Nasza powinnością nie jest pelnienie urzędu sędziego sprawiedliwości, lecz robienie polityki dla Niemiec
— mawiał do podwładnych Otto von Bismarck i ta zasada żelaznego kanclerza obowiązuje za Odrą do dziś. Były kanclerz Gerhard Schrödernie nie krył podziwu dla tej ważnej postaci w historii Niemiec, miał nawet zawieszony w swym gabinecie portret Bismarcka. Co to oznaczało w praktyce? Wystarczą trzy przykłady: z jednej strony fotografował się z naszymi politykami na użytek mediów, co niby miało świadczyć, jaka to przyjaźń i partnerstwo łączy współczesne Niemcy z Polską, a z drugiej nikt inny, tylko właśnie on domagał się w rozmowach akcesyjnych maksymalnego wydłużenia blokady dostępu dla Polaków do rynku pracy w krajach UE (Niemcy wykorzystały ją do ostatniego dnia), zablokował dołączenie naszego kraju do grona głównych decydentów w unii (obok RFN, Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch i Hiszpanii), a na koniec dogadał ze swym przyjacielem, niekoronowanym carem Władimirem Putinem ułożenie na dnie Bałtyku gazowej okrężnicy z rosyjskiego Wyborga do Gryfii (Greifswaldu), że nie wspomnę o schłodzeniu przez Schrödera stosunków transatlantyckich, podważaniu celowości istnienia NATO czy jego prób stworzenia nowej, politycznej osi Berlina-Paryża i Moskwy.
Według Schrödera my, Polacy, prowadziliśmy nieracjonalną politykę wobec Rosji. On był racjonalny, na wzór Bismarcka. Gdy swego czasu tygodnik „Der Spiegel” zahaczył kanclerza lewicy (SPD), że rządy jego idoła miały ciemne strony, zwłaszcza dla naszego kraju, odparł niewzruszony: „Bismarck był czlowiekiem swoich czasów”. Nastepczyni Schrödera całkowicie zmieniła jego politykę zagraniczną, ale jeśli ktoś sądzi, że chadecka kanclerz (CDU) nie stosuje się do zasady Bismarcka, ten się myli. Tyle, że robi tego na „rympał”, lecz z większym wyczuciem. Nawiasem mówiąc, Angela Merkel zafascynowana była carycą Katarzyną II Wielką, de domo Sophie Friederike Auguste zu Anhalt-Zerbst-Dornburg, i też przenosiła z biura do biura jej portret. Do prezydenta Putina pani kanclerz zachowuje dystans, nie darzą się sympatią, co jednak nie przeszkadza rządowi Niemiec pod jej kierownictwem w robieniu geszeftów z Rosją, mając – rzecz jasna – na uwadze korzyści dla swego kraju. A wymownym tego dowodem jest forsowanie przez Merkel rozbudowy gazociagu Nord Stream 2, co uczyniłoby z Rosji i Niemiec głównych dostawców tego strategicznego surowca dla Europy.
Wspominam o tym nie bez przyczyny. Byłem świadkiem mekki kolejnych szefów naszych rządów po upadku żelaznej kurtyny, najpierw do Bonn potem do Berlina. Należałoby przy tym dodać, czołobitnych wizyt, których apogeum był „hołd berliński” ministra spraw zagranicznych RP Radosława Sikorskiego, wręcz domagającego się objęcia przywództwa przez Niemcy w Europie. Bezprecedensowy to przypadek w historii światowej dyplomacji. Po pozbawieniu władzy spółki PO-PSL przez wyborców i objęciu rządowego steru przez PiS, w naszych stosunkach bilateralnych zapanowała dychotomia: z jednej strony następuje ciagły rozwój splotów gospodarczych Polski i Niemiec (geszefty to geszefty), z drugiej nastało wyraźne schłodzenie politycznej atmosfery między Warszawą a Berlinem.
Powodów było wiele, a wina obopólna: Niemiec z ich lekceważącym traktowaniem naszego kraju (co de facto kanclerz Schröder wytykał na wyborczy użytek już Helmutowi Kohlowi - nawiasem mówiąc, ów „ojciec zjednoczenia” uznał granicę na Odrze i Nysie, co sam przyznał, „pod presją Amerykanów” - a potem zarzucała to Schröderowi również kanclerz Merkel), oraz wolnej Polski, że łatwowiernie na takie traktowanie się zgadzała.
Czy w naszych stosunkach z Niemcami nastąpi teraz zmiana jakościowa? Czy wczorajsza wizyta kanclerz Merkel w Polsce oznacza koniec blichtru gestów bez znaczenia i początek prawdziwie partnerskich, konstruktywnych relacji? Za wcześnie o tym mówić, ale przybycie szefowej rządu RFN do Warszawy może być początkiem przełomu. Rząd PiS nie miał do tej pory w Niemczech dobrej prasy, po prawdzie, miał wyłącznie złą. To zrozumiałe, że z punktu widzenia Berlina „lepsze” byłyby takie władze w Polsce, które miast obrony interesów własnego kraju posłusznie dostosowywałyby się do polityki rządu federalnego. Ten etap mamy już za sobą, odwiedziny Merkel dowodzą, że rząd PiS nie jest już traktowany w Berlinie z paternalistyczną dozą tolerancji, jako „tymczasowy”, nie składa się wizyty tuż po ukształtowaniu się nowego gabinetu w kraju bez znaczenia.
Niemcy i Polska są sobie potrzebni. Brzmi jak truizm, ale wobec ponadregionalnego wzrostu znaczenia Polski, zważywszy na konsolidację Grupy Wyszehradzkiej (niezależnie od różnic poglądów na poszczególne kwestie, co normalne), oraz w ramach inicjatywy Trójmorza, rzeczywiście zarysowują się możliwości prowadzenia z Niemcami dialogu na równej wysokości oczu. Tylko bez euforii. Gestów i pustosłowia o partnerstwie mieliśmy już wiele. Niemcy to wytrawny gracz i potrafią „robić politykę dla Niemiec”.
Jak będzie, czy kończy się czas protekcjonalnego klepania po ramionach i zadowolenia, że jest się poklepywanym? Czas pokaże, wbrew pozorom katalog niemiecko-polskich rozbieżności nie jest gruby. Jak mówi ewangelia: po owocach ich poznacie, co dotyczy obu stron…
-
Zapraszamy do lektury najnowszego numeru tygodnika „Sieci”!
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/386759-po-wizycie-merkel-tylko-bez-euforii-niemcy-to-wytrawny-gracz-i-potrafia-zadbac-o-swoje-interesy