Ostatnio pisałem na portalu wPolityce, że logika obecnej walki politycznej w Polsce spycha ją w kierunku wojny kulturowej.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: To już nie jest walka polityczna. To wojna kulturowa. Czy PiS zdaje sobie z tego sprawę?
Nie jest to bynajmniej zjawisko tylko polskie. W wielu krajach Zachodu ta wojna kulturowa wydaje się być ostatecznie rozstrzygnięta na korzyść kultury sekularnej, laickiej, liberalnej, postoświeceniowej. Są już państwa, w których chrześcijaństwa wstydzą się nawet Kościoły.
Nie wszystkie kraje Zachodu skapitulowały jednak przed kulturową hegemonią. Najlepszym przykładem są Stany Zjednoczone, a widać to szczególnie za prezydentury Donalda Trumpa. Swoje zwycięstwo zawdzięcza on zrozumieniu logiki współczesnego konfliktu. Ma on bowiem świadomość, że walka toczy się na dwóch podstawowych frontach: pierwszym – politycznym i gospodarczym oraz drugim – cywilizacyjnym i kulturowym.
Dlatego polityka Trumpa opiera się na dwóch filarach. Z jednej strony obniżył radykalnie podatki, uprościł system fiskalny, zlikwidował zbędne regulacje, wzmocnił siłę dolara, zmniejszył bezrobocie i inflację oraz nadał amerykańskiej gospodarce nowy impet. Ale to nie wszystko.
Z drugiej strony bowiem Trump bierze udział w wojnie kulturowej. W swoich przemówieniach często podkreśla wielkość cywilizacji zachodniej, rolę chrześcijaństwa i wagę świętości ludzkiego życia. Na słowach jednak nie poprzestaje. Choć sam nie jest bynajmniej wzorem wcielania cnót ewangelicznych w życiu prywatnym, to jednak prowadzi realną politykę, która zjednuje mu wciąż nowych sympatyków w ruchu Moralnej Większości. Pisałem o tym szczegółowo w styczniu na portalu wPolityce.
Jego determinacja, jaką wykazał podczas walki o nominację Bretta Kavanaugha do Sądu Najwyższego, utwierdziła tylko chrześcijańskich konserwatystów w USA, że dokonali trafnego wyboru, angażując się w kampanii wyborczej po stronie Trumpa.
Podobnie działa na Węgrzech Viktor Orbán. Z jednej strony wzmocnił rodzimą klasę średnią przez obniżenie podatków i przejrzysty system fiskalny. Zaczął egzekwować podatki od wielkich koncernów zagranicznych, które dotychczas tego unikały. Wyzwolił 200 tysięcy rodzin z pętli toksycznych kredytów dewizowych. Rozpoczął walkę z praktykami monopolistycznymi zachodnich korporacji, co zaowocowało zmniejszeniem o jedną piątą opłat komunalnych dla obywateli.
Z drugiej strony cały czas podkreśla, że należy bronić cywilizacji chrześcijańskiej i wzywa do konserwatywnej kontrrewolucji. Sprzeciwia się ideologii multikulturalizmu i wpływom islamu politycznego w Europie. Doprowadził do usunięcia programów gender z węgierskich uniwersytetów. Prowadzi kampanię „adopcja zamiast aborcji”. Popiera wszystkie działania wspólnototwórcze, sprzyjając rozwojowi inicjatyw integrujących Węgrów: od religijnych po sportowe.
Tą samą drogą kroczy obecnie rząd Włoch, którego twarzą pozostaje wicepremier Matteo Salvini. W Polsce znany jest głównie z tego, że prowadzi twardą politykę antyimigracyjną i walczy z Unią Europejską o budżet swojego państwa. Na Półwyspie Apenińskim natomiast zwraca się uwagę także na to, że od kilkudziesięciu lat nie było tam polityka, który by tak często mówił o Bogu i roli chrześcijaństwa w życiu publicznym. W ostatnią sobotę Salvini zorganizował w centrum Rzymu 80-tysięczną manifestację, podczas której odwoływał się do nauczania Jana Pawła II. Wypowiedział się tam też wyraźnie przeciw projektowi multikulturalnej Europy, dodając, że każdy naród na naszym kontynencie ma swoją „duszę i tożsamość”, o które trzeba dbać. Powiedział też:
Ten rząd dotrzyma wszystkich swoich zobowiązań i zostanie oceniony na podstawie liczby dzieci, które znów zaczną się rodzić w kraju, i które nie będą miały „rodzica 1” i „rodzica 2”, ale matkę i ojca.
Do podobnego nurtu zaliczyć można wybranego niedawno na prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro. Nie zaczął on jeszcze rządzić, więc nie sposób oceniać jego działań. Można natomiast – przysłuchując się jego wystąpieniom i przyglądając programowi – zauważyć to samo oparcie się na dwóch filarach: politycznym i kulturowym; dostrzeżenie, że człowiek to ciało i dusza.
Trump, Orbán, Salvini czy Bolsonaro to postaci uosabiające szersze zjawisko, jakim jest dzisiejszy bunt demosu przeciw liberalnym elitom, które oderwały się od swych społeczeństw i starają się narzucić narodom swe utopijne projekty inżynierii społecznej. Ludzie trafnie rozpoznają, że te projekty są dla nich zagrożeniem nie tylko w sferze materialnej, lecz także duchowej.
Dlatego na dłuższą metę nie jest możliwe żadne zwycięstwo konserwatystów, jeśli skoncentrują się oni jedynie na walce politycznej i reformach gospodarczych, a nie zaangażują się w wojnę kulturową. Bez tego opóźnią jedynie upadek swych obozów. Trump, Orbán, Salvini i Bolsonaro wiedzą to dobrze. Czy liderzy Prawa i Sprawiedliwości mają podobną świadomość?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/424842-trump-i-orban-wiedza-ze-biora-udzial-w-wojnie-kulturowej