W Budapeszcie panuje duże rozczarowanie postawą Platformy Obywatelskiej w sprawie powołania Instytutu Współpracy Polsko-Węgierskiej im. Władysława Felczaka.
Przypomnijmy, że władze naszych krajów postanowiły zinstytucjonalizować wsparcie dla wzajemnej współpracy kulturalnej, edukacyjnej i naukowej oraz dla wspólnej wymiany młodzieżowej. Pojawił się więc pomysł powołania w obu państwach bliźniaczych placówek, traktowanych zresztą jako element rozwijania szerszego projektu Trójmorza.
Na Węgrzech Zgromadzenie Narodowe przyjęło ustawę o powstaniu Funduszu im. Wacława Felczaka 14 października 2017 roku. Pierwsze zdanie owego aktu prawnego brzmi:
Pielęgnowana z Polską i polskim narodem przyjaźń jest nieodłącznym składnikiem węgierskiej tożsamości narodowej i węgierskiej kultury.
Za powołaniem do życia Funduszu głosowało wówczas 155 posłów, 4 wstrzymało się od głosu, a 26 było przeciwnych (na sali brakło 14 osób). Jedynymi parlamentarzystami, którzy opowiedzieli się przeciw utworzeniu nowej instytucji, byli przedstawiciele Węgierskiej Partii Socjalistycznej. Przemawiający w ich imieniu poseł Gergely Bárándy powiedział, że jego ugrupowanie nie ma żadnych zastrzeżeń wobec nazwy czy celów Funduszu, a jedynie wobec konstrukcji prawnej, którą przyjął rząd. Socjaliści uznali, że można to było zrobić w nieco inny sposób, tak jak wcześniej choćby w przypadku Fundacji Otto von Habsburga.
Inaczej natomiast wyglądało głosowanie w naszym Sejmie nad powołaniem Instytutu Współpracy Polsko-Węgierskiej im. Władysława Felczaka. O ile w Budapeszcie przeciw Funduszowi głosowało było zaledwie 13 proc. posłów (wszyscy z partii postkomunistycznej), o tyle w Warszawie w analogicznej sprawie – aż 33 proc. posłów (w tym Platforma Obywatelska, Nowoczesna i część Kukiz ’15 na czele z samym Pawłem Kukizem). O ile na Węgrzech zastrzeżenia wobec projektu dotyczyły jedynie kształtu organizacyjnego Funduszu, o tyle w Polsce zarzuty miały charakter wręcz fundamentalny, który najlepiej wyraża chyba wypowiedź posłanki PO Małgorzaty Chmiel:
Kiedyś mieliśmy Instytut Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, teraz państwo idąc w tym kierunku, z wielkim sentymentem do PRL powołujecie Instytut Współpracy Polsko-Węgierskiej.
W Budapeszcie wypowiedź posłanki PO wprawiła wielu w prawdziwe osłupienie, zaś postawa jej partii wzbudziła rozczarowanie. Politycy i urzędnicy, z którymi rozmawiałem, widzą sprawę następująco: dla Platformy przyjaźń i współpraca polsko-węgierska nie są żadną wartością. PO z powodu swej niechęci do PiS-u jest w stanie narazić dobre relacje z Węgrami. A przecież – jak mówili moi rozmówcy – partie powstają i znikają, a narody trwają; po co więc w imię partyjnych rozgrywek nastawiać przeciwko sobie Węgrów?
Stanowisko Platformy wywołało konsternację zwłaszcza w węgierskich kręgach rządowych, tym bardziej, że Fidesz i PO należą wspólnie do tej samej frakcji w europarlamencie, czyli Europejskiej Partii Ludowej. Powiedziałem moim węgierskim rozmówcom, że postawa PO wynika z prostego faktu, iż Fidesz bliżej współpracuje jednak z Prawem i Sprawiedliwością niż z Platformą Obywatelską. W odpowiedzi usłyszałem, że przez lata Viktor Orbán zabiegał o podobną współpracę z Donaldem Tuskiem. Dwa razy po wygranych wyborach parlamentarnych (w 2010 i 2014 roku) w swe pierwsze podróże zagraniczne jako premier wyruszał właśnie do Warszawy. Już wówczas proponował stworzenie sojuszu polsko-węgierskiego oraz szerszego aliansu środkowoeuropejskiego. Jego oferta za każdym razem była jednak odrzucana przez PO.
W tym sensie obecna postawa Platformy Obywatelskiej wobec Instytutu Współpracy Polsko-Węgierskiej jest logiczną konsekwencją wcześniejszych wyborów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/380967-wspolpraca-polsko-wegierska-w-perspektywie-partyjnych-rozgrywek