświęcona ma zostać szczególna uwaga uczestników rozmów w Warszawie.
Władze w Teheranie krytykują warszawską konferencję, twierdząc, że spotkanie oficjalnie poświęcone pokojowi i stabilności na Bliskim Wschodzie w rzeczywistości jest wymierzone w Iran. Przedstawiciele polskich władz zapewniają, że konferencja nie ma charakteru antyirańskiego.
wkt/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/433908-haarec-i-teheran-times-sojuszy-nie-bedzie