Jest to regularny kryzys gabinetowy, dziś już parlamentarny, jakiego nie było od 28 lat. I kolejne trudne dni dla premier Theresy May. Przed nami głosowanie w Izbie Gmin, potem Lordów – a już wiadomo po piątkowej debacie w izbie niższej - że nie będzie łatwo. Zwłaszcza, że wczorajsze, niedzielne dzienniki przyniosły wiadomości nie o wyciszeniu konfliktu, lecz o jego eskalacji. Oto poseł konserwatywny Zac Golsmith, syn polityka i miliardera Jamesa Goldsmitha, przesłał kolejną propozycję wszczęcia procedur o wotum nieufności dla pani premier. A „twarze Brexitu”, David Davis i Boris Johnson, toczą kuluarowe rozmowy, kto ma zająć jej miejsce. Autor piątkowej propozycji no confidence vote, Jacob Rhyss-Mogg jest typowany na wysokie stanowisko ministra skarbu i finansów. Brukselscy eurokraci także nie próżnują – jak podał The Observer, zagrozili, że jeśli Brytyjczycy nie pospieszą się z dopinaniem umowy rozwodowej, koszta wyniosą nie 39, a 50 mld funtów.
Od ubiegłego czwartku wydarzenia na Wyspach toczą się lawinowo. A oto sekwencja wydarzeń, nietypowa dla brytyjskich obyczajów politycznych. We środę Theresa May wróciła z Brukseli z finalnym draftem umowy. Przez cały czwartek wzywała na Downing Street jednego ministra za drugim, gabinetowych i pozagabinetowych, w sumie 40-45 osób, przekonując o konieczności przyjęcia wynegocjowanego kontraktu. A w „reading room” obok, wystawiono 585-stronicową umowę, z którą przybyli mogli się zapoznać. Proszę mi pokazać osobę, która jest w stanie przez pół godziny przeczytać taki tekst i zrozumieć o co chodzi – zwłaszcza, że część negocjacji, np. sprawa granicy celnej między Zjednoczonym Królestwem a Unią została utajniona. Wieczorem premier wygłosiła krótkie oświadczenie, iż rząd poparł projekt umowy z Unią, i że tekst odpowiada na oczekiwania społeczne. Nie wszyscy byli podobnego zdania, bo już następnego dnia rano, piątek, nastąpiła fala rezygnacji.
Do dymisji podał się minister ds. Brexitu - już drugi w ciągu czterech miesięcy - Dominic Raab. Za nim minister ds. pracy i spraw socjalnych Esther McVey oraz minister ds. Irlandii Północnej plus dwóch tzw. junior ministers czyli szefów departamentów. Dominic Raab ostrzegał w Izbie Gmin: ”premier pozwoliła Unii na szantaż i przypieranie Wielką Brytanię do muru, i oczekuję, że w przyszłości okaże się bardziej stanowcza”. Poseł północno-irlandzkiej partii DUP dodał z rezygnacją: „Będziemy dalej należeć do wspólnego rynku, do unii celnej, a członkowie unijnych Trybunałów, Sprawiedliwości i Praw Człowieka wciąż będą dyktować brytyjskim sędziom jak mają orzekać. I za to wszystko zapłacimy 39 mld funtów”. Najczęściej powtarzanym zarzutem było to, że draft kompletnie nie odpowiada na postulaty Brytyjczyków, wyrażane podczas kampanii referendalnej dwa lata temu. A premier, jakby nigdy nic, przekonuje, że wręcz przeciwnie i grozi posłom by poparli jej deal, inaczej grozi upadek rozmów i powrót do punktu wyjścia. Czy tak jest rzeczywiście? Nawet mądrale z BBC nie są w stanie odpowiedzieć na pytanie: jak miałby wyglądać soft Brexit, hard Brexit, nie mówiąc już o sytuacji no deal. Co na pewno można powiedzieć – że angażowanie do prowadzenia negocjacji rozwodowych przeciwniczki wyjścia, Theresy May, na pewno nie pomogło sprawie.
W Izbie Gmin wielokrotnie przypominano rejestr problemów, które skłoniły większość wyborców do głosowania za wyjściem z Unii. Pozwolę sobie przypomnieć: 1/ migracyjne tsunami, mimo zapewnień rządu Theresy May o redukcji kwot, wciąż około 350 tys. rocznie. 2/ związana z tym zapaść służb publicznych, zdrowia, szkolnictwa i edukacji, systemu pomocy socjalnej, bezpieczeństwa publicznego. 3/ jurysdykcja obu unijnych Trybunałów, Sprawiedliwości i Praw Człowieka, dyktujących brytyjskim sędziom, co mają robić oraz jak. 4/ niszczenie przez Unię „the British way of life”, w czym zawiera się wszystko, sposób myślenia o państwie, prawie, religii i rodzinie. 5/ weryfikacja trzech swobód unijnych i wycofanie się z czwartego, swobodnego przepływu osób. Zadnego z tych problemów draft umowy Theresy May nie rozwiązuje. Z informacji oficjalnych, przekazanych przez premier wynika, że porozumienie jest korzystne dla obywateli brytyjskich, a z przecieków, że niekoniecznie. Wiadomo, że obywatele Unii podróżujący na Wyspy, nie będą potrzebowali wiz, jak również Brytyjczycy wybierający się na Kontynent. Ale już nikt nie wie, czy mieszkający na terenie Wielkiej Brytanii obywatele krajów Unii będą otrzymywać socjal na dotychczasowych warunkach, no i jak będzie w sytuacji no deal? I co rząd zamierza zrobić z lawiną imigrantów spoza Europy, głównych beneficjentów systemu socjalnego? Dalej, rachunek rozwodowy wynosi tymczasem 39 mld funtów, ale Unia już grozi, że w przypadku przeciągających się rozmów, urośnie do 50 mld. I czy to przypadkiem nie jest presja, a są tacy, którzy nazywają to szantażem.
Wielu wyborców ma pretensję do premier, że nie uzyskała korzystnych warunków dla wolnego handlu, nie wiadomo, co z unią celną i gdzie znajdzie się w końcu granica między Wielką Brytania i Unią – na Irish Sea, między Republiką Irlandii i Północną Irlandią, a jeśli tak, co to znaczy „granica niewidoczna, transparentna”? A jak ogólnikowe są to zapisy niech świadczy resort gospodarki. Np. zasady korzystania z przestrzeni powietrznej, co z rybołówstwem – brytyjscy rybacy twierdzą, że nie wpuszczą francuskich na tereny połowowe, jeśli znajdują się na „ich” wodach terytorialnych, a rybacy francuscy obiecują to samo, plus żadnych zakupów ryb i owoców morza bez ustalenia nowych kwot i taryf. A co z przewozem zwierząt tam i z powrotem, rzeżnych i pet animals, domowych? I jak długo Trybunały Sprawiedliwości i Praw Człowieka będą sprawowały jurysdykcję nad brytyjskimi sądami, bo określenie „do końca okresu przejściowego”, w przypadku możliwości przedłużania go o kolejny rok, nie jest żadną odpowiedzią.
Sumując, wydaje się, że tekst draftu przywieziony przez premier May z Brukseli do Londynu, jest bliższy oczekiwaniom Unii niż wyborców, głosujących w referendum za Brexitem. Po lekturze tej propozycji, i David Davis i Boris Johnson, niedawno ministrowie, dziś zwykli posłowie zgodnie twierdzą, „kraj pozostanie wasalem Unii”. Proponowany przez rebeliantów na ministra finansów Jacob Rhyss-Mogg dodaje, że „ten projekt nie rozwiązuje spraw wolnego rynku, ani unii celnej, nie mówiąc o wciąż niejasnej granicy Wielkiej Brytanii z Unią, „która może doprowadzić do aneksji Północnej Irlandii przez Unię”. A w wypowiedziach Brytyjczyków, zamieszkujących w Belfaście słychać gorycz. „Londyn zostawił nas samym sobie”, powtarzają, co – zważywszy na głosy płynące z Brukseli, że „w Północnej Irlandii powinny obowiązywać zasady unijne” – łatwo można zrozumieć. Dziś w Brukseli odbyło się spotkanie ministrów ds. Brexitu państw unijnych. Czy będzie miało jakiś wpływ na głosowanie w brytyjskim parlamencie? I czym się to wszystko skończy?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/421808-najpowazniejszy-kryzys-rzadowy-w-wielkiej-brytanii-od-28-lat