Wizytę prezydenta Andrzeja Dudy w Waszyngtonie powinniśmy oceniać nie tylko przywołując słowa, które padły, ale również pamiętając o słowach, które nie padły.
A nie padło ani jedno słowo nawiązujące do agendy przeciwników Dobrej Zmiany; nie było nic o „praworządności”, o „rządach prawa”, o reformie sądownictwa, o rzekomo zagrożonej wolności wreszcie. Nic. Przynajmniej publicznie.
Trump ostentacyjnie pokazał, że nie przejmuje agendy światowej lewicy, która próbuje - za namową swoich polskich przyjaciół - budować możliwie silną presję na Polskę. A przecież i on sam jest pod ogromną presją; „The New York Times” i inne media zadbały przecież, by przed wizytą jasno nakreślić swoje spojrzenie i swoje postulaty.
Teoretycznie akurat na tym polu prezydent USA mógłby relatywnie tanio złapać parę punktów w oczach lewicowego establishmentu. On jednak wybrał lojalność wobec swojego sojusznika.
Trump jest twardym negocjatorem; wiele za darmo nam nie da, mamy tego pełną świadomość. Ale w Waszyngtonie pokazał, że sojusz z Polską traktuje poważnie.
I wreszcie: gdyby nie jego zwycięstwo w USA, Polska miałaby w sferze naprawy państwa jeszcze mniejsze pole manewru. Hilary Clinton byłaby, być może, jeszcze bardziej agresywna niż Bruksela. A sprzężonej presji amerykańsko-unijnej nie moglibyśmy długo się opierać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/412875-trump-ostentacyjnie-nie-podjal-agendy-lewicy-wobec-polski