Konsekwentna postawa włoskich władz, w szczególności ministra spraw wewnętrznych Matteo Salviniego, który kilka miesięcy temu odmówił przyjmowania statków z imigrantami we włoskich portach, zaczyna dziś przynosić skutki. Organizacja „Lekarze bez granic” podjęła decyzję o wycofaniu okrętu „Aquarius”, na którego pokładzie od 2016 roku sprowadzono do Europy 30 tys. przybyszy z Afryki.
W oświadczeniu „Lekarzy bez granic” przyznano, że decyzja o zakończeniu rejsów „Aquariusa” na Morzu Śródziemnym została wymuszona „nieprzerwaną kampanią władz włoskich” przeciwko aktywistom sprowadzającym „bezbronnych uciekinierów” do Europy. Dyrektor generalny organizacji Nelke Manders nazwała zaprzestanie tej działalności „czarnym dniem”. „Koniec misji Aquariusa oznacza więcej niepotrzebnej śmierci gdzieś na morzu, z dala od ludzkich oczu” – stwierdziła z emfazą. „Mniej rejsów oznacza mniej śmierci. To dobrze” – odpowiedział na to krótko Salvini.
Oczywiście Manders pominęła fakt, że tak krytykowane przez nią władze włoskie wydają jednocześnie grube pieniądze na pomoc imigrantom znajdującym się na terytorium Libii. Według danych z marca na okazję do podróży przez Morze Śródziemne oczekuje tam ok. 180 tys. Libijczyków oraz 662 tys. imigrantów z głębi Afryki. Dalsza działalność takich organizacji jak „Lekarze bez granic” prowadziła więc jedynie do dalszego wzrostu liczby uciekinierów oraz gwałtownego rozwoju usług przemytniczych. Europejska straż graniczna Frontex przyznaje, że obecność „Aquariusa” i statków podobnych organizacji bardzo zwiększa szanse imigrantów na dotarcie do Europy, co „pomaga przestępcom rozwijać swój interes po bardzo małych kosztach własnych”.
Zaprzestanie działalności „Lekarzy bez granic” na Morzu Śródziemnym, choć zmniejsza strumień imigrantów, nie eliminuje jednak wszystkich zagrożeń. Terytorium Libii jest bowiem podzielone pomiędzy dwie zwalczające się grupy: z jednej strony jest uznawany przez ONZ i większość krajów rząd w Trypolisie, a z drugiej strony rebelianci pod wodzą tytułującego się feldmarszałkiem Chalify Haftara. Rezydujący w Tobruku Haftar wspierany jest przez Egipt oraz – na razie dyskretnie – przez Rosję, która przerzuciła już do Tobruku i Bengazi oddział komandosów oraz broń rakietową (chodzi o system przeciwlotniczy S-300 oraz rakiety do zwalczania celów morskich „Kalibr”). Na terenie zajętym przez rebeliantów działają także oddziały rosyjskich najemników z tzw. grupy Wagnera. Zdaniem wielu ekspertów Rosjanom chodzi przede wszystkim o przejęcie kontroli nad bogatymi złożami ropy naftowej w Libii, ale ich obecność może doprowadzić do eskalacji konfliktu i – w rezultacie – do kolejnej dużej fali imigracyjnej w kierunku Europy.
To może – przynajmniej częściowo – tłumaczyć, dlaczego Włochy, które należą do głównych krytyków unijnej polityki migracyjnej (czym budzą sympatię w Polsce), są jednocześnie zwolennikiem porozumienia Unii z Rosją i złagodzenia sankcji przeciwko Kremlowi. Ukraina leży przecież daleko, a Libia – całkiem blisko. Może więc lepiej się dogadać? – myślą Włosi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/424827-wloski-sukces-w-walce-z-imigracja-ale-czy-okaze-sie-trwaly