Jest jakimś znakiem czasów, że wielki geopolityczny zwrot dokonuje się dziś za sprawą aktu religijnego, na dodatek poprzez odwołanie się do XVII-wiecznego dokumentu cerkiewnego.
Religia odgrywa więc nadal istotną rolę w polityce. I historia też. Nawet ta XVII-wieczna…
Czwartek 11 października 2018 roku na zawsze zapisze się w historii Ukrainy jako przełomowa data. Tego dnia obradujący w dzielnicy Fanar w Stambule Święty Synod Patriarchatu Konstantynopolitańskiego ogłosił, że Ukraińska Cerkiew Prawosławna nie podlega już dłużej Patriarchatowi Moskwy i Wszechrusi. Tym samym patriarcha Konstantynopola Bartłomiej nadał metropolii kijowskiej „tomos”, czyli uznał jej autokefalię, a więc kanoniczną niezależność od Moskwy. Poza tym zdjął anatemę z patriarchy kijowskiego Filareta, którego przed wielu laty ekskomunikowała Rosyjska Cerkiew Prawosławna.
To, co się wydarzyło w ostatni czwartek w Stambule, oznacza prawdziwe trzęsienie ziemi w świecie prawosławia. Jest także przypieczętowaniem wielkiego zwrotu geopolitycznego, jaki dokonuje się na wschód od naszych granic. Po raz pierwszy bowiem od XVII wieku Ukraina ma szansę na trwałe wyrwać się z rosyjskiej strefy wpływów.
Jesteśmy świadkami odwrócenia trendu dziejowego, którego symbolem pozostaje umowa perejesławska podpisana w 1654 roku przez Kozaków Bohdana Chmielnickiego z Moskwą. Na jej mocy Ukraina zwasalizowana została przez Rosjan. Na dobre zrzucanie tej zależności zaczęło się od rewolucji na Majdanie. Obecnie obserwujemy kolejny etap emancypacji, mający jednak znacznie głębszy wymiar. Po zerwaniu politycznym dochodzi do uniezależnienia się religijnego.
Zdaniem kijowskiego politologa Ołeha Medwediewa, krok taki będzie miał wielkie znaczenie geopolityczne, ponieważ oznacza „zerwanie ostatniej pępowiny, jaka łączy nas z imperium rosyjskim”. Dla nikogo nad Dnieprem nie ulega bowiem wątpliwości, że Patriarchat Moskiewski jest narzędziem politycznym w rękach Kremla.
Do tej pory 45-milionowa Ukraina nie miała swojej niezależnej Cerkwi Prawosławnej, tak jak mają ją inne państwa, np. Grecja, Serbia, Bułgaria, Finlandia, a nawet Polska. Kijów w tej sferze pozostawał zależny od Moskwy. Obecnie się to zmienia.
W tej chwili istnieją trzy Kościoły, które mają w nazwie „Ukraińska Cerkiew Prawosławna”. Dwie z nich (UCP Patriarchatu Kijowskiego oraz UACP – autokefaliści) są niezależne od Moskwy, ale zarazem pozostawały niekanoniczne, czyli nie uznawane przez Cerkwie prawosławne w żadnym kraju na świecie. Kanoniczność posiadał tylko egzarchat kijowski (UCP Patriarchatu Moskiewskiego), który podporządkowany jest Rosji.
Po to, by jakaś Cerkiew narodowa zyskała autokefalię, potrzebna jest jednomyślna zgoda wszystkich prawosławnych narodowych Cerkwi na świecie. Na niezależność Ukrainy nie było jednak szans, ponieważ zdecydowanie sprzeciwiała się temu Rosja.
Patriarcha Bartłomiej znalazł jednak sposób na obejście rosyjskiego weta. Postanowił nie wprowadzać nowych porządków, lecz wrócić do starych. Uznał mianowicie, że metropolia kijowska została podporządkowana Moskwie w roku 1668 bezprawnymi metodami, dlatego Rosyjska Cerkiew Prawosławna nie ma prawa do zwierzchnictwa nad nią.
Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko, komentując decyzję patriarchy Konstantynopola, uderzył we wzniosłe tony:
„To wielkie zwycięstwo bogobojnego narodu ukraińskiego nad moskiewskimi demonami, zwycięstwo dobra nad złem, światła nad ciemnością. (…) To upadek Trzeciego Rzymu jako starej konceptualnej aplikacji Moskwy na światowe panowanie. (…) «Tomos« to faktycznie jeszcze jeden akt proklamowania niepodległości Ukrainy. Imperium traci jedno z ostatnich narzędzi wpływania na swą byłą kolonię.”
Decyzja Konstantynopola została odebrana w Rosji jako akt wypowiedzenia „zimnej wojny religijnej”. Przedstawiciele Patriarchatu Moskiewskiego zapowiedzieli, że ich odpowiedź będzie niezwykle twarda. Nie jest nawet wykluczone, że Rosyjska Cerkiew Prawosławna może zerwać łączność eucharystyczną z Konstantynopolem i obłożyć patriarchę Bartłomieja anatemą.
Na specjalnym posiedzeniu zebrała się też Rada Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej pod przewodnictwem Władimira Putina, by podjąć odpowiednie kroki po tym, co wydarzyło się w Stambule. Rzecznik prasowy prezydenta Dmitrij Pieskow oświadczył, że Rosja zastrzega sobie prawo do „obrony interesów prawosławnych” na Ukrainie , tak jak obecnie „broni interesów osób rosyjskojęzycznych”. Warto dodać, że identyczną argumentacją posługiwali się w XVIII wieku rosyjscy carowie, ingerując w politykę wewnętrzną Rzeczypospolitej.
Petro Poroszenko jest zdania, że „tomos” dla Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej to wydarzenie kluczowe dla światowej geopolityki, zaś dla jego kraju to priorytetowa kwestia bezpieczeństwa narodowego. Jeśli byłoby inaczej, to dlaczego – pytał ukraiński prezydent – decyzja patriarchy Konstantynopola spowodowała natychmiastowe zwołanie Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej pod przewodnictwem Putina?
Dla Rosji decyzja Konstantynopola to poważny cios. Oznacza bowiem coraz większą izolację na arenie międzynarodowej – już nie tylko polityczną, lecz także religijną. Dla Patriarchatu Moskiewskiego ma ona jeszcze dodatkowy wymiar. Ukraina jest bowiem krajem o wiele bardziej rozbudzonym religijnie od Rosji. Choć liczy ona ponad trzy razy mniej ludności, to jednak posiada więcej parafii prawosławnych i praktykujących wiernych.
Statystyki religijności podważają hegemonię Moskwy w światowym prawosławiu. Współczesna dominacja Rosji wynika bowiem w dużym stopniu z faktu, że uchodzi ona za kraj o największej liczbie parafii i wiernych. Tymczasem ponad połowa z nich znajduje się na Ukrainie. Także historia przyznaje prymat nie Moskwie, lecz Rusi Kijowskiej, która jako pierwsza przyjęła chrzest. W tej sytuacji „tomos” dla Ukrainy zmienia mapę światowego prawosławia.
W Kijowie zapowiedziano już zwołanie Wszechukraińskiego Soboru Zjednoczeniowego, na którym spotkają się przedstawiciele rozdzielonych Ukraińskich Cerkwi Prawosławnych, by wspólnie stworzyć jeden organizm kościelny. Organizatorzy spodziewają się, że do UCP Patriarchatu Kijowskiego oraz do autokefalistów z UACP dołączy się także część duchowieństwa i parafian z UCP Patriarchatu Moskiewskiego, dla których patriarcha Bartłomiej jest autorytetem.
W praktyce oznacza to konieczność opowiedzenia się ukraińskich parafii prawosławnych, podporządkowanych do tej pory Moskwie, po której chcą znaleźć się teraz stronie. Co stanie się jednak – pytają komentatorzy – jeśli w niektórych miejscach dojdzie do pęknięcia: część księży i wiernych opowie się za Patriarchatem Moskiewskim, a część za Kijowskim? Kto przejmie wówczas świątynie? Czy dojdzie do walk między parafianami?
Rosyjscy hierarchowie ostrzegają, że „zimna wojna religijna” może wkrótce przerodzić się w gorącą. Prezydent Poroszenko przestrzega przed prowokacjami moskiewskiej agentury.
Zbliża się zima, a temperatura sporu rośnie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/416537-zimna-wojna-religijna-przechodzi-w-faze-goraca