Jeszcze niedawno wydawało się, że nad istnieniem lub nieistnieniem narodu będziemy się zastanawiać tylko w czasie zawodów sportowych. Rywalizacja zawodników miała zaspokoić atawistyczną (i, jak przekonywano, absurdalną) potrzebę wspólnoty.
Marzenia Johna Lennona z początku lat 70. i późniejsze o niespełna 20 lat prognozy Francisa Fukuyamy zostały jednak zweryfikowane przez rzeczywistość.
Narody Zachodu musiały sobie przypomnieć o swoim istnieniu wraz z chińską ekspansją gospodarczą i przebudzeniem rosyjskiego imperializmu. A dzieła dokonała fala imigrantów z północnej Afryki – dzięki niej o poczuciu wspólnoty z etnicznymi rodakami przypomniało sobie wielu zwolenników zapraszania uchodźców do Europy.
A jednak problem narodu pojawił się w innym miejscu. Przed każdym z meczów na mundialu odgrywano pieśń, którą stadionowy komentator zapowiadał po angielsku jako hymn narodowy, a po rosyjsku jako hymn państwowy. Akurat w tej kwestii – przynajmniej na poziomie semantycznym – Rosjanie lepiej opisują rzeczywistość. We współczesnym świecie i hymny, i reprezentacje przestają być narodowe, a stają się państwowe. Najlepiej to widać w przypadku Francji, gdzie (w dużej mierze na skutek kolonialnej historii) na boisku mamy szeroką paletę barw skóry, a rodowitych Francuzów ze świecą trzeba szukać. Podobnie – choć w mniejszym stopniu – imperialistyczna polityka państwa rosyjskiego (czy to carskiego, czy komunistycznego) ukształtowała skład reprezentacji tego kraju, w której występują potomkowie Białorusinów, Ukraińców, Azerów, ale też rosyjskich Niemców, wołżańskich Tatarów i Czuwaszów.
Przymrużając oko, zerknijmy na dawną Jugosławię: to nieistniejące już państwo wystawiło na mundialu przynajmniej cztery reprezentacje, dwie pełne, będące „potomkami” dawnej federacji – Serbię i Chorwację, a także w części dwie dodatkowe – Australię i Szwajcarię… Jeszcze kilkadziesiąt lat temu cudzoziemcy, którzy nie żyli w zwartych grupach, łatwo się integrowali, tym bardziej że wymuszały to ich nowe ojczyzny. Przyswajali obyczaje i miejscową wiarę. Uczyli się języka i słów hymnu. Wchodzili w skład narodu politycznego. A potem przyszło multikulti, ideologia nakazująca nawet nie równoprawne, ale nadzwyczajne traktowanie religii i kultur, które przynieśli przybysze. Narody, rzecz jasna, nie przestaną istnieć, ale nie nadużywajmy tego słowa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/403820-hymn-nienarodowy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.