Francuska rewolta żółtych kamizelek ma oczywiście wiele przyczyn. Jest kolejnym dowodem, że polityka łupienia klasy średniej, zwłaszcza jej niższych warstw, przez wąską globalistyczną elitę, podmywa fundamenty zachodnich demokracji.
Rewolta jest jednak także sygnałem w jakimś sensie optymistycznym. Okazuje się bowiem, że nawet jeśli sztuczki stosowane przez rozmaitych „wajchowych” kończą się pełnymi sukcesami, to są to jednocześnie sukcesy coraz mniej trwałe, coraz bardziej kruche.
Cała koncepcja prezydentury Emmanuela Macrona, wraz z koncepcją jego partii „La République En Marche!” była przecież niczym więcej niż trickiem elit, mającym zatrzymać jakiekolwiek istotne zmiany. Zmieniono niemal wszystko, by możliwie wiele pozostało po staremu. Front Narodowy zamknięto w skutecznym getcie, a kandydata prawicy republikańskiej François Fillona, polityka z największymi szansami na zwycięstwo, brutalnie zniszczono za pomocą w sumie błahych zarzutów finansowych.
Wydawało się, że gniew Francuzów, ich niezadowolenie z masowej imigracji, szaleństw politycznej poprawności, niemądrej polityki ekonomicznej i społecznej, znów zostanie przekierowany przeciwko tym, którzy… ową politykę chcieli skorygować, przedstawiając mądre lub mniej mądre recepty. Macron odniósł przecież spektakularny sukces, zdobywając zarówno prezydenturę, jak i parlamentarną większość, kosztem tradycyjnych, historycznych ugrupowań. Wydawał się skazany na długoletnie, w miarę spokojne rządy. Dziś zmaga się ze społeczną rewoltą, i bije rekordy niepopularności.
Sztuczki wciąż działają, ale tak jak narkotyki, dawki muszą być coraz większe, a efekty uboczne stają się coraz bardziej dotkliwe. Świat zachodu coraz szybciej zbliża się do momentu zasadniczego rozstrzygnięcia. Albo elity otrzeźwieją i przypomną sobie o swoich narodach, albo czekają nas wstrząsy o nieprzewidzianych konsekwencjach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/424004-zolte-kamizelki-czyli-wajchowy-ma-coraz-wieksze-klopoty