„Possumus!” „We can!” Tymi okrzykami podsumować można wydarzenie, do którego doszło w ostatnią sobotę 22 września.
Tego dnia podpisane zostało tymczasowe porozumienie między Stolicą Apostolską a Chińską Republiką Ludową. Zakłada ono zatwierdzenie przez Watykan siedmiu biskupów z Patriotycznego Stowarzyszenia Katolików Chińskich, czyli związku wyznaniowego całkowicie podporządkowanego partii komunistycznej. Organizacja ta została powołana do życia na rozkaz Mao Zedonga w 1957 roku, żeby zastąpić struktury zdelegalizowanego Kościoła katolickiego w Państwie Środka. Do tej pory papiestwo nie uznawało ani prawomocności owego stowarzyszenia, ani tym bardziej ważności święceń kolaboranckich biskupów, uważając ich za uzurpatorów. Jedynymi prawowitymi reprezentantami Stolicy Apostolskiej w Chinach byli działający w konspiracji biskupi, którzy pozostali wierni Rzymowi i z tego powodu cierpieli liczne szykany oraz represje. W konspiracji budowali jednak struktury Kościoła podziemnego.
Umowa podpisana przez Watykan z Pekinem przyjęta została przez chiński Kościół katakumbowy z wielkim rozgoryczeniem. Emerytowany biskup Hongkongu kardynał Joseph Zen powiedział wprost, że jest to „niesamowita zdrada” tych, którzy mimo prześladowań wytrwali przy kolejnych papieżach. „Oddają trzodę w paszczę wilków”, podsumował działania watykańskich dyplomatów.
Żeby zrozumieć to, co stało się w Chinach, wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuację z XX-wiecznej historii Polski. Najpierw garść faktów. W 1953 roku został aresztowany prymas Stefan Wyszyński, ponieważ nie chciał zgodzić się na mianowanie biskupów przez władze komunistyczne. Napisał wówczas: „Rzeczy Bożych na ołtarzach cesarza składać nam nie wolno. Non possumus”. Z tego powodu został zamknięty w miejscu odosobnienia. W tym czasie jego najbliższy współpracownik biskup Antoni Baraniak był torturowany, a inny biskup Czesław Kaczmarek odsiadywał karę więzienia. Polscy hierarchowie stali się dla społeczeństwa symbolami bohaterstwa i oporu.
A teraz puśćmy wodze fantazji. Wyobraźmy sobie, że wkrótce potem Pius XII postanawia porozumieć się z władzami PRL i zawiera z Bolesławem Bierutem porozumienie, na mocy którego Watykan uznaje biskupów wywodzących się z ruchu „księży patriotów” i nominowanych na swe urzędy przez PZPR. W zamian za to papież uzyskuje obietnice, że władze zapewnią katolikom w Polsce swobodę wyznawania kultu. Partia przez posłusznych sobie biskupów przejmuje kontrolę nad Kościołem.
Używając historycznej analogii, można powiedzieć, że do podobnej sytuacji doszło właśnie w Chinach, ale w jeszcze gorszym wariancie. Duchowi przywódcy Patriotycznego Stowarzyszenia Katolików Chińskich są wiernymi i lojalnymi funkcjonariuszami państwa komunistycznego. Są zadaniowani przez partię i całkowicie jej posłuszni. Niektórzy z uznanych właśnie przez Watykan biskupów mają kochanki i dzieci, co jest w Chinach tajemnicą poliszynela.
Ponieważ Chińska Partia Komunistyczna od lat prowadzi politykę przymusowych aborcji i sterylizacji, duchowni należący do Patriotycznego Stowarzyszenia Katolików Chińskich nie mają prawa krytykować tego procederu. Co więcej, nie wolno im nawet mówić, że jest to grzech. Swą decyzją Watykan uznaje więc, że biskupami mogą być osoby, które w sprawie piątego przykazania Dekalogu „Nie zabijaj” publicznie reprezentują stanowisko partii komunistycznej a nie Kościoła katolickiego.
Były już w historii przypadki, że prawo nominowania biskupów posiadali władcy świeccy, a papież jedynie zatwierdzał kandydatury hierarchów, zachowując sobie prawo weta. Zawsze dotyczyło to jednak monarchów katolickich, którzy w sprawach wiary pozostawali wierni Stolicy Apostolskiej. Obecnie prawo takie zostało przyznane władzy, która nie ukrywa, że jest ateistyczna, antyreligijna, wrogo nastawiona do Kościoła, a nawet otwarcie go prześladuje.
Przypomnijmy: 1 lutego rząd w Pekinie zakazał uczęszczania do kościołów wszystkim dzieciom do 18. roku życia oraz członkom partii komunistycznej. 22 marca władze rozwiązały Biuro Administracji Państwowej ds. Religijnych, a jego kompetencje przejął Departament Zjednoczonego Frontu – instytucja stworzona jeszcze w czasie wojny domowej przez Mao Zedonga, by kooptować, kontrolować i zmuszać do kolaboracji z reżimem organizacje niekomunistyczne. Mao nazwał ją (obok armii i propagandy) jedną z trzech „magicznych broni”, które umożliwiły zwycięstwo rewolucji.
Dotychczasowy urząd miał tylko czuwać nad tym, czy chrześcijanie przestrzegają prawa. Obecny ma zmuszać ich do współpracy. Chodzi o to, by przekształcić Kościół w religijne ramię Komunistycznej Partii Chin. Jest to zgodne z filozofią konsolidacji władzy ogłoszoną na zeszłorocznym zjeździe KPCh przez Xi Jinpinga.
W praktyce oznacza to „dokręcenie śruby” wyznawcom Chrystusa, zwłaszcza katolikom wiernym Watykanowi. Powraca praktyka niszczenia kościołów, usuwania krzyży, prześladowania chrześcijan. Zakazana została sprzedaż Biblii, ponieważ Departament Zjednoczonego Frontu przygotowuje nowe tłumaczenie z odpowiednim „imprimatur” partii komunistycznej.
W tej sytuacji Watykan podpisał porozumienie, ponieważ zależy mu na tym, aby chińscy katolicy nie byli prześladowani, mieli swobodę praktykowania kultu oraz dostęp do sakramentów. Władzom w Pekinie zależy z kolei na zmuszeniu katolików katakumbowych do wyjścia z podziemia, aby móc ich poddać ścisłej kontroli partii.
Na razie porozumienie jest tymczasowe i obejmuje siedmiu biskupów, ale kardynał Zen obawia się, że wypracowany właśnie mechanizm może zostać wprowadzony na stałe przy kolejnych nominacjach. Jego zdaniem konsekwencje tego mogą być dla Kościoła dramatyczne, ponieważ podważają jego wiarygodność.
Wiarygodności porozumieniu nie dodaje też informacja ujawniona niedawno przez Catholic News Agency. Okazuje się, że były już kardynał Theodore McCarrick (wykluczony z kolegium kardynalskiego za pedofilię i molestowanie seksualne kleryków) odgrywał w ostatnich latach aktywną rolę w nieformalnych rozmowach między Watykanem a Chińską Republiką Ludową. Wielokrotnie jeździł do Pekinu, utrzymując bliskie kontakty z przedstawicielami władz komunistycznych oraz Patriotycznego Stowarzyszenia Katolików Chińskich.
Po jednej z takich wizyt w lutym 2016 roku mówił w wywiadzie dla „The Global Times” (anglojęzycznego organu prasowego Chińskiej Partii Komunistycznej):
„Widzę wiele aspektów, które naprawdę otwierają wiele drzwi, ponieważ prezydent Xi i jego rząd troszczą się o te same sprawy, którymi zajmuje się papież Franciszek”
McCarrick stwierdził też, że dostrzega podobieństwa między papieżem Franciszkiem a przywódcą chińskich komunistów Xi Jinpingem i te podobieństwa między nimi mogą być „specjalnym darem dla świata”.
Amerykańskie media, np. „Washington Post”, już w poprzednich latach donosiły, iż kardynał przebywał w Chinach w delikatnych misjach dotyczących wolności religijnej. Jego podróże i spotkania z kolaborującymi dostojnikami kościelnymi w Pekinie potwierdzają też szyfrogramy Departamentu Stanu USA ujawnione przez Wikileaks. Wynika z nich, że McCarrick, choć przebywał w Chinach nieoficjalnie, to jednak prowadził tam rozmowy równolegle i niezależnie od oficjalnego negocjatora Stolicy Apostolskiej arcybiskupa Claudio Celliego.
Przytoczone fakty korespondują z głośnym raportem byłego nuncjusza apostolskiego w Waszyngtonie arcybiskupa Carla Marii Viganò. Opisywał on swe spotkanie w czerwcu 2013 roku w Rzymie z McCarrickiem, który oświadczył mu wówczas wprost: „Papież przyjął mnie wczoraj, jutro jadę do Chin”.
Jak powszechnie wiadomo, chińskie służby wywiadowcze należą do najsprawniejszych na świecie. Rodzi się uzasadnione pytanie, czy wiedziały one o mrocznej przeszłości byłego już kardynała (o której wiedziała ogromna część duchowieństwa w archidiecezji waszyngtońskiej). Jeśli tak, to czy mogły one użyć swej wiedzy do wywierania presji na wpływowego purpurata, z którego zdaniem liczono się w Watykanie?
Wspomniany już kardynał Joseph Zen powiedział, że nie ma zaufania do porozumienia, które zostało wynegocjowane przez ludzi takich, jak sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kardynał Pietro Parolin (który nie rozumie najnowszej historii Chin ani istoty komunistycznych prześladowań) czy były kardynał Theodore McCarrick (wiadomo z jakich powodów).
Porozumienia z Chinami bronią natomiast watykańscy urzędnicy, np. przewodniczący dwóch instytucji: Papieskiej Akademii Nauk i Papieskiej Akademii Nauk Społecznych – argentyński arcybiskup Marcelo Sánchez Sorondo. Niedawno zasłynął on stwierdzeniem, że Chińska Republika Ludowa przejęła po Stanach Zjednoczonych moralne przywództwo na świecie i najlepiej ze wszystkich państw wciela dziś w życie katolicką naukę społeczną.
Czy w tej sytuacji może zaskakiwać porozumienie między dwoma tak katolickimi podmiotami? Aż dziw bierze, że chińscy katolicy nie rozumieją pekińskich realiów i natury komunizmu tak dobrze jak watykańscy urzędnicy…
-
Zapraszamy do lektury najnowszego numeru tygodnika „Sieci”!
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/413679-kosciol-podziemny-w-chinach-uwaza-ze-zostal-zdradzony