To, co od paru tygodni większość gazet włoskich pisze o tamtejszej koalicji rządowej, do złudzenia przypomina opinie mainstreamu medialnego w Polsce na temat Prawa i Sprawiedliwości. Nowe władze w Rzymie mają być autorytarne, faszystowskie i rasistowskie. Yascha Mounk na łamach „La Reppublica” porównał nawet umowę koalicyjną między obozem centroprawicy a Ruchem 5 Gwiazd do paktu Hitler-Stalin, a więc do zbrodniczej zmowy ludobójców.
Tak jak u nas najczarniejszym z czarnych charakterów pozostaje dla salonowych mediów Jarosław Kaczyński, tak we Włoszech podobną rolę pełni dziś Matteo Salvini – faktyczny przywódca koalicji rządowej, choć pełniący jedynie funkcję wicepremiera i szefa MSW. Im bardziej jest jednak atakowany, tym bardziej staje się popularny.
W komunikacji z ludźmi pomija tradycyjne media, kontaktując się z nimi za pomocą mediów społecznościowych, głównie przez Twitter i Facebook. Na spotkania z nim w różnych częściach kraju przychodzą tłumy, witając go spontanicznie i reagując entuzjastycznie na jego słowa.
Dlaczego Salvini cieszy się dziś tak wielką popularnością na Półwyspie Apenińskim? Wydaje się, iż dzięki niemu miliony Włochów zyskały poczucie, że w końcu ktoś zajmuje się ich problemami i dba o ich interesy, a nie o interesy establishmentu, imigrantów, rynków finansowych, Niemców czy Brukseli. Przy czym Salvini nie owija swych słów w kokon poprawności politycznej, mówiąc bez obawy to, o czym wielu lęka się nawet pomyśleć.
Właśnie: Salvini nie boi się. Wolfgang Münchau z „Financial Times” uznał to za największy problem, pisząc wprost:
„To, co sprawia, że Salvini jest tak niebezpieczny dla UE, to całkowity brak lęku. Jest to krępująca kategoria polityczna, której Merkel nie spotkała jeszcze w UE.”
Do tej pory włoskie elity rządzące paraliżował strach. A to przed „izolacją Włoch”. A to przed „reakcją rynków”. To właśnie ten strach sprawił, że w 2011 roku premier Silvio Berlusconi odsunięty został od władzy. Ten sam strach spowodował, że Paolo Savona nie został w 2018 roku ministrem gospodarki.
Prezydent Sergio Mattarella przestraszył się reakcji Berlina, ponieważ Savona jest zdecydowanym krytykiem funkcjonowania strefy euro w jej obecnym kształcie. Uważa on, że wspólna waluta europejska jest korzystna dla Niemiec, zaś szkodliwa dla Włoch. W 2012 roku napisał nawet „List do niemieckich i włoskich przyjaciół”, w którym postawił tezę, że Berlin wciela dziś w życie Plan Funka z 1936 roku.
Przypomnijmy: Walter Funk był ministrem gospodarki Trzeciej Rzeszy. Uważał, że Niemcy są powołane do tego, by stworzyć nowy ład ekonomiczny w Europie, m.in. poprzez stworzenie wspólnego obszaru walutowego, który zostanie rozciągnięty na cały kontynent.
Nic dziwnego, że na wieść o planowanej nominacji Savony przez niemieckie media przewaliła się fala krytyki. Ostatecznie więc – po wecie prezydenta Mattarelli – nie został on szefem resortu gospodarki, jednak objął w nowym rządzie funkcję ministra bez teki ds. europejskich.
Władze w Rzymie nie ukrywają, iż nie zgodzą się na kontynuowanie dotychczasowej polityki imigracyjnej oraz polityki zarządzania ekonomicznego w strefie euro. Salvini, odmawiając przyjęcia statku „Aquarius” z setkami nielegalnych imigrantów na pokładzie, napisał na Twitterze:
„Włochy przestały schylać głowę i być posłuszne. Tym razem jest ktoś kto mówi: nie”.
Salvini czuje, iż pisze to nie tylko w imieniu siebie. W ostatnich wyborach parlamentarnych aż 70 proc. głosów zdobyły ugrupowania podważające kierunek, w jakim podąża obecnie Unia Europejska. Ich zwycięstwo odzwierciedla nastroje społeczne. O ile w 2008 r. zaufanie do instytucji unijnych deklarowało aż 75 proc. Włochów, o tyle dziś jest ich tylko 34 proc.
Po raz pierwszy po II wojnie światowej mamy obecnie do czynienia z sytuacją, gdy pokolenie rodziców jest przeświadczone, że ich dzieciom będzie się żyło gorzej niż im samym. Że przyszłość wcale nie będzie lepsza, a na pewno będzie bardziej niebezpieczna. Obwiniają za ten stan głównie kierownictwo Unii Europejskiej oraz tych włoskich polityków, którzy przez lata podporządkowywali się Brukseli i Berlinowi, lekceważąc przy tym interesy narodowe Włoch.
Symbolem takich polityków jest były prezydent kraju, 93-letni Giorgio Napolitano, kreowany przez mainstreamowe media na ponadpartyjny autorytet moralny. Podczas publicznej debaty nad tworzeniem nowego rządu zabrał on głos, oznajmiając:
„Dziś jest tylko jedna suwerenność, za którą się można opowiedzieć, i jest to suwerenność europejska. (…) Nie ma już miejsca dla zamkniętych w sobie suwerenności narodowych”.
Warto przypomnieć, że Giorgio Napolitano był członkiem Włoskiej Partii Komunistycznej przez 46 lat – od 1945 roku do jej rozwiązania w roku 1991. Zasiadał nawet w jej Komitecie Centralnym. W 1956 roku poparł zbrojną agresję Armii Sowieckiej w Budapeszcie, twierdząc, że nie dopuściła ona do przejęcia rządów przez węgierskich faszystów.
W sumie od tamtego czasu poglądy Napolitano niewiele się zmieniły. Tak jak wtedy nie było w nich miejsca dla suwerenności narodowej, tak nie ma go i dziś. Liczyła i liczy się jedynie suwerenność internacjonalistyczna. Kiedyś jej centrala znajdowała się w Moskwie, a teraz w Brukseli. Dokładnie tak jak zapowiadał w swych pismach inny włoski komunista przemieniony w eurokratę Altiero Spinelli.
Dziś jednak na Półwyspie Apenińskim większość mieszkańców mówi takim politykom: basta!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/401400-salvini-jest-niebezpieczny-dla-ue-poniewaz-nie-boi-sie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.