Zdjęcia zakotwiczonego na morzu „Aquariusa” z charakterystycznym czerwonym kadłubem i widocznym znakiem „SOS Méditerranée” obiegły niemal wszystkie europejskie media. Ani Włochy, ani Malta nie zgodziły się na wpłynięcie statku do swoich portów, mimo że na pokładzie znajdowało się przeszło 600 ludzi wyłowionych z łódek i pontonów dryfujących na Morzu Śródziemnym. Uciekinierzy mieli jednak w końcu trochę szczęścia, ponieważ kilka dni wcześniej nastąpiła nieoczekiwana zmiana władzy w Madrycie, a nowy, mocno lewicowy premier Pedro Sánchez postanowił zademonstrować humanitaryzm Hiszpanii, pozwalając „Aquariusowi” wpłynąć do portu w Walencji. Przypadek „Aquariusa” jest jednak bez wątpienia psychologicznym punktem zwrotnym, gdyż po raz pierwszy dwa kraje unijne, słynące dotąd z otwartej aż do przesady polityki imigracyjnej, zabroniły wpłynięcia do swoich portów statku pełnego uciekinierów z Afryki, ryzykujących życie w poszukiwaniu szansy na lepsze w Europie
– pisze Jan Rokita na łamach tygodnika „Sieci”.
W tekście pt. „Europejska polityka imigracyjna: od Sasa do Lasa”, Rokita opisuje skomplikowaną sytuację w jakiej znalazła się Europa. U bram Europy wciąż czekają setki tysięcy osób, które chcą dostać się do któregoś z państw UE. Władze Wspólnoty nie potrafią jednak się dogadać i rozwiązać problemu.
Bułgaria, która wraz z końcem czerwca kończy swoją półroczną prezydencję w Radzie UE, próbowała jeszcze doprowadzić w tej materii do jakiegoś kompromisu, zyskując w tym poparcie tandemu Berlin–Paryż. Projekt, który Bułgarzy położyli na stole obrad Rady UE ds. Wewnętrznych w Luksemburgu 5 czerwca, zakładał z jednej strony podtrzymanie starego niemieckiego pomysłu przymusowej relokacji imigrantów po całej Unii na żądanie Komisji Europejskiej, z drugiej jednak ograniczał tę regułę jedynie do sytuacji nadzwyczajnych, w których kryzys imigracyjny nabrałby znów rozmiarów podobnych do roku 2015. To ograniczenie miało osłabić opór pryncypialnych przeciwników relokacji (zwłaszcza z Europy Środkowej), przemyślna zaś konstrukcja mechanizmu decyzyjnego miała gwarantować, iż w razie czego Komisja Europejska będzie mieć narzędzia do złamania opornych
– pisze Rokita.
Gdyby ( jak się spodziewano w Brukseli, Berlinie i Paryżu) sprzeciw wobec projektu firmowanego przez Bułgarię złożyły tylko kraje Europy Środkowej, zapewne zostałyby one przegłosowane. Ale w Luksemburgu zdarzyło się coś na pozór sprzecznego z logiką. Na sali obrad Rady UE doszło bowiem do taktycznego sojuszu między Polską i całą Grupą Wyszehradzką, sprzeciwiającą się wszelkim formom przymusowej relokacji, a… Włochami, które uznały, iż ograniczenie owego przymusu tylko do sytuacji nadzwyczajnych, dyskryminuje kraje południowej Europy, a nawet ( jak mówił Salvini) „jest nieusprawiedliwioną próbą ukarania Włoch”. Gdy już było jasne, że w rezultacie zawiązania egzotycznej koalicji o sprzecznych interesach projekt bułgarski musi upaść, do Włoch przyłączyły się solidarnie Hiszpania, Grecja, Malta i Cypr. Mimo rozpaczliwych prób obrony projektu, podejmowanych przez Niemcy i Francję, cały plan wziął w łeb
– czytamy.
Rokita ujawnia też kulisy negocjacji jeden z umów międzynarodowych. Tutaj też pojawił się problem polityki imigracyjnej, a także… praworządności w Polsce.
Imigracyjny zamęt w Unii rozlał się ostatnio nawet na negocjacje nowej umowy UE z krajami Azji, Karaibów i Pacyfiku, której dotychczasowa wersja wygasa właśnie w tym roku. Delegacja węgierska wykryła bowiem, że w mandacie, jaki miałby zostać przyznany Komisji do tych negocjacji, pojawiło się zdanie, iż strony umowy „dostrzegają obopólne korzyści z imigracji”. Węgrzy uznali ów projekt mandatu za próbę wprowadzenia tylnymi drzwiami obowiązku przyjmowania imigrantów do traktatu, mającego wiązać całą Unię. I zablokowali negocjacje. Nadarzającą się okazję postanowiły wykorzystać także władze polskie, dołączając się do węgierskiego weta, z nieskrywaną, choć nieformalną sugestią, iż mogą zmienić zdanie, jeśli Komisja doprowadzi do rychłego porozumienia z Warszawą w kwestii praworządności i wycofa wniosek o ukaranie Polski w trybie art. 7 traktatu lizbońskiego. Ta dość makiaweliczna gra, podjęta przez polskie MSZ, pokazuje tylko, jak bardzo głęboki jest impas Unii, gdy idzie o jej nową politykę imigracyjną. I jak sprzeczne interesy poszczególnych państw nakładają się dziś na wewnątrzeuropejski spór o imigrantów, czyniąc zeń prawdziwą kwadraturę koła.
Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 18 czerwca, także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/400816-sieci-europejska-polityka-imigracyjna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.