Niemiecki tygodnik „Der Spiegel” zapytał policjantów czy Niemcy rzeczywiście stają się coraz mniej bezpieczne, a jeśli tak, to dlaczego? Czy to bezpośredni wynik kryzysu uchodźczego? I jaki ma to wpływ na pracę stróżów prawa?
Według 39-letniego komisarza Borisa Novaka, który od 17 lat pełni służbę w Berlinie, przestępcy w stolicy „stają się coraz bardziej agresywni”. Novak ma m.in. nadzór nad dzielnicą Tempelhof, gdzie znajduje się jeden z największych obozów dla azylantów w Niemczech.
Jest to bardzo męcząca praca. Pod względem fizycznym. Jakiś czas temu zostałem ciężko ranny. Usiłowałem zakończyć bójkę na imprezie z okazji obrzezania dziecka. Jeden z mężczyzn rozbił na mojej głowie aż dwa krzesła. Mój kręgosłup szyjny poważnie ucierpiał, byłem na zwolnieniu lekarskim przez pół roku
—skarży się komisarz. Jak podkreśla ataki na policjantów pełniących służbę to zjawisko normalne w niemieckiej stolicy.
Ostatnio koledzy wtykali mandaty za wycieraczki wozów, które parkowały na pasie rowerowym. Właściciele samochodów siedzieli w barze szisza naprzeciwko. Zaczęli rzucać w funkcjonariuszy jajkami. A następnie otoczyli kolegów. Było ich od 15 do 20. Koledzy zamknęli się w radiowozie i wezwali wsparcie. Potrzebowaliśmy dwóch psów policyjnych, by uspokoić sytuację
—opowiada Novak dalej. Według niego „migranci przysparzają policji najwięcej kłopotów”.
60 do 70 proc. przypadków przestępstw jest popełnianych przez migrantów. Gdy pochodzą z kręgu kulturowego islamu nie akceptują na dodatek kobiet w mundurach. Nie chcą z nimi rozmawiać. Nie traktują nas też poważnie, bo obchodzimy się z nimi ostrożnie
—podkreśla policjant z Berlina. Jak zaznacza obóz dla azylantów w Tempelhof jest częstym celem policyjnych akcji.
Był taki czas gdy przebywaliśmy tam ciągle. Narkotyki, napaście seksualne, bijatyki
—podkreśla komisarz i dodaje, że przeszkadza mu „rosnąca polityczna poprawność”.
Pewnego razu kobieta zgłosiła napaść seksualną, której padła ofiarą na schodach do metra. Kiedy zapytałem ją, jaki podejrzany miał kolor skóry, oświadczyła, że nie powinienem jej pytać o takie rzeczy, że to nie ma znaczenia. Przeżyłem szok
—twierdzi Novak i wspomina jak kiedyś rozwiązał bijatykę przed meczetem, w której uczestniczyło pięciu migrantów z Egiptu. Ponieważ czworo z nich, którzy bili piątego, miało obywatelstwo niemieckie, a ofiara nie, przełożeni zasugerowali mu by zgłosił sprawę Urzędowi Ochrony Państwa.
Zasugerowano mi, że sprawcy mogli kierować się motywem rasistowskim
—mówi. Tania Kambouri ma 35 lat i od 15 lat pełni służbę w policji w Bochum w Zagłębiu Ruhry. Według niej tych, którzy stwarzają problemy robi się coraz więcej, a „są to w większości migranci z Afryki i Bliskiego Wschodu”.
Na ulicach w Zagłębiu Ruhry jest niebezpiecznie, jak nigdy dotąd. Miałam wrażenie, że muszę poinformować o tym opinię publiczną, dlatego napisałem książkę „Niemcy w płomieniach: wołanie o pomoc policjantki”
—mówi Tambouri w rozmowie ze „Spieglem”. Jak zaznacza „rozumie, że wielu ludzi się boi”.
Sama nie czuje się już bezpiecznie w życiu prywatnym, a nie jestem bynajmniej strachliwa. Na służbie moi koledzy i ja jesteśmy często atakowani, opluwani, obrażani. Takie rzeczy stały się niestety codziennością w naszej pracy. Kilkakrotnie zostałam ranna podczas takich incydentów
—tłumaczy policjantka. Według niej szczególnie migranci płci męskiej nie traktują policji poważnie.
Jesteśmy dla nich przedstawicielami słabego państwa, któremu można wejść na głowę. Ja od nich często słyszę: jesteś kobietą. Z tobą nie gadamy. Inni uważają, że jako policjantka z tłem migracyjnym nie powinnam pracować dla „kartofli”, czyli Niemców, a ponieważ to robię to zdradziłam społeczność imigrancką
—twierdzi Tambouri. Według niej by nie utracić kontroli nad niektórymi dzielnicami konieczne jest „twarde postępowanie”: dużo policji na ulicach, wysokie kary oraz odbieranie przestępcom i ich rodzinom zasiłków.
Rzeczywistość jest jednak inna: dajemy się zastraszać i robimy z siebie idiotów
—mówi policjantka dalej. Były komisarz policji federalnej Hendrik Lässig twierdzi, że on i jego koledzy (przepracował 30 lat w policji w jednym z dużych niemieckich miast) mieli wrażenie, że „zostali zmiażdżeni przez falę uchodźców”.
Naszą główną klientelą są ludzie z Afryki i krajów arabskich. […] Sytuacja w latach 2015 i 2016 była dramatyczna. To się w międzyczasie nieco uspokoiło. Młodzi mężczyźni z którymi mamy na ogół do czynienia uważają nasze ukierunkowane na deeskalację działanie za słabość. W ich krajach pochodzenia policja działa na ogół dość brutalnie. Nie wiem co z tym zrobić
—przyznaje były policjant. Jak zaznacza migranci często obrażają i wyśmiewają policjantów.
Przez lata całe jeździłem metrem w policyjnym mundurze bez broni służbowej. Dziś bym już tak nie robił. Czy to strach wkradł się do mojej duszy czy jest to wynik rosnącego poczucia rzeczywistości? […] Rozumiem, że uchodźcy przybywają do Niemiec nielegalnie, że usiłują uciec podczas kontroli i kłamią na temat swojego pochodzenia i tożsamości. Ale to ja staję się ich ofiarą gdy mnie opluwają, próbują mnie bić i kopać, sikają, wymiotują i opróżniają się w celach. […] Życzyłbym sobie państwa prawa, które chroni najsłabszych i karze złych. Niestety w rzeczywistości jest często odwrotnie
—przekonuje Lässig.
JJW, spiegel-online.de
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/422194-niemieccy-policjanci-o-migrantach-nie-traktuja-nas-powaznie