Minął tydzień od mundialu, który stał się wielkim wizerunkowym triumfem Putina. Czas więc zastanowić się nad tym ponurym fenomenem.
Rosję na gospodarza mundialu 2018 wybrano w grudniu 2010 r. O państwie tym wiadomo było już prawie wszystko. Putin do władzy doszedł po serii zamachów na domy mieszkalne w Bujnaksku, Moskwie i Wołgodońsku, w których zginęło ok. 300 Rosjan, o co oskarżeni zostali Czeczeni. Dane wskazują, że była to prowokacja służb specjalnych, które miały wykreować Putina na zbawcę Rosji. Okazała się skuteczna. Nowy prezydent dokonał niezwykle brutalnej pacyfikacji Czeczenii, która kosztowała życie kilkadziesiąt tysięcy jej mieszkańców, a kraj oddany został we władanie zależnym od Moskwy bandytom. To zresztą praktyka działania Putina. Podobnie nadzorowane jest, bezpośrednio kontrolowane przez Moskwę, oderwane od Mołdawii Naddniestrze, a na Kaukazie quasi-państewka Abchazji czy Osetii Południowej.
Gangsterskie metody stanowią regułę w samej Rosji, gdzie mordowani są niepokorni dziennikarze, prawnicy, biznesmeni czy politycy. Wolność słowa została zdławiona, a korupcja wpisana jest w funkcjonowanie państwa. Sam Putin dorobił się na niej gigantycznego, choć nieoficjalnego, majątku. A bandyckie działania eksportowane są na cały świat, gdzie ścigani są i zabijani przeciwnicy reżimu. Niektóre morderstwa, jak Aleksandra Litwinienki, trudno było ukryć, innych, jak Borysa Bieriezowskiego, opinia światowa wolała nie zauważać.
W 2008 r. Rosja zaatakowała Gruzję, co jednak wywołało szok. Agresja na uznane powszechnie państwo wydawała się czymś niemożliwym. Wszystko to nie przeszkodziło doszczętnie skorumpowanej organizacji, jaką jest FIFA, w wyborze Rosji na gospodarza mundialu. Od tego czasu zdarzyło się jednak coś więcej. Rosja zaatakowała Ukrainę, odebrała jej Krym i prowadzi przeciw niej stałą militarną agresję. Zabijaniem Czeczenów, których Moskwa wepchnęła w ramiona fundamentalistów, Zachód się nie przejmował. Gruzja była mała i daleka, co powodowało, że nie była brana pod uwagę. Ukraina to duży kraj. W 1994 r. za rezygnację z broni atomowej otrzymała od Rosji, USA i Wielkiej Brytanii gwarancję suwerenności i integralności swoich granic. Kiedy w 2014 r. Rosjanie zestrzelili nad Ukrainą malezyjski samolot wiozący głównie Holendrów, pojawiły się głosy, aby zbojkotować mundial. Zagłuszone zostały chórem wołania, aby „nie mieszać polityki do sportu”. Bo zabijanie ludzi to brzydka polityka, którą nie powinniśmy zaprzątać sobie głowy, w przeciwieństwie do pięknego sportu, na którym mordercy robią doskonałe interesy. Naturalnie, nie tylko oni. Kiedy w marcu tego roku na terenie Anglii Rosjanie otruli Siergieja Skripala i jego córkę, wydawało się, że cierpliwość Londynu, a w konsekwencji Zachodu, wyczerpie się. To był już któryś z rzędu zamach ze strony Moskwy na mieszkańca Wielkiej Brytanii. Bojkot mundialu ze strony Zachodu byłby w sumie najtańszą i najbardziej dotkliwą nauczką dla Rosji i można mieć pewność, że przyniósłby efekty. Nie doszło do niego najprawdopodobniej z powodu obaw polityków przed reakcją pozbawionych oczekiwanej zabawy społeczeństw Zachodu.
Trudno znaleźć wymowniejszą miarę degrengolady. Najważniejsza okazuje się bierna rozrywka: wgapianie się w ekrany i fiksacja na tym, kto komu strzeli gola. Nie chcę zajmować się przy tej okazji zjawiskiem kibicowania, chociaż związane z nim nieadekwatne emocje prowokują do postrzegania go jako działania zastępczego: życie wypierane jest przez substytut, a kwestionowane, zbiorowe tożsamości uciekają w zastępcze i trywialne formy. W tym wypadku jednak kontrast między realnym zagrożeniem, jakie niesie Rosja Putina, i groteskową w tym kontekście ekstazą „piłkarskiego święta” jest czymś szczególnym. Identyczne namiętności przeżywali kibice olimpiady w Berlinie w 1936 r. A Hitler w tamtym czasie nie miał za sobą tego, co Putin dziś. Weźmy jednak w nawias skalę zagrożenia i zastanówmy się nad fenomenem zabawy z krwawym bandytą. Sportowe igrzyska odbywają się w trakcie agresji, którą ich gospodarz prowadzi na sąsiednie państwo, a każdego dnia w trakcie piłkarskiego karnawału zabija kolejnych jego obywateli. Nasze uczestnictwo w futbolowych igrzyskach usprawiedliwia go i ułatwia mu zadanie. Ale kto by się tym przejmował. Chodzi przecież o urok kopanego sportu, a jego wartość wylicza się poprzez liczbę przeżywających te same emocje. Lubiący efekty pisarz powiedział niedawno, że piłka nożna jest ważniejsza od życia. Właśnie.
Tekst opublikowany w tygodniku „Sieci” nr 30/2018
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/405735-zlowieszczy-urok-swieta-pilki