Strona izraelska posiada swoje kontakty w Polsce. Te kontakty są niechętne Polsce i Polakom
— powiedział 5 marca 2018 r. w radiu RMF FM Bronisław Wildstein, publicysta „Sieci” i członek polsko-izraelskiej grupy ds. dialogu historyczno-prawnego.
To zdanie można uogólnić: „kontakty niechętne Polsce i Polakom” posiadają w naszym kraju wszyscy, którzy tego potrzebują, a nawet ci, którzy tego nie chcą. Są w Polsce ludzie gotowi na każde zawołanie i zamówienie powiedzieć bądź napisać o Polsce coś złego, co w kraju zamawiającym wywoła odpowiedni efekt. I są tacy, którzy robią to nawet bez zamówienia. Co najgorsze, wiele z tych osób uważa takie zachowanie za swój obowiązek czy powinność. Równie fatalne jest to, że są oni w większości zaliczani (bo, że sami się zaliczają, nie dziwi) do elity polskiego społeczeństwa. Mamy zatem do czynienia z wpływową grupą osób nie identyfikujących się z polskimi władzami i interesami rządzonego przez nie państwa, za to utożsamiających się z ogólnikowo formułowanymi ideami europejskości, demokracji, otwartości, postępowości czy humanizmu. To utożsamienie się to rodzaj alibi, żeby nie trzeba się było tłumaczyć opinii publicznej z własnych wyborów. Europejskość, humanizm czy demokracja działają tak, żeby zamknąć usta tym, którzy w takim działaniu widzą co najmniej niestosowność.
Jest oczywiste, że konstytucja gwarantuje każdemu polskiemu obywatelowi także prawo nielubienia demokratycznych władz i ich krytykowania. Powstaje jednak problem, kiedy „kontakty w Polsce” stają się żołnierzami obcych spraw. Jasne, że trzeba tu bardzo uważać, bo szczególnie komuniści każdego, kto ich krytykował nazywali agentami: imperializmu, USA, Niemiec, Zachodu, obcych interesów, masonerii etc. Czasy komuny od obecnych różni jednak to, że władze są demokratycznie wybrane, nie stosują cenzury, nie ograniczają wolności słowa i nie karzą nikogo za poglądy. Także tych, którzy są „niechętni Polsce i Polakom”. Działa tu jednak samonapędzający się mechanizm: im bardziej te osoby są „niechętne”, tym mają większe wzięcie za granicą i tym szybciej się radykalizują. Po około roku występowania w roli „niechętnych”, tacy ludzie stają się prawdziwymi radykałami, gdyż ten ich radykalizm jest w różny sposób nagradzany. Choćby „sławą” czy tylko obecnością w mediach na Zachodzie, która z czasem staje się narkotykiem. I każdy krytyczny osąd takiego postępowania jest nazywany ograniczaniem wolności słowa, prowadząc do jeszcze większej radykalizacji. Na złość krytykom i dla podkreślenia swojej niezależności. Celowo pomijam tu aspekt lojalności wobec własnej ojczyzny, żeby uniknąć zarzutów o powielanie propagandy z czasów komuny, a szczególnie stanu wojennego.
Jest charakterystyczne, że polskim mediom bardzo trudno jest znaleźć w innych państwach znaczące postacie, które równie chętnie jak ci z Polski, odpowiadałyby na każde zamówienie, na każdą tezę. Nawet jeśli są krytyczni wobec własnego państwa i jego władz, uważają, że powinni to wyrażać we własnym kraju i w mediach w tym kraju, a nie za granicą. Bardzo trudno jest namówić kogokolwiek do pokazywania za granicą „niechęci” do własnego państwa. A już namówić kogoś zajmującego miejsce w ścisłej elicie, np. naukowej czy kulturalnej jest właściwie niepodobieństwem. Tymczasem w Polsce jest to niezmiernie łatwe, a ludzie nauki czy kultury, a tym bardziej celebryci wręcz ścigają się w odmalowywaniu w zagranicznych mediach strasznego obrazu Polski. I są dumni z tego, co robią, wypinając piersi do orderów, choćby symbolicznych.
Spędziłem sporo lat za granicą i to w wielu państwach, i nie spotkałem znaczących postaci ich życia publicznego, które nawet w towarzyskich rozmowach w szerszym gronie, np. na uczelni, mówiłyby jednoznacznie źle o swoich kraju wobec cudzoziemców. A tym bardziej dla zagranicznych mediów. Owszem, często krytykowano różne kwestie, ale nie kwestionując wszystkiego „w czambuł” i odwołując się do zagranicy jako arbitra albo tego, kto na pewno ma rację. Takie zachowanie w elitach uznawane jest za niestosowne i obce cywilizowanym wzorom kulturowym. Oczywiście różne odstępstwa są możliwe w sztuce, np. w filmach, ale przecież nie są one tworzone po to, żeby podlizać się zagranicy czy spełnić jej wyobrażenia. U nas jest odwrotnie: w wielu wypadkach elity prześcigają się w najostrzejszej krytyce wobec cudzoziemców, a duża część sztuki jest nastawiona wyłącznie na podlizywanie się zagranicy i spełnianie jej wyobrażeń. Znowu nie chcę używać argumentu o lojalności, ale nawet bez tego owa skłonność do wypełniania każdego zamówienia z zewnątrz, zaspokajania każdej zachcianki jest wyrazem jakichś strasznych kompleksów, jakiejś kulturowej niższości. A wtedy to „nadawanie” na Polskę wygląda na zdawanie wobec zagranicy jakichś egzaminów, żeby się z tych kompleksów wyzwolić. Czyjeś kompleksy nie mogą być jednak usprawiedliwieniem owego „nadawania” na Polskę, choć oczywiście wiele tłumaczą.
Jeśli różne państwa, grupy interesów czy międzynarodowe organizacje i lobby mają „swoje kontakty w Polsce”, a te kontakty są „niechętne Polsce i Polakom”, bardzo trudno jest budować pozytywny wizerunek naszego kraju. Nawet gdyby rządzący nie popełniali żadnych błędów. A wizerunek, szczególnie jego szarganie, jest istotnym elementem wojen informacyjnych i propagandowych. W sytuacji, gdy ma się w kraju wręcz armię „kontaktów niechętnych Polsce i Polakom”, można nigdy nie zdołać odkręcić i naprawić tego, co te kontakty zepsują. Tu nie działa żaden altruizm i nie sposób liczyć, że media czy politycy za granicą ujmą się za Polską w imię prawdy. W ramach wojen informacyjnych będą atakować, bo tam, gdzie jedni tracą, inni zyskują. To dowodzi, że wspomniane przez Bronisława Wildsteina „kontakty” są ogromnym problemem, co najmniej moralnym. I sami zainteresowani nie zamierzają się zmienić, a wręcz popadają w coraz większe zapamiętanie, żeby Polskę „obsmarowywać”. A ponieważ jest to jednak wyjątek w cywilizowanym świecie, trzeba coś z tym zrobić. Przyznam, że nie wiem jak, żeby nie narazić się na porównania do komuny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/384584-czy-polska-moze-miec-dobry-wizerunek-gdy-tylu-przedstawicieli-jej-elit-jest-jej-niechetnych-za-granica