„Chorwaci to byli faszyści, gorsi od Niemców. Rozstrzeliwali wszystkich prawosławnych. Wszystkich rosyjskich jeńców wojennych. To byli najstraszniejsi faszyści na Bałkanach. A teraz oni – ich wnuki grają w piłkę i są wściekli, dlatego, że mszczą się za swoich dziadków, których potem Stalin zgnoił w łagrach. A my swoich w ten sposób nie przygotowaliśmy. Tamci zachowują się bezczelnie, cały czas wspominają o Ukrainie. Gdybyśmy my tak przerobili naszych piłkarzy przed spotkaniem z Chorwacją, jak to sugerowałem…”
– tak tłumaczył porażkę reprezentacji Rosji w ćwierćfinałowym meczu z Chorwatami na Mundialu sam Władimir Żyrynowski.
Przed kolejnym, tym razem półfinałowym, spotkaniem Chorwacji z Anglią inny polityk Siergiej Markow, członek prezydenckiej rady ds. rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i praw człowieka, przedstawił dylemat rosyjskich kibiców:
„Dziś przed Rosjanami stoi trudny wybór. Komu kibicować? Brytyjskim oszczercom czy chorwackim neofaszystom? Obie strony są złe. A jednak w Rosji bardziej nie lubimy faszystów niż Brytyjczyków. W końcu u Brytyjczyków nie wszystko jest złe. Jest też coś dobrego. Beatlesi, Sherlock Holmes, wzór dżentelmena. Futbol też oni przecież wymyślili. Tak więc Rosja będzie kibicować przeciw faszystom, to znaczy przeciw Chorwacji”.
Członek Rady Federacji, czyli izby wyższej rosyjskiego parlamentu, Filip Klincewicz powiedział krótko:
„Cieszę się, że nigdy nie kibicowałem Chorwacji, ponieważ w naszym słowiańskim świecie ci ludzie zawsze byli zdrajcami”.
Tego typu wypowiedzi, stawiające znak równości między chorwackimi piłkarzami a faszystami, są dziś w Rosji na porządku dziennym. A wszystko zaczęło się od krótkiego filmiku, który po zwycięstwie nad drużyną Rosji nagrali wspólnie dwaj Chorwaci: reprezentacyjny obrońca Domagoj Vida i członek sztabu trenerskiego Ognjen Vukojević – obaj występujący niegdyś w barwach Dynama Kijów. W krążącym po internecie filmiku wykrzyknęli:
„Sława Ukrainie! To zwycięstwo dla Dynama i dla Ukrainy. Dawaj - dawaj! Naprzód Chorwacja!”
Nagranie wywołało protest Rosyjskiej Federacji Piłki Nożnej oraz burzę w tamtejszych mediach. FIFA postanowiła ukarać obu Chorwatów za „niesportowe zachowanie”: Vida otrzymał upomnienie, zaś Vujokević – karę finansową w wysokości 15 tysięcy dolarów. Na tym się nie skończyło: ten drugi został wyrzucony z pracy w kadrze przez chorwacką federację i odesłany do domu.
Całe wydarzenie wywołało natychmiastową reakcję na Ukrainie. Tamtejsi kibice zorganizowali publiczną zbiórkę pieniędzy na grzywnę dla Vukojevicia. Prezes Ukraińskiej Federacji Piłkarskiej Andrij Pawełko oświadczył natomiast:
„Piłkarz, który wiele lat bronił barw kijowskiego Dynama i mieszkał w stolicy Ukrainy w bardzo trudnym dla naszego kraju czasie, pozostawił tutaj wielu przyjaciół i kibiców, którzy zasłużyli na to, żeby cząstkę tego zwycięstwa dedykować właśnie im. (…) To całkowicie zrozumiałe, że człowiek, któremu nasz kraj dał tak wiele, odnosi się do z wielkim szacunkiem do niego i do jego obywateli. On ma prawo publicznie wyrazić swój szacunek dla Ukrainy i jej mieszkańców!”
Pawełko nie ograniczył się jedynie do podziękowań i wyrazów solidarności, ale zaproponował Vukojeviciowi, który nagle stał się bezrobotny, pracę w Ukraińskiej Federacji Piłkarskiej.
Nad Dnieprem przypominają też, że od początku Mundialu podczas ostrzeliwań Donbasu przez rosyjską artylerię zginęło dwunastu obywateli Ukrainy. Jednak nikomu na mistrzostwach świata to nie przeszkadza i nikt z tego powodu nie ma pretensji do Władimira Putina.
O ile obaj Chorwaci zostali na Ukrainie bohaterami, o tyle w Rosji stali się automatycznie antybohaterami. Przy czym niechęć do wspomnianej dwójki rozlała się na całą chorwacką drużynę, a nawet na cały naród. W serwisach sportowych zaroiło się od materiałów historycznych, w których przypominane są dzieje ustaszy, czyli chorwackich faszystów z czasów II wojny światowej, a także dokonanych przez nich zbrodni, m.in. w obozie w Jasenovacu. W mediach społecznościowych dzisiejsi futboliści Hrvatska przedstawiani są jako spadkobiercy ówczesnych zbrodniarzy (np. Vida na fotomontażu w mundurze esesmana).
Publicyści snują też analogie między konfliktem rosyjsko-ukraińskim a serbsko-chorwackim. W obu przypadkach – ich zdaniem – sprowadza się on do tego samego: faszyści mordują prawosławnych. Przy czym porównanie dotyczy nie tylko czasów II wojny światowej, lecz także wojny na Bałkanach po rozpadzie Jugosławii oraz dzisiejszych walk w Donbasie.
Takie porównania mocno dotykają chorwackich piłkarzy. Luka Modrić spędził dzieciństwo w hotelu dla uchodźców w Zadarze, a jego dziadka zastrzelił serbski snajper. Dejan Lovren pamięta z dzieciństwa chwile grozy spędzone w schronie w Zenicy, a potem szaleńczą ucieczkę do Niemiec przed etnicznymi czystkami, w których zginął jego wuj. Naloty, przed którymi krył się całymi dniami w piwnicy w Zadarze, pamięta doskonale także Danilej Subasić. Mario Mandzukić do dziś wspomina ścielące się gęsto trupy na ulicach Slavonskiego Brodu, między którymi przechodził jako mały chłopiec.
Wiadomo było, że dla chorwackich piłkarzy pokolenia wojny Mundial w Rosji to ostatnia szansa na wielki sportowy sukces. Dotarli do finału. Tam będą mieć przeciwko sobie nie tylko reprezentację Francji, lecz także większość trybun, na których zasiądą rosyjscy kibice.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/403903-chorwaccy-pilkarze-jako-wrogowie-publiczni-w-rosji