Większość obywateli RPA z ogromną ulgą przyjęło wiadomość o dymisji skorumpowanego prezydenta Jacoba Zumy w połowie lutego b.r. Zumę zastąpił jego partyjny kolega, przewodniczący rządzącego Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC) Cyril Ramaphosa, bogaty biznesmen i zadeklarowany wróg korupcji – nie tylko w rządzie, ale w samym ANC. Nareszcie u władzy jest człowiek uczciwy – cieszyli się południowi Afrykańczycy. Kraj ogarnęła swoista „Ramaphoria”. Eksperci byli zgodni, że gdyby nie Zuma i szerząca się za jego prezydentury korupcja, RPA już dwa lata temu dźwignęłaby się z dołu, w którym pogrążyła się po kryzysie finansowym w 2008 roku. Za rządów Zumy dług publiczny RPA potroił się, gospodarka uległa stagnacji, a dwie agencje ratingowe obniżyły rating zadłużenia kraju w walucie obcej do „śmieciowego” poziomu. Wzrost PKB RPA spowolnił w 2017 roku do 0,5 proc. Jeszcze przed inauguracją Ramaphosy, kurs waluty narodowej - randu - zyskał więc wyraźnie na wartości. Stabilność, brak korupcji i bezpieczeństwo prawne to w końcu warunki, które muszą być spełnione, by przyciągnąć inwestorów.
„Ramaphoria” nie trwała jednak długo. Już podczas swojego przemówienia inauguracyjnego nowy prezydent i były działacz związkowy zasugerował, że „można by wywłaszczyć białych farmerów”, i to bez rekompensat. By „wszystkim żyło się lepiej i sprawiedliwiej”. Kilka dni później ANC poparła w parlamencie odpowiedni projekt ustawy przygotowany przez radykalnie lewicowe ugrupowanie Economic Freedom Fighters (Wojownicy na rzecz Wolności Gospodarczej, EFF), które opiera się na ideologii marksistowsko-leninowskiej i forsuje „rasowy nacjonalizm”, skierowany przeciwko białym. Lider EFF Julius Malema nie raz nawoływał z mównicy parlamentarnej do tego, by „podciąć wszystkim białym gardła”. Ramaphosa jest mniej radykalny, ale podczas wystąpienia przed partiami opozycyjnymi obiecał, że rząd „wykorzysta mechanizm wywłaszczenia do przeprowadzenia reformy ziemskiej”. Tak długo jak „nie zaszkodzi to gospodarce RPA”.
Według Ramaphosy w 1994 roku, gdy skończyła się era Apartheid, biali posiadali 87 proc. ziemi i „to się zasadniczo nie zmieniło”, choć stanowią obecnie zaledwie 8,9 proc. mieszkańców kraju. Jeszcze dwie dekady temu było ich znacznie więcej, ale ponad pół miliona białych farmerów w międzyczasie opuściło kraj. Malema i Ramaphosa najwyraźniej nie rozumieją, że ideologią nie da się zastąpić umiejętności białych rolników. Nie wyciągnęli też żadnych wniosków z doświadczeń sąsiedniego Zimbabwe, gdzie wywłaszczenie białych farmerów wywołało poważny kryzys żywnościowy. Uciekających przez głodem przyjmowało właśnie RPA. W 1980 r., po wojnie domowej, która kosztowała życie ponad 30 tys. osób, czarnoskóra większość przejęła władzę w Rodezji i zmieniła nazwę kraju na Zimbabwe. Robert Mugabe, lider nacjonalistów, określany przez swoich przeciwników mianem „marksistowskiego terrorysty”, został prezydentem. Nowy prezydent wziął się bezzwłocznie za „odwrócenie skutków kolonizacji”. Zimbabwe, podkreślał, należy do jego rdzennych mieszkańców, a nie do białych, którzy ukradli im ziemię. Mugabe namawiał czarnych do tego, by nie nosili butów ani skarpetek, by wyrazić pogardę dla zwyczajów Zachodu. Zimbabwe miało podążyć własną drogą. Niezależność, równość i wolność były hasłami rządzącego Afrykańskiego Narodowego Związku Zimbabwe - Frontu Patriotycznego (ZANU-PF).
Początkowo była to głownie retoryka. Mugabe nie zdjął ani butów ani skarpetek. I obiecał nie zaprzepaścić szansy na rozwój kraju, określanym jako „diament Afryki”. Wiedział, że to biali farmerzy podtrzymują gospodarkę i starał się być pragmatyczny. Zimbabawe było wówczas na drodze do modernizacji, miało asfaltowe drogi, cztery lotniska i rozwinięty system edukacyjny. Zagraniczny kapitał napływał do kraju. W przeciągu pierwszych dwóch lat niepodległości Zimbabwe dawni wrogowie, biali i czarni, współpracowali. Kraj uchodził wówczas za spichlerz Afryki i eksportował tysiące ton kawy, tytoniu i kukurydzy. Sielanka nie trwała jednak długo. System polityczny Zimbabwe ewoluował w kierunku systemu jednopartyjnego, opartego na silnej narodowo-socjalistycznej, anty-imperialistycznej i panafrykańskiej ideologii. Mugabe zadekretował, śladami Fukuyamy, koniec historii. Przed nim był imperializm. Wraz z nim nadszedł anty-imperializm. I koniec dominacji białego człowieka.
Mugabe rozbudował aparat państwowy, rozdając stanowiska w administracji swoim zwolennikom. Tysiące czarnych zostało zatrudnionych na państwowych pozycjach. Powstał system klientelistyczny, podparty korupcją, z którego Mugabe i jego otoczenie czerpali pełnymi garściami. Mugabe rozpoczął także radykalną walkę z białymi plantatorami. Reforma rolna miała rozwiązać problem bezrobocia i zwiększyć poparcie dla prezydenta i rządu ze strony uboższych warstw społeczeństwa; w 2000 r. rozpoczęto wywłaszczanie (bez odszkodowania) białych właścicieli i rozdzielanie ziem uprawnych między weteranów walk o niepodległość kraju oraz bezrobotnych. Dziesiątki białych farmerów zostało zwyczajnie zamordowanych. Mugabe ogłosił, że Zimbabwe „ostatecznie rezygnuje z gospodarki wolnorynkowej i wypędzi z kraju imperialistów”. Firmy zaś mają należeć „co najmniej w 50 proc. do rdzennych mieszkańców, a w przyszłości nawet w 100 proc”. Zagraniczni inwestorzy musieli się więc liczyć z tym, że ich firmy mogą im zostać w każdej chwili odebrane. W 2003 r. Zimbabwe demonstracyjnie opuściło Wspólnotę Narodów.
Nowi czarnoskórzy właściciele farm, zwolennicy i krewni lidera ZANU-PF, nie mieli pojęcia o rolnictwie, bądź nie byli nim zainteresowani. Konsekwencją był szybki i bezprecedensowy nawet jak na afrykańskie standardy, upadek gospodarki, pogorszony nałożeniem ekonomicznych sankcji przez MFW, USA, UE i Bank Światowy na Zimbabwe, uniemożliwiających krajowi zaciąganie pożyczek na rynkach finansowych. Dawny spichlerz Afryki był zmuszony importować żywność. Zagraniczni inwestorzy, ze względu na ryzyko utraty swych inwestycji, wycofali się z kraju. W konsekwencji w 2009 r. 80 proc. mieszkańców Zimbabwe było bezrobotnych. Ludzie zaczęli emigrować do sąsiednich krajów, głównie RPA, za pracą. Inflacja osiągnęła rekordowe 79.6 miliardów proc. Bank Centralny Zimbabwe rozważał nawet drukowanie 100 mld banknotów. Ostatecznie Zimbabwe musiało przyjąć dolara jako nieoficjalną walutę, by móc wypłacić pensje 250 tys. osobom zatrudnionym przez państwo.
Mugabe został zmuszony w ubr. przez wojsko do dymisji, a prezydentem został Emmerson Mnangagwa, sytuacja kraju się jednak zasadniczo nie zmieniła. Panuje krysy płynności, lekarze strajkują, brakuje leków i sprzętu medycznego, nauczyciele grożą strajkiem, a ponad 90 proc. mieszkańców kraju jest bezrobotnych. Tymczasem Chiny, u których Mugabe zaciągnął kredyty, przejęły upadające kopalnie, państwowe spółki i zakłady. W celu obsługi długu Zimbabwe sprzedało Chińczykom nawet słonie z zoo w Harare. Podobny los może spotkać RPA, jeśli postanowi przekształcić populistyczne zapowiedzi Ramaphosy i Malemy w rzeczywistość. Na dodatek RPA boryka się od kilku lat z poważnym kryzysem energetycznym i wodnym. Monopol energetyczny jednego koncernu (Eskom), i brak inwestycji w infrastrukturę energetyczną powodują przerwy w dostawach prądu, które negatywnie wpływają na produkcję przemysłową. W lutym rząd RPA ogłosił stan klęski żywiołowej w związku z suszą panującą w niektórych częściach kraju. W liczącym 4,5 mln mieszkańców Kapsztadzie susza trwa już trzy lata. Miasto od tygodni przygotowuje się na możliwość wystąpienia całkowitego braku wody w kranach. Z początkiem lutego wprowadzono ograniczenie zużycia wody do 50 litrów dziennie na osobę. Kiedy zabraknie wody w Kapsztadzie? Eksperci nie są w tej kwestii zgodni. Jedni mówią o połowie kwietnia, drudzy o połowie czerwca.
Na tym jednak nie koniec. Bezrobocie w RPA wynosi prawie 30 proc., a wśród ludzi młodych - 40 proc. To nie są jeszcze warunki zimbabwejskie, ale jeśli dojdzie do wywłaszczenia białych farmerów, którzy zatrudniają na swoich farmach czarnoskórych, bezrobocie zapewne jeszcze wzrośnie. Oczywiście rząd w Pretorii ma świadomość negatywnych skutków reformy rolnej. Nie może jednak z niej zrezygnować. ANC to dla czarnoskórych mieszkańców RPA partia, która wyzwoliła ich spod jarzma Apartheidu. Dlatego ANC wygrywa wszystkie wybory. A redystrybucja ziem to jedna z obietnic złożonych przez partię Zumy i Ramaphosy już w 1994 roku. Im gorsza sytuacja gospodarcza tym większa społeczna presja, by przyspieszyć rozdział ziem. W tym celu konieczna jest zmiana konstytucji, która gwarantuje prawo do własności. Bez względu na kolor skóry. Opozycja zresztą zdecydowanie sprzeciwia się wywłaszczeniu białych farmerów. Lider partii opozycyjnej COPE Mosiuoa Lekota przypomniał Ramaphosie, że według konstytucji „wszyscy jesteśmy obywatelami tego kraju i mamy te same prawa, bez względu na kolor skóry”. A reforma rolna doprowadzi do gospodarczej zapaści, która uderzy najbardziej w ubogich, czarnoskórych obywateli.
„Biały apartheid” został zastąpiony przez „apartheid czarny” co nie wywołuje większego oburzenia na Zachodzie. I to mimo iż biali farmerzy regularnie padają ofiarą napaści, a nawet morderstw. Tylko ze względu na ich kolor skóry. W 2016 r. zamordowano 64 białych farmerów, w 2017 71, a w pierwszym kwartale 2018 roku zginęło 15. Pod koniec października ub.r. tysiące białych farmerów protestowało w Pretorii przeciwko przemocy oraz „bezczynności policji”, która ich nie chroni. Współczynnik morderstw wśród białych wynosi 156 na 100 tysięcy – to cztery razy więcej niż średnia w RPA. Dr. Corné Mulder z południowoafrykańskiej partii Vryheidsfront Plus mówił w ubiegłym roku podczas wizyty w Parlamencie Europejskim, że „będąc białym nie można w RPA już dostać pracy”. „Dlaczego nam nikt nie pomaga?” - pytał. Według niego wielu białych farmerów opuściło okolice Johannesburgu i przeniosło się do Kapsztadu, licząc na lepsze warunki życia. Ponad 20 tys. farm zostało wystawionych na sprzedaż. Jak twierdzi dr Mulder rząd RPA kłamie, gdy twierdzi, że „cała ziemia należy do białych”. Jak zaznaczył jedna trzecia ziemi rolnej jest w rękach czarnych, którzy ja legalnie nabyli. A tysiące hektarów żyznej ziemi pozostaje niewykorzystanych. Wystarczyłoby więc oddać ją czarnym. Bez wywłaszczenia kogokolwiek. Ale to nie byłoby tak efektowne i nie przyniosłoby Ramaphosie i Malemie takiego poparcia wśród czarnej biedoty jak „odebranie białym tego, co do czarnych należy”, zgodnie z tezą, że Burowie to „kryminaliści”, którzy osiedlając się na Przylądku Dobrej Nadziej wyparli czarnych. Tymczasem pierwsi na tych terenach byli nie Zulusi i nie czarni, tylko biali. Oni tam pierwsi osiedli, dopiero później pojawili się czarni osadnicy. Tylko ktoś kto jest rasistą może sądzić, że Afryka ma być tylko dla czarnych. Ale przecież czarny nie może być rasistą, nieprawdaż?
Trudno obecnie przewidzieć czy dojdzie do wywłaszczenia białych farmerów w RPA, a Ramaphosa postawi na tani populizm, czy rząd w Pretorii znajdzie inne, bardziej koncyliacyjne rozwiązanie. Pojawił się m.in. pomysł rozdania czarnym tysięcy hektarów ziemi należących obecnie do państwa. Do 30 sierpnia specjalna komisja parlamentarna ma zbadać czy zmiana konstytucji w kierunku wywłaszczeń jest w ogóle możliwa. Pomoc białym farmerom w RPA obiecała Australia. Minister ds. imigracji Peter Dutton zapowiedział, że każdemu wywłaszczonemu farmerowi udzieli wizy. „Biali farmerzy pracują ciężko i wnieśliby wiele do naszej gospodarki” - podkreślił minister, zaznaczając, że w przeciwieństwie do RPA Australia jest „krajem cywilizowanym”. Na razie żaden farmer się nie zgłosił po wizę. Biali nie chcą bowiem opuścić kraju, który uważają za swój. Swoimi uwagami Dutton rozpętał natomiast poważny kryzys dyplomatyczny między Australią a Afryką Południową.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/389183-wywlaszczenie-bialych-farmerow-kryzys-energetyczny-i-wodny-afryka-poludniowa-pojdzie-sladem-zimbabwe-analiza