Niewątpliwie, piątkowy szczyt UE był sukcesem Polski oraz państw Grupy Wyszehradzkiej. Druga korzyść, to konsolidacja V4 oraz zyskanie wiedzy, że są w unijnej gromadzie poważnymi graczami i mogą zmieniać kierunek rozwoju wypadków. I korzyść trzecia, że nasze decyzje, państw sojuszniczych Europy Wschodniej i Środkowej, mogą mieć wpływ na wewnętrzne sprawy Niemiec – patrz: afera spowodowana różnicą opinii między ministrem spraw zagranicznych i szefem CSU Horstem Seehoferem a kanclerz Merkel nt. metod rozwiązania kryzysu imigranckiego. Wprawdzie konflikt został tymczasem zażegnany, CDU i CSU zawarło kompromis, ale nie wydaje się zakończony.
Premier Morawiecki i polski rząd odtrąbili triumf Polski na szczycie w Brukseli, i słusznie - ale premier Theresa May po powrocie do Londynu także mówiła o sukcesie. „To był krok bliżej porozumienia” z UE, twierdziła, a prasa konserwatywna powtarzała za nią jak za panią matką. Lecz wiele słyszało się także pretensji, że choć agenda spotkania zawierała trzy punkty – imigracja, Brexit i reformy unijne – ten pierwszy temat zdominował cały szczyt. A lewicowo–liberalna BBC chętnie pokazywała obrazki, dowodzące raczej klęski niż sukcesu konserwatystów, np. zniecierpliwionego reprezentanta Irlandii, który dopytywał się, kiedy zostanie rozwiązany problem granicy między Irlandią Północną i Republiką Irlandii, „bo każdy kolejny pomysł Downing Street jest bardziej absurdalny od poprzedniego”. Z upodobaniem cytowała wypowiedzi Jean-Claude Junckera, który na dictum premier May „jeśli nie ułożymy się z Unią na dogodnych dla nas warunkach, odstąpimy od negocjacji”, złośliwie odpowiedział:
Nie chcę pouczać pani premier, ale przygotowujemy się już na sytuację „no deal”.
A z kolei główny negocjator Unii Michel Barnier skarżył się, że wciąż czeka na brytyjskie propozycje w sprawie Brexit, że ma nadzieję, iż wkrótce nadejdą i będą „na tyle rozsądne, iż można je będzie procedować”. Słowem, pat między Wielką Brytanią a Unią wciąż trwa.
Podsumowując, brytyjska premier i tutejsze media były mocno zawiedzione z powodu marginalnego potraktowania najważniejszej dla nich sprawy, Brexitu. Kraje Europy Wschodniej i Środkowej zrealizowały własne postulaty i podbudowały swoje ego, a premier Giuseppe Conte manifestował swoją radość, że „Włochy ze swoją katastrofą imigrancką wreszcie nie są same”. To był pierwszy w historii Unii summit, który tak wyraźnie zdefiniował konflikt interesów różnych grup państw członkowskich - Zachód, Wschód, Południe - który będzie się tylko pogłębiał.
Ponieważ Wielka Brytania znalazła się już na marginesie kłótni o obowiązkową czy też dobrowolną relokację imigrantów, warto spojrzeć na obiekcje, jakie zgłaszają tutejsze media na temat słynnych pięciu punktów, w których państwa unijne zawarły pomysły na rozwiązanie konfliktu. Konserwatywny Daily Mail swój dwustronicowy komentarz zatytułował jednoznacznie „Fiasko polityki imigracyjnej Europy”. I nie bez powodu. Oto wątpliwości Brytyjczyków na temat brukselskich projektów rozwiązania imigranckiej katastrofy:
1/ utworzenie centrów kontrolnych na terenie państw UE. Lecz jak ma to działać, jeśli prezydent Emmanuel Macron już zapowiedział, że nie chce ich na terenie Francji, a premier Sebastian Kurz żartował sobie z możliwości zorganizowania takich centrów w Austrii. „Podobnie jak inne – pisał Daily Mail –„hard line governments”, jak nazwał państwa Grupy Wyszehradzkiej. Czyli ten cały projekt, to fikcja, w dodatku nie jedyna.
2/ organizowanie hot spotów w krajach północnej Afryki, w których znajdą się przybysze wędrujący z południa kontynentu, a także przewożeni przez Morze Śródziemne na statkach organizacji pozarządowych, zblatowanych z przemytnikami. Otóż takie centra filtrujące uchodźców a zatrzymujące imigrantów, wymagałyby ogromnych nakładów finansowych – że przypomnę miliardy dolarów, funtów i euro, pompowanych w Afrykę przez ostatnie 40 lat, które w najmniejszy sposób nie przyczyniły się do podniesienie standardów życia zwykłych Afrykanów. Problemem jest niestabilność polityczna państw kontynentu, wielość konfliktów wojennych, a także niewiarygodna korupcja i znikanie funduszy pomocowych na najwyższych poziomach władzy. Adresowanie tych funduszy na agendy rządowe państwa i brak kontroli przepływu pieniędzy, to recepta na klęskę, to wyrzucenie miliardów euro w błoto. No i, jak dotąd, żaden z krajów północnej Afryki nie zadeklarował chęci utworzenia takich hot spotów na swoim terenie.
3/ plan zainwestowania kolejnych 500 mln euro w EU Trust of Africa. To po prostu kolejne zmarnowane wielkie pieniądze z powodów, o których wspomniałam wyżej. Plus paternalizm i próba załatwienia problemu drogą najmniejszego oporu, rodzaj post-kolonialnego myślenia, które ma za zadanie uspokoić datkiem niezbyt czyste sumienie. Jako państwo, które nigdy nie miało kolonii, ani imperialistycznej przeszłości, możemy spokojnie sięgać po ten argument, informując przy okazji Niemcy, Francję czy Włochy o naszej pięknej historii spod hasła „za wolność naszą i waszą”.
4/ zahamowanie „imigracji wtórnej”, problem, który podzielił Angelę Merkel i Horsta Seehofera, czyli przedostawanie się przybyszów z Włoch, Litwy, Holandii czy Grecji do Niemiec. Imigranci aplikują o azyl w pierwszym kraju UE, a potem poprzez otwarte granice pielgrzymują do Niemiec. Sprawa nie do rozwiązania, jako że nie 14, a jedynie 2 państwa wyraziły na to zgodę, Grecja i Hiszpania.
5/ brak możliwości odsyłania imigrantów ekonomicznych do pierwszego państwa Unii, gdzie aplikowali, z powodu różnic w systemach prawnych krajów członkowskich. One po prostu są niekompatybilne, i to jest kolejny kłopot.
W kuluarach ostatniego szczytu w Brukseli wiele mówiło się o wishful thinking.
Wszyscy byli zadowoleni, ale też wszyscy zdawali sobie sprawę, że ustalenia końcowe, to fikcja, która nigdy nie przełoży się na fakty
— mówił jeden z brytyjskich korespondentów przy UE.
To całe zamieszanie źle świadczy o kondycji Unii, jej wiarygodności i rzetelności uzgodnień
— twierdził inny.
Cały ten szczyt miał jedynie pomóc Angeli Merkel w utrzymaniu koalicji, odwróceniu uwagi od konsekwencji jej decyzji z 2015 roku, i wesprzeć jej błyskawicznie słabnącą pozycję.
A więc owszem, Polska i państwa V4 mają powody, by cieszyć się sukcesem. Ale cała strategia Unii Europejskiej, związana z imigranckim tsunami, bodaj największym problemem Europy od II wojny światowej, musi zostać przemyślana na nowo i przeformatowana. W duchu prawdy, szacunku wobec faktów i realizmu. Inaczej będą to tylko gry o utrzymanie fotela kanclerskiego przez Angelę Merkel, strefy wpływów państw - monopolistów lub kolejna kroplówka dla chorej ideologii, która powinna odejść, bo wyrządziła światu dość szkód.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/402526-plusy-i-minusy-szczytu-w-brukseli-korespondencja-z-londynu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.