Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
Za 3 tygodnie będziemy wybierać. Listy partyjne zostały podane do publicznej wiadomości, kandydaci zostali zarejestrowani. Znamy ich. Z niektórymi wojujemy od 30 lat, z innymi od lat 10, choć czasem wydaje się, że już od 100 lat.
Nie możemy mieć złudzeń. Wyciągajmy wnioski z przeszłości. Oni sami przyznali się, że zdolni są kłamać rano, w południe i wieczorem, nawet bez nabierania powietrza.
Musimy być przygotowani na to, że z każdym naszym kandydatem tak naprawdę stanie w szranki kandydat Sorosa. Pozornie może się wydawać, że ci kontrkandydaci są różni. Niektórzy startują na zaciągniętym ręcznym hamulcu. Inni zrezygnują w ostatniej chwili. Jeszcze inni będą udawać, że ich tam w ogóle nie było
—mówił.
Musimy być przygotowani też i na to, że będą podejmować próby przebierania się. Tak było ostatnio, gdy skryli się za kandydatem udającym niezależnego. Nie mają odwagi przyznać się do swojego pana. Wiedzą, że jeśli otwarcie staną przed obliczem narodu i wyznają, na czyim są żołdzie, wtedy nie mają żadnych szans.
Każdy wie, że my, Węgrzy, którzy sprzeciwiamy się napływowi ludów, stanowimy większość. Jedyna szansa naszych konkurentów kryje się w podzieleniu naszego obozu, w rozbiciu naszej jedności.
Nasi przeciwnicy chcą, by mówiono o wszystkim, byle tylko nie mówić o tym niebezpieczeństwie, które zagraża Węgrom. Oni sami wiedzą, że teraz zapadnie decyzja na długie lata przesądzająca do losie Węgier. Dlatego właśnie nie będą bali się niczego.
Nie argumentują, tylko cenzurują. Nie walczą, tylko szczypią, kopią, gryzą i wszędzie rozsiewają nasiona nienawiści. My jesteśmy łagodnymi i pogodnymi ludźmi, ale nie jesteśmy ani ślepi, ani głupi.
Naturalnie, po wyborach przyjdzie zadośćuczynienie, zarówno moralne, polityczne i prawne. Teraz jednak nie możemy na to tracić ani czasu, ani sił.
Wszelkie napaści po prostu strząsajmy z siebie, jak psy wodę z sierści. Nasze wysiłki poświęcajmy tylko sprawie naszej misji, tylko naszemu wspólnemu celowi - obronie Węgier.
Pamiętajmy o pierwszej zasadzie wyborczej walki: w jedności siła. Jeden jest obóz, pod jednym sztandarem, każdy jest potrzebny.
Szanowni Państwo!
Jestem świadomy, że walka ta dla każdego jest trudna. Rozumiem, że niektórzy są wystraszeni. To zrozumiałe, gdyż musimy walczyć z przeciwnikiem, który jest zupełnie inny, niż my.
Nie staje on z otwartą przyłbicą, lecz działa z ukrycia. Nie jest prostolinijny, lecz stosuje podstępy. Nie jest uczciwy, lecz podły. Nie ma uczuć narodowych, lecz kosmopolityczne. Nie wierzy w pracę, lecz w finansowe spekulacje. Nie ma on swojej ojczyzny, gdyż wydaje się mu, że cały świat do niego należy. Nie umie być wspaniałomyślny, ale mściwy i zawsze atakuje w serce, szczególnie, gdy ma ono barwy czerwieni, bieli i zieleni.
Jednak, Drodzy moi Przyjaciele, zawsze przecież wiedzieliśmy, gra nie toczy się o pietruszkę. Historia Węgier przyzwyczaiła nas do tego, że musimy walczyć również o takie rzeczy, które w narodach o szczęśliwszym losie uznawane są za naturalne.
W naszych stronach wystarczy jedno tąpnięcie, wystarczy jeden nieporadny rząd, raz chybiony wyborczy wynik i wnet przepada wszystko to, na co przez lata ciężko pracowaliśmy. Żyjemy w takiej części świata, gdzie historia nie bardzo zostawia w spokoju, na darmo nam się wydaje, że na ten spokój prawdziwie już zasłużyliśmy.
Nasi przodkowie mieli rację: lękliwy naród nie ma swojej ojczyzny, a my nie raz wzbudzaliśmy w sobie odwagę, gdy zachodziła taka potrzeba. Nigdy nie było łatwo. Proszę spojrzeć choćby na pomniki tylko na tym placu. Na premiera Andrássyego cesarz Austrii wydał wyrok śmierci [w 1851]. Książę Franciszek II Rakoczy zmarł na wygnaniu [w 1735]. Kossutha wygnali labancowie [służalcy Wiednia]. Premiera Istvána Tisza zastrzelili komuniści [w 1918].
Nigdy nie szło gładko, ale na koniec zawsze zwyciężaliśmy. Pognaliśmy do domu sułtana z jego janczarami, habsburskiego cesarza z jego labancami, sowietów z ich towarzyszami a teraz też do domu wysyłamy wujaszka Jureczka - Gyuriego razem z jego pajęczyną. Prosimy Cię, wracaj do Ameryki i uszczęśliwiaj raczej Amerykanów.
Szanowne Panie, Szanowni Panowie! Czyż to nie zagadka, jak po tylu ciosach wciąż na nowo powstawaliśmy i jak to możliwe, upłynęło 1000 lat, a my wciąż tu jesteśmy? Pewnie wynika to z tego, iż zawsze wiedzieliśmy, że sens naszego istnienia jest poza nami samymi. Zawsze wiedzieliśmy, że jest w nas pewna kultura, jest dusza i duch, które poprzez wieki podnosiły serca, pocieszały ludzi i to one również nas ożywiają.
Mamy jeszcze jednoczącą i scalającą nas ideę. Jest w nas poczucie naszej własnej narodowej godności. Nie daliśmy się aż tak bardzo oderwać od chrześcijaństwa, by nasza lina kotwiczna uległa zerwaniu.
Oczywiście, również i u nas wiara czasem ulega zachwianiu. Nieraz i duma narodowa ulega zapaściom. My jednak nigdy ich się nie wyrzekliśmy, dlatego one nie zginęły, dlatego wciąż na nowo zmartwychpowstają, rozprzestrzeniają się i zdobywają ludzkie serca.
Czcigodni Świętujący!
Sami wiemy, że i my nie jesteśmy narodem bez wad, a w naszej historii zdarzały się godziny ciemności i mroźne dni.
Mimo to jesteśmy pewni i tego, że więcej daliśmy światu, niż od niego otrzymaliśmy. Bez Węgrów świat byłby uboższy, historia Europy Środkowej zaś bardziej bolesna. Bez nas region Basenu Karpackiego byłby też gorszą krainą. Mamy więc prawo do tego, by istnieć.
Dlatego również dziś nie ma powodu, byśmy się bali. Musimy wyznać tylko jedno: kto jest Węgrem, jest z nami i w ten sposób zwyciężymy. Wciąż na nowo będziemy zwyciężać, gdyż Węgry należą do Węgrów.
Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
W roku 2010, gdy stanęliśmy na nogi, gdy zbuntowaliśmy się i zaczęliśmy walczyć o Węgrów w Brukseli i w innych centrach imperium, wtedy jeszcze byliśmy sami.
Później jednak dołączyli Polacy, Słowacy i Czesi. Jeszcze później Ameryka wybrała antyimigracyjnego prezydenta, a Brytyjczycy poszli własną drogą. Izrael do dziś trwa. W Austrii do władzy zostali wybrani patrioci, a Włosi powiedzieli „nie” napływowi ludów.
Pytaniem pozostaje już tylko to, czy my, Węgrzy uczyliśmy się na cudzych błędach? Czy zrozumieliśmy, że tylko raz można wszystko zepsuć. Jeśli raz popełnimy ten grzech, koniec. Kolejna szansa, egzamin poprawkowy nie istnieją. Jeśli tama się przerwie, wleje się potop, kulturowej okupacji nie da się już odwrócić.
Teraz nasza przyszłość zostaje rzucona na stół i ona jest stawką tych wyborów. Dlatego w tym momencie pragniemy osobno zwrócić się do Młodych. Kiedy, jak nie 15 marca winniśmy to uczynić.
Drodzy Młodzi!
Być może teraz tak odczuwacie, że do Was należy cały świat i nic Wam nie może zagrozić. I macie rację. Brak ambicji stawania się wielkim już sam w sobie jest miernością. Życie na nic się nie zda, jeśli człowiek nie chce z nim czegoś uczynić.
Ale i w Waszym życiu przyjdzie moment, kiedy zdacie sobie sprawę, że potrzeba miejsca, języka, domu, w których człowiek pośród swoich, bezpiecznie i w miłości może przeżyć swoje życie.
Pewne miejsce, do którego zawsze możecie powracać, gdzie będziecie mogli doświadczać, iż życie ma swój sens i nawet u swego kresu nie wpada w nicość. Przyłącza się i w wbudowuje w tysiącletnie wspaniałe dzieło, które krótko nazywamy Ojczyzną, naszą węgierską Ojczyzną.
Drodzy młodzi Węgrzy, teraz Ojczyzna Was potrzebuje. Chodźcie i walczcie razem z nami o to, by gdy przyjdzie moment, kiedy to Wy jej będziecie potrzebować, Wasza Ojczyzna jeszcze istniała.
Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
Wydaje mi się, że wszystko już omówiliśmy. Zebraliśmy potrzebne narzędzia, osiodłaliśmy konie i tak przygotowaliśmy się na trzytygodniową wyborczą kampanię - wojenną wyprawę.
Pozostało nam już tylko jedno, by prosić o pomoc dobrego Boga. Tym razem nie śpiewem, jak zwykliśmy to czynić, lecz wierszem, jak uczył nas tego jego autor, Ferenc Kölcsey. „Boże, pobłogosław Węgrów Weselem, obfitością darów, Rozciągnij nad nimi swe obronne ramię w ich walce z nieprzyjacielem; Złe czasy, rozrywające rany, Niech przyniosą czas radości, Gdyż naród ten już wycierpiał Za przeszłość swą i za przyszłość!”
Sztandary w górę! Idźmy i walczmy! Niech żyje węgierska wolność, niech żyje Ojczyzna! W górę serca, do zwycięstwa!
Naprzód, Węgry, naprzód, Węgrzy!
—zakończył Orban.
-
Zapraszamy do lektury najnowszego numeru tygodnika „Sieci”!
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
Za 3 tygodnie będziemy wybierać. Listy partyjne zostały podane do publicznej wiadomości, kandydaci zostali zarejestrowani. Znamy ich. Z niektórymi wojujemy od 30 lat, z innymi od lat 10, choć czasem wydaje się, że już od 100 lat.
Nie możemy mieć złudzeń. Wyciągajmy wnioski z przeszłości. Oni sami przyznali się, że zdolni są kłamać rano, w południe i wieczorem, nawet bez nabierania powietrza.
Musimy być przygotowani na to, że z każdym naszym kandydatem tak naprawdę stanie w szranki kandydat Sorosa. Pozornie może się wydawać, że ci kontrkandydaci są różni. Niektórzy startują na zaciągniętym ręcznym hamulcu. Inni zrezygnują w ostatniej chwili. Jeszcze inni będą udawać, że ich tam w ogóle nie było
—mówił.
Musimy być przygotowani też i na to, że będą podejmować próby przebierania się. Tak było ostatnio, gdy skryli się za kandydatem udającym niezależnego. Nie mają odwagi przyznać się do swojego pana. Wiedzą, że jeśli otwarcie staną przed obliczem narodu i wyznają, na czyim są żołdzie, wtedy nie mają żadnych szans.
Każdy wie, że my, Węgrzy, którzy sprzeciwiamy się napływowi ludów, stanowimy większość. Jedyna szansa naszych konkurentów kryje się w podzieleniu naszego obozu, w rozbiciu naszej jedności.
Nasi przeciwnicy chcą, by mówiono o wszystkim, byle tylko nie mówić o tym niebezpieczeństwie, które zagraża Węgrom. Oni sami wiedzą, że teraz zapadnie decyzja na długie lata przesądzająca do losie Węgier. Dlatego właśnie nie będą bali się niczego.
Nie argumentują, tylko cenzurują. Nie walczą, tylko szczypią, kopią, gryzą i wszędzie rozsiewają nasiona nienawiści. My jesteśmy łagodnymi i pogodnymi ludźmi, ale nie jesteśmy ani ślepi, ani głupi.
Naturalnie, po wyborach przyjdzie zadośćuczynienie, zarówno moralne, polityczne i prawne. Teraz jednak nie możemy na to tracić ani czasu, ani sił.
Wszelkie napaści po prostu strząsajmy z siebie, jak psy wodę z sierści. Nasze wysiłki poświęcajmy tylko sprawie naszej misji, tylko naszemu wspólnemu celowi - obronie Węgier.
Pamiętajmy o pierwszej zasadzie wyborczej walki: w jedności siła. Jeden jest obóz, pod jednym sztandarem, każdy jest potrzebny.
Szanowni Państwo!
Jestem świadomy, że walka ta dla każdego jest trudna. Rozumiem, że niektórzy są wystraszeni. To zrozumiałe, gdyż musimy walczyć z przeciwnikiem, który jest zupełnie inny, niż my.
Nie staje on z otwartą przyłbicą, lecz działa z ukrycia. Nie jest prostolinijny, lecz stosuje podstępy. Nie jest uczciwy, lecz podły. Nie ma uczuć narodowych, lecz kosmopolityczne. Nie wierzy w pracę, lecz w finansowe spekulacje. Nie ma on swojej ojczyzny, gdyż wydaje się mu, że cały świat do niego należy. Nie umie być wspaniałomyślny, ale mściwy i zawsze atakuje w serce, szczególnie, gdy ma ono barwy czerwieni, bieli i zieleni.
Jednak, Drodzy moi Przyjaciele, zawsze przecież wiedzieliśmy, gra nie toczy się o pietruszkę. Historia Węgier przyzwyczaiła nas do tego, że musimy walczyć również o takie rzeczy, które w narodach o szczęśliwszym losie uznawane są za naturalne.
W naszych stronach wystarczy jedno tąpnięcie, wystarczy jeden nieporadny rząd, raz chybiony wyborczy wynik i wnet przepada wszystko to, na co przez lata ciężko pracowaliśmy. Żyjemy w takiej części świata, gdzie historia nie bardzo zostawia w spokoju, na darmo nam się wydaje, że na ten spokój prawdziwie już zasłużyliśmy.
Nasi przodkowie mieli rację: lękliwy naród nie ma swojej ojczyzny, a my nie raz wzbudzaliśmy w sobie odwagę, gdy zachodziła taka potrzeba. Nigdy nie było łatwo. Proszę spojrzeć choćby na pomniki tylko na tym placu. Na premiera Andrássyego cesarz Austrii wydał wyrok śmierci [w 1851]. Książę Franciszek II Rakoczy zmarł na wygnaniu [w 1735]. Kossutha wygnali labancowie [służalcy Wiednia]. Premiera Istvána Tisza zastrzelili komuniści [w 1918].
Nigdy nie szło gładko, ale na koniec zawsze zwyciężaliśmy. Pognaliśmy do domu sułtana z jego janczarami, habsburskiego cesarza z jego labancami, sowietów z ich towarzyszami a teraz też do domu wysyłamy wujaszka Jureczka - Gyuriego razem z jego pajęczyną. Prosimy Cię, wracaj do Ameryki i uszczęśliwiaj raczej Amerykanów.
Szanowne Panie, Szanowni Panowie! Czyż to nie zagadka, jak po tylu ciosach wciąż na nowo powstawaliśmy i jak to możliwe, upłynęło 1000 lat, a my wciąż tu jesteśmy? Pewnie wynika to z tego, iż zawsze wiedzieliśmy, że sens naszego istnienia jest poza nami samymi. Zawsze wiedzieliśmy, że jest w nas pewna kultura, jest dusza i duch, które poprzez wieki podnosiły serca, pocieszały ludzi i to one również nas ożywiają.
Mamy jeszcze jednoczącą i scalającą nas ideę. Jest w nas poczucie naszej własnej narodowej godności. Nie daliśmy się aż tak bardzo oderwać od chrześcijaństwa, by nasza lina kotwiczna uległa zerwaniu.
Oczywiście, również i u nas wiara czasem ulega zachwianiu. Nieraz i duma narodowa ulega zapaściom. My jednak nigdy ich się nie wyrzekliśmy, dlatego one nie zginęły, dlatego wciąż na nowo zmartwychpowstają, rozprzestrzeniają się i zdobywają ludzkie serca.
Czcigodni Świętujący!
Sami wiemy, że i my nie jesteśmy narodem bez wad, a w naszej historii zdarzały się godziny ciemności i mroźne dni.
Mimo to jesteśmy pewni i tego, że więcej daliśmy światu, niż od niego otrzymaliśmy. Bez Węgrów świat byłby uboższy, historia Europy Środkowej zaś bardziej bolesna. Bez nas region Basenu Karpackiego byłby też gorszą krainą. Mamy więc prawo do tego, by istnieć.
Dlatego również dziś nie ma powodu, byśmy się bali. Musimy wyznać tylko jedno: kto jest Węgrem, jest z nami i w ten sposób zwyciężymy. Wciąż na nowo będziemy zwyciężać, gdyż Węgry należą do Węgrów.
Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
W roku 2010, gdy stanęliśmy na nogi, gdy zbuntowaliśmy się i zaczęliśmy walczyć o Węgrów w Brukseli i w innych centrach imperium, wtedy jeszcze byliśmy sami.
Później jednak dołączyli Polacy, Słowacy i Czesi. Jeszcze później Ameryka wybrała antyimigracyjnego prezydenta, a Brytyjczycy poszli własną drogą. Izrael do dziś trwa. W Austrii do władzy zostali wybrani patrioci, a Włosi powiedzieli „nie” napływowi ludów.
Pytaniem pozostaje już tylko to, czy my, Węgrzy uczyliśmy się na cudzych błędach? Czy zrozumieliśmy, że tylko raz można wszystko zepsuć. Jeśli raz popełnimy ten grzech, koniec. Kolejna szansa, egzamin poprawkowy nie istnieją. Jeśli tama się przerwie, wleje się potop, kulturowej okupacji nie da się już odwrócić.
Teraz nasza przyszłość zostaje rzucona na stół i ona jest stawką tych wyborów. Dlatego w tym momencie pragniemy osobno zwrócić się do Młodych. Kiedy, jak nie 15 marca winniśmy to uczynić.
Drodzy Młodzi!
Być może teraz tak odczuwacie, że do Was należy cały świat i nic Wam nie może zagrozić. I macie rację. Brak ambicji stawania się wielkim już sam w sobie jest miernością. Życie na nic się nie zda, jeśli człowiek nie chce z nim czegoś uczynić.
Ale i w Waszym życiu przyjdzie moment, kiedy zdacie sobie sprawę, że potrzeba miejsca, języka, domu, w których człowiek pośród swoich, bezpiecznie i w miłości może przeżyć swoje życie.
Pewne miejsce, do którego zawsze możecie powracać, gdzie będziecie mogli doświadczać, iż życie ma swój sens i nawet u swego kresu nie wpada w nicość. Przyłącza się i w wbudowuje w tysiącletnie wspaniałe dzieło, które krótko nazywamy Ojczyzną, naszą węgierską Ojczyzną.
Drodzy młodzi Węgrzy, teraz Ojczyzna Was potrzebuje. Chodźcie i walczcie razem z nami o to, by gdy przyjdzie moment, kiedy to Wy jej będziecie potrzebować, Wasza Ojczyzna jeszcze istniała.
Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
Wydaje mi się, że wszystko już omówiliśmy. Zebraliśmy potrzebne narzędzia, osiodłaliśmy konie i tak przygotowaliśmy się na trzytygodniową wyborczą kampanię - wojenną wyprawę.
Pozostało nam już tylko jedno, by prosić o pomoc dobrego Boga. Tym razem nie śpiewem, jak zwykliśmy to czynić, lecz wierszem, jak uczył nas tego jego autor, Ferenc Kölcsey. „Boże, pobłogosław Węgrów Weselem, obfitością darów, Rozciągnij nad nimi swe obronne ramię w ich walce z nieprzyjacielem; Złe czasy, rozrywające rany, Niech przyniosą czas radości, Gdyż naród ten już wycierpiał Za przeszłość swą i za przyszłość!”
Sztandary w górę! Idźmy i walczmy! Niech żyje węgierska wolność, niech żyje Ojczyzna! W górę serca, do zwycięstwa!
Naprzód, Węgry, naprzód, Węgrzy!
—zakończył Orban.
-
Zapraszamy do lektury najnowszego numeru tygodnika „Sieci”!
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/386085-tylko-u-nas-cale-przemowienie-orbana-w-swieto-narodowe-wegier-kiedy-polska-jest-silna-to-i-wegry-nie-moga-zginac-jestesmy-jak-polaczone-drzewa?strona=2