Gdy społeczeństwo wielokulturowe zdobywa Mistrzostwo Świata, musi liczyć się z pewnymi kosztami. Zresztą tymi samymi, co w święta narodowe. Tryumf francuskiej reprezentacji był świetną okazją do zadymy i imigranci w całym kraju nie mogli jej przepuścić. 292 osoby trafiły do aresztu, 45 żandarmów i policjantów zostało rannych. Na Champs Elysées szaleńcy wjeżdżali na skuterach w tłum, awanturowali się i wszczynali bójki, tłukli witryny i kradli, co tylko się dało. Auta stały w płomieniach w całym kraju, w Grenoble, w Nantes, w Lyonie, w Marsylii i w małych miasteczkach, gdzie bycie Francuzem to piekło.
Nie o tym chciałem pisać. Chciałem pisać o tym, jak zmieniły się czasy. Gdy Raymond Kopa grał w niebieskim trykocie, gdy Platini rządził środkiem pola w reprezentacji, nikt nie podważał ich przynależności do Francji. Nikt nie kwestionował, że to Francuzi. Teraz było inaczej, ideologia zatruła zwycięstwo.
Na ile francuski zespół stanowi odzwierciedlenie stanu francuskiego społeczeństwa? 80% drużyny pochodzi z Afryki, co drugi jest muzułmaninem. W czasie mundialu w Afryce głośno mówiono: nie odpadliśmy z turnieju, szósta afrykańska reprezentacja jest ciągle w grze. Prasa w Burkina Faso podkreślała, że chociaż piłkarzom z Czarnego Lądu nie udało się błysnąć, to francuski triumf należy traktować jak swój własny, afrykański. „Bo kto nie wiedziałby, gdzie leży Francja, pisał dziennikarz z Burkina Faso, biorąc pod uwagę wyłącznie jej zawodników, musiałby stwierdzić, że Francja leży w Afryce”. Dodaje na koniec, że „skrajna prawica” powinna wreszcie zmądrzeć i wyciągnąć z tego wniosek, że w pojedynkę się nie wygrywa. W domyśle: wygrywa tylko multikulturalizm.
Wykładowca z Uniwersytetu w Detroit, Khaled Beydoun, naciskał, że nareszcie Francuzi powinni zaprzestać swojej islamofobii i rasizmu, bo zobaczyli na własne oczy, ile warci są imigranci. Afrykanie i muzułmanie zdobyli wam Mistrzostwo, oddajcie im sprawiedliwość, zachęcał na Twitterze.
Ciężko spierać się z faktami. Mandanda urodził się w Kinszasie, matka Matuidiego i ojcowie Nzozniego i Kimpembe są z Konga; Umtiti urodził się w Kamerunie, skąd pochodzi ojciec Mbappé; matka napastnika PSG jest z Algierii, jak zresztą matka Fékira. Można by tak na okrągło. Dembelé, zawodnik Barcelony, zapowiedział po powrocie z Rosji, że sfinansuje budowę meczetu w Mauretanii, w miasteczku swojej matki. Być może lewica ma rację i nazywanie tego zespołu „reprezentacją narodową” przestało być ścisłe.
Rokhaya Diallo, medialna gwiazda lewicy we Francji – spod znaku afrofeminizmu – która błysnęła poglądami w rodzaju „to, co mówi Bin Laden nie jest fałszywe”, broniąca obozów feministycznych, na które mogą przyjechać wszyscy, prócz białych, nie oszczędziła rasistowskiej wypowiedzi dla Washington Post. Od chwili wyboru Trumpa lewicy poprzestawiało się w głowie i stała się bardziej agresywna niż kiedykolwiek – dlatego sięga po tak ekstremalne poglądy, jak te, które serwuje Diallo. W artykule w „Washington Post” czarna dziennikarka stwierdza, że w mediach społecznościowych widziała mnóstwo głosów, które wyrażały radość, że „ostatnia drużyna afrykańska” ciągle się trzyma i że w końcu zdobyła puchar. Przyznaje, że i jej rodzice pochodzą z Afryki i jej również francuski tryumf sprawił wiele przyjemności. „Podzielam tę dumę, widząc jak black excellence błyszczy w oczach świata”. Zastanówmy się przez chwilę, co by było, gdyby to Chorwaci wygrali i ktoś odważyłby się napisać o white excellence?
Rafik Chekkat, filozof i jurysta, uważa, że cieszenie się ze zwycięstwa „szóstej afrykańskiej drużyny” nie powinno przesłaniać tragedii losów, które złożyły się na zespół Francji. Nadreprezentacja na boisku ma być powetowana ich nieobecnością na pozycjach dyrektorskich. Na 40 klubów w Ligue i Ligue 2 jest tylko dwóch czarnych szkoleniowców. To skandal, że jeszcze żaden czarnoskóry nie prowadził drużyny narodowej, wścieka się jurysta.
Zamiast wyrzucać Francji, że ludzie pochodzący z Afryki nie otrzymują wysokich stanowisk w klubach, powinni odczuwać wdzięczność dla kraju, który dał im możliwość treningu na wysokim poziomie z najlepszymi specjalistami, możliwość gry w drużynie, która się liczy. Marius Trésor albo Jean Tigana byli czarni, nikt jednak nie podawał w wątpliwość ich przywiązania do Francji. Postrzegano ich jako Francuzów, traktowano ich jak Francuzów. Zidane stał się bohaterem narodowym, jeszcze w tym roku, w czasie Mistrzostw, widziałem Francuzów w koszulkach z jego nazwiskiem. Lewica wysila się, aby oderwać reprezentację od narodu, aby udowodnić, że to imigranci zapracowali na puchar, dlatego Francuzi powinni się teraz im odpłacić. Francuzi przestali jednak szanować własną ojczyznę, czemu mieliby to więc robić obcy?
Skrajna lewica stała się rasistowska. Nie można o tym głośno mówić, aby nie narazić się na metkę rasisty. Nie ma już Francuzów, Polaków, Anglików, tylko biali, rodzący się z „białym przywilejem”, w których naturze leży, że dyskryminują innych. Ktoś będzie się spierał, że piszę o odosobnionych przypadkach – to nieprawda, kadry uniwersyteckie, mam na myśli kierunki humanistyczne i społeczne, podzielają to przekonanie.
Diallo pisze w „Poście”: jestem rozgoryczona tym, że potrzeba było zwycięstwa na Mistrzostwach, aby biała elita dostrzegła, że my, mniejszości, istniejemy”. Diallo zależy, aby zasadniczy podział polityczny we Francji opierał się o kategorię rasy. W jej wizji świata złe elity to wyłącznie i przede wszystkim biali. I są złe dlatego, że są białe.
Houria Bouteldja, działaczka antyrasistowska pochodzenia algierskiego, mówi wprost: bez względu na powody euforii, która opanowała nas po Mistrzostwach – i to złe powody, na co zwraca uwagę – trzeba powiedzieć stanowcze „nie” integracji. Skrajna lewica nawołuje do oporu wobec integracji, wzywa do tego, aby nie mieszać się z Francuzami i tworzyć społeczeństwo równoległe. Zdrowy rozsądek widziałby w głosicielach takich poglądów piątą kolumnę, dążącą do rozsadzenia państwa. Nad Sekwaną takie opinie są mile widziane, a sama próba dyskutowania o nich kosztuje piętno rasisty.
Tymczasem Pogba i Kanté śpiewali Marsyliankę na cały głos, bo kolor skóry nie gra roli – być Francuzem to żywić gorące uczucie wobec jej kultury, czuć się Francuzem i być do Francji przywiązanym. Niestety, gdy przyjmuje się do ojczyzny całe populacje, trzeba brać w rachubę, że asymilacja się zatrzyma, a każda mniejszość będzie walczyć o swój własny interes, a nie o interes całej wspólnoty. Współczesność daje nam dość przykładów, że model społeczeństwa wielokulturowego nie działa. Jedno państwo i wiele mniejszości – to wojna domowa w uśpieniu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/406771-mundial-wygrala-druzyna-z-afryki