Niektórzy twierdzą, że liberałów łatwo odróżnić po tym, że najlepiej wiedzą, o czym nie powinno się mówić, pisać i dyskutować, a także jak się tego nie powinno robić a jak trzeba, żeby zostać dołączonym do ich zacnego grona. Jest to liberalizm totalny, jeśli nie totalitarny. Do światłej awangardy liberałów należy – jeśli wierzyć zachodnim mediom od „Politico” po „Washington Post”, a także jego własnym deklaracjom – prezydent Francji Emmanuel Macron.
Gospodarz Pałacu Elizejskiego utrzymuje od początku swej prezydentury trudne relacje z mediami. Niedługo po swojej inauguracji skrytykował prasę za to, że zamiast informować o jego programie reform „poszukuje skandali”. „Sprawy nie idą zbyt dobrze gdy prasa stawia się w roli sędziego polityki” - rzekł, a jego ówczesny rzecznik i późniejszy szef MSW Christope Castaner apelował do przedstawicieli mediów, by nie nękali minister pracy Muriel Pénicaud pytaniami bo „znajdujemy się w ważnym momencie reformy rynku pracy”. Przesłanie było proste: przestańcie nas krytykować i dajcie nam pracować! Już wówczas stało się jasne, że młody prezydent gardzi mediami, szczególnie tymi, które się z nim nie zgadzają.
Dał temu wyraz, gdy na pytanie dziennikarzy telewizji publicznej France 2 o jego strategie komunikacyjną i obiecane zmiany w rządzie odparł, że „dziennikarze go nie obchodzą”. „Dziennikarze interesują się za bardzo sobą i za mało krajem. A rekonstrukcja rządu obchodzi tylko dziennikarzy politycznych, którzy nie mają nic innego do roboty” - dodał. Dlatego też odmówił udzielenia francuskiej telewizji publicznej w 2017 r. tradycyjnego wywiadu z okazji Święta Narodowego Francji. Pałac Elizejski wyjaśnił zdumionym dziennikarzom, że myśli Macrona są „zbyt skomplikowane” by mogli je zrozumieć dziennikarze, a co dopiero obywatele”. Pismo „Marianne” odpowiedziało mu nagłówkiem: „My zbyt głupi by rozumieć prezydent Macron”. Stosunek gospodarza Pałacu Elizejskiego do prasy i telewizji, mimo humorystycznych aspektów, wcale nie jest jednak zabawny.
Krytykę, która go spotkała ze strony mediów z okazji afery Benalla, czy protestów żółtych kamizelek, francuski prezydent uważa bowiem za obrazę majestatu. Krytykującym go dziennikarzom zarzucił – o ironio - narcyzm, chęć zniszczenia go, a co za tym idzie Francji. W końcu „l’etat c’est moi”, „państwo to ja”. Tak w trakcie protestów „żółtych kamizelek” Macron stwierdził, że „połączenie social mediów i telewizji informacyjnych jest trucizną dla demokracji”. Facebook czy Twitter wspierają jego zdaniem instygatorów protestów – skrajną prawicę, Rosję i inne ponure ośrodki wpływu, dążące do zniszczenia liberalnej demokracji.
By temu zaradzić Macron zaprosił pod koniec stycznia grupę wybranych francuskich dziennikarzy na kilkugodzinną rozmowę do swojego biura w Pałacu Elizejskim. Wśród nich był dziennikarz tygodnika „Le Point” Emmanuel Berretta, który opublikował notatkę ze spotkania. Jak twierdzi Berretta Macron wyraził zaniepokojenie stanem „informacji i prawdy w naszej demokracji” oraz oburzał się, że przedstawiciele żółtych kamizelek mogli swobodnie wypowiadać się w mediach, na tej samej zasadzie co ministrowie, posłowie czy radni. Argumentował, że nie może tak być by opinia ministra była tyle samo warta co poglądy przeciętnego obywatela w żółtej kamizelce. „Musimy zaakceptować, że istnieje hierarchia słów. To nie jest tak, że wszystko się równoważy” - zaznaczył. W skrócie: minister mówi z zasady prawdę, a w każdym razie to co mówi jest wartościowe i łatwe do zweryfikowania, a obywatel mówi co chce, czyli na ogół wygaduje bzdury.
Nie obyło się tez bez kolejnych ataków na social media, gdzie zdaniem Macrona żółte kamizelki są mobilizowane do walki przez skrajną lewice i prawicę. Inaczej ruch ten – przekonywał - dawno by padł i protesty ustały. „Są działacze, których szkoli się w manipulacji ludźmi na portalach społecznościowych” - przekonywał. A następnie równie źli dziennikarze mainstreamowi biorą to co się dzieje na Facebooku i powielają w prasie oraz telewizji. W ten sposób zdaniem Macrona media te „tracą wiarygodność”. Jak ją przywrócić? Tu polityk, który we wrześniu 2017 r. na forum ONZ zobowiązał się bronić wolności prasy i dziennikarzy na świecie, dostarczył prostą i sprawdzoną receptę: cenzurę. No bo jak inaczej nazwać pomysł stworzenia struktury złożonej z dziennikarzy ale finansowanej przez państwo, której zadaniem byłoby odróżnianie prawdy od fałszu?
„Informacja w telewizjach BFM, LCI czy TF1 i wszędzie indziej jest dobrem publicznym. Dlatego należy stworzyć strukturę, która zagwarantuje jej neutralność. Weryfikacja informacji powinna być subwencjonowana przez państwo, a dziennikarze powinni być gwarantami tej neutralności” - podkreślił Macron. Krótko mówiąc: dziennikarze powinni za publiczne pieniądze cenzurować swoich kolegów, także w mediach prywatnych, decydując na bieżąco, która informacja jest „neutralna” politycznie, a więc zgodna z obowiązującym kanonem, a która nie. Publicysta Claude Askolovitch na portalu slate.fr uważa, że „prezydent republiki chce objąć dziennikarstwo opieką”, i zastanawia się czy wolność może kwitnąć pod przymusem.
Odpowiedź na to pytanie wydaje się prosta. Wolność słowa to prawo do formułowania każdej myśli w zgodzie z własnymi poglądami i poczuciem uczciwości oraz swobodne głoszenie jej na forum publicznym. Światli liberałowie pokroju Macrona doszli najwyraźniej do wniosku, że to niebezpieczna koncepcja. Tworzy ona bowiem ryzyko – w połączeniu z powszechnym prawem wyborczym - dojścia do władzy nie tych, którzy powinni (faszystów, konserwatystów, populistów, nacjonalistów – niepotrzebne skreślić). Proponują nam więc coś w rodzaju miękkiego autorytaryzmu, czyli rządy zza zamkniętych drzwi gabinetów, podparte niewybranymi demokratycznie ciałami regulacyjnymi, i nieliczące się z rządzonymi.
Obywatele, dla których Macron zdaje się odczuwać - podobnie jak do dziennikarzy - tylko pogardę, są jednak wciąż bardzo przywiązani do demokracji, jako procesu wyboru i nadzoru rządzących. Środki zaradcze na kryzys liberalnej demokracji, które przedstawiciele globalistycznych elit nam proponują, tylko przyśpieszą więc ich własną agonię.
-
Wyjątkowy PREZENT dla prenumeratorów!
Super oferta dla czytelników tygodnika „Sieci”! Zamów i opłać roczną prenumeratę pakietu: tygodnik „Sieci” i miesięcznik „wSieci Historii”, a książkę Andrzeja Fedorowicza „Słynne ucieczki Polaków” otrzymasz GRATIS!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/432619-hierarchia-slow-czyli-macron-i-cenzura-mediow