Żenująco kończy się (bo chyba się kończy?) polityczna kariera Nadii Sawczenko. Przypomnijmy – to bohaterska ukraińska pani oficer, pilotka, która kilka lat temu, u szczytu wojny donbaskiej, wpadła w ręce separatystów. Wywieziona do Rosji, skazana pod absurdalnym zarzutem świadomego skierowania ukraińskiego ognia na dwóch rosyjskich dziennikarzy na 22 lata więzienia, w śledztwie i w czasie procesu głodowała i zajmowała bardzo twarda postawę. W końcu została wymieniona na dwóch schwytanych na Ukrainie oficerów GRU.
Już wtedy co bardziej przewidujący, rosyjscy i zachodni, obserwatorzy twierdzili, że Putin mógł to zrobić bez żalu, a nawet z satysfakcją, bo jest jasne iż Sawczenko wypuszczona do Kijowa odegra tam rolę żywej torpedy. Dla wszystkich, którzy zadali sobie trud zaznajomienia się bodaj naskórkowo z historią jej życia i służby w ukraińskiej armii było bowiem jasne, że stabilność emocjonalna nie jest oględnie mówiąc jej najmocniejszą stroną. Było też oczywiste że, uwolniona, nie zechce kontentować się statusem narodowej bohaterki, ale wejdzie do polityki. A także, że ukraińskich władz po prostu nienawidzi.
No i szybko stało się tak, jak przewidywali ci obserwatorzy, tylko że chyba nawet bardziej. Sawczenko od początku, od samego uwolnienia wygłaszała tyrady, skierowane przeciw prezydentowi Poroszence i w ogóle rządzącym. Weszła do parlamentu (z partii Batkiwszczyna, z której zresztą niebawem ją usunięto). Wzywała do zawarcia pokoju z separatystami albo do odzyskania Donbasu w zamian za uznanie aneksji Krymu. Mówiła o żydowskich rządach w Kijowie. Chwaliła film „Wołyń” (co nam może się podobać, ale w wykonaniu ukraińskiego polityka jest działaniem, ujmując to eufemistycznie, nieco ryzykownym).
I, jak szybko wyszło na jaw, piła. Ostro, często i coraz częściej.
Aż wreszcie zaangażowała się w dziwaczne komeraże z niejakim Władimirem Rubanem. Ten gentelman długo funkcjonował jako społeczny działacz, zajmujący się próbami doprowadzenia do wymiany jeńców między separatystami a Ukraińcami. W tym charakterze jeździł na obszary „republik ludowych”, co dla Ukraińca jest nielegalne, a w wypadku Rubena wzbudziło narastające podejrzenia o proseparatystyczne sympatie. W tych wyjazdach towarzyszyła mu Sawczenko, co w wypadku kijowskiej polityczki było już czymś w rodzaju politycznej manifestacji.
Aż wreszcie, 8 marca, Ruban został zatrzymany, gdy nielegalnie przewoził broń ze strony separatystów za ukraińskie linie. Sam tłumaczy, jakoby było to elementem jakiejś tajnej operacji, do której zaangażował go ukraiński oficer (kontrwywiadu?), używający pseudonimu „Cedr”. Oględnie mówiąc, nie brzmi to wiarygodnie – ktoś, wzbudzający takie podejrzenia o nielojalność wobec kraju, jak Ruben, i świadomy tych podejrzeń, angażując się w tego rodzaju działania na zasadzie „uzgodnień na gębę” z anonimowym oficerem, musiałby być szalony.
A Sawczenko z rozmachem wystąpiła w jego obronie. Zaczęła, podobno, objeżdżać jednostki wojskowe, gdzie wzywała aby (tu cytat) „zniszczyć gmach parlamentu ogniem moździerzowym, a następnie z pistoletów maszynowych dobić tych, którzy przeżyją”. Tak w każdym razie powiedział w Werchownej Radzie prokurator generalny Jurij Łucenko. Odpowiadając mu, Sawczenko oskarżyła Łucenkę, że rozpętując całą aferę usiłuje ukryć własne przestępstwa, popełnione w czasie Majdanu. Ponieważ Łucenko nie sprawował wtedy żadnego państwowego stanowiska, był opozycjonistą i aktywistą majdanowym, to – gdyby to, co mówi Sawczenko, potraktować choć trochę poważnie, na co jednak nie bardzo pozwala całe jej emploi – oznaczałoby zapewne jakieś aluzje dotyczące mętnych i niepotwierdzonych tez na temat metod, jakimi strona antyjanukowyczowska podtrzymywała trwanie ówczesnego protestu. Ale, jak już powiedziałem, bohaterska Nadia zrobiła już chyba wszystko, co mogła, żeby zdezawuować siebie samą.
Gdy w czasie posiedzenia Rady nie zaprzeczyła, iż mówiła o zniszczeniu parlamentu z moździerzy, usprawiedliwiając się słowami, „któż kiedyś nie marzył o zniszczeniu tej władzy, o wysadzeniu w powietrze Bankowej (siedziba rządu) lub Werchownej Rady?”, odebrano jej głos. A 22 marca parlament ma podjąć decyzję o odebraniu jej immunitetu.
A wszystko to razem bardzo dobrze obrazuje kilka smutnych rzeczy. Po pierwsze, jak dalece często wojenni bohaterowie nie pasują do żadnej innej sfery aktywności. A po drugie i ważniejsze – gdzie znalazła się Ukraina. Jak z jednej strony odnosi sukcesy (takie jak choćby zwycięstwo z Gazpromem w ostatniej, krótkiej gazowej wojence), ale z drugiej – jak w innych wymiarach grzęźnie.
I nie wiadomo, kiedy i jak się z tego grzęzawiska wydobędzie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/386178-smetny-koniec-bohaterskiej-nadii-czyli-gdzie-zmierza-ukraina