Brexit był jednym z głównych tematów na zakończonym w czwartek po południu nieformalnym szczycie przywódców UE w Salzburgu w Austrii.
Niestety, polskim komentatorom - zajętym dyskredytacją spotkania prezydentów Polski i USA - umknęło to, co w kuluarach dyplomatycznych jest już tematem numer 1. Chodzi o brexitowy kryzys, wywołany wczorajszymi wypowiedziami Tuska.
Ale po kolei. Nieformalnym celem szczytu była swoista deeskalacja relacji między Brukselą a Londynem. Albo - używając innego, zyskującego na popularności pojęcia - „de-dramatyzacja”. Także po to, by pomóc brytyjskiej premier Theresie May przed zbliżającą się konferencją partii konserwatywnej. To ważne, bo jeśli premier Wielkiej Brytanii wpadnie w kolejne turbulencje, Brexit stanie się jeszcze trudniejszy.
Tusk w tym zadaniu nie pomógł. Po zakończeniu szczytu stwierdził, że proponowane przez Londyn rozwiązania „niosą ze sobą ryzyko podważenia wspólnego rynku”. Dodał, że plan rządu Wielkiej Brytanii dotyczący ułożenia ekonomicznych relacji z Unią - zwany, od letniej siedziby brytyjskiego premiera, „planem Chequers”, „nie będzie działał”.
Wypowiedź Tuska przywołały wszystkie najważniejsze media brytyjskie. Trudno się dziwić, że słowa te wywołały prawdziwą polityczną burzę. Skutki są fatalne: wzrost znaczenia radykałów - zarówno pro-brexitowych, jak i anty-brexitowych,wywołały także ogromną konfuzję w mainstreamie.
Brytyjski korespondent Politico stwierdził wręcz, że Tusk „wrzucił granat do brytyjskiej polityki w najgorszym możliwym momencie, niszcząc unijną strategię de-dramatyzacji:
Problemem nie jest treść wypowiedzi Tuska; unijni przywódcy są zgodni, że brytyjski plan gospodarczy wymaga zmian. Problemem jest powiedzenie tego głośno, publicznie, właściwie jeszcze na szczycie. To detonuje negocjacje.
Tym samym Tusk radykalnie podwyższył prawdopodobieństwo załamania się rozmów o umowie brexitowej. Ich powodzenie zależy dziś od podtrzymania przekonania, że obie strony mogą wyjść z twarzą, uzyskując swoje minimum. W przypadku Brytyjczyków jest to plan z Chequers.
„Zachowuje się jak słoń w składzie porcelany” - mówi nam dobrze zorientowany w sprawie ekspert.
Jest to działanie skrajnie nieodpowiedzialne z z punktu widzenia polskich interesów. Załamanie rozmów z Wielką Brytanią (poprzez wzmocnienie radykałów na Wyspach, którzy mogą zablokować ratyfikację ostatecznej umowy) oznacza, że nie mamy międzynarodowych gwarancji dla praw Polaków, oraz, co nie mniej ważne, nie mamy szans na sensowne rozliczenie finansowe Londynu z Brukselą. Ten drugi punkt oznacza, że w ostatniej fazie obecnej perspektywy finansowej może zabraknąć około 50 mld euro, które są konieczne, by rozliczyć najważniejsze polskie projekty. Eksperci podkreślają, że w ostatniej fazie perspektywy płatności się piętrzą, dlatego rozliczenie potrwa do 2023 roku, a polskie samorządy rozliczają inwestycje na ostatnią chwilę, nadrabiając zaniedbania.
„To jest całkowicie nieodpowiedzialna gra” - mówi nasz rozmówca.
Cóż, trudno być zaskoczonym.
Prej
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/413352-ogromny-blad-tuska-jego-wypowiedz-moze-miec-fatalne-skutki