Klamka zapadła, w rządzie starej-nowej tzw. wielkiej koalicji CDU/CSU-SPD szefem dyplomacji zostanie Martin Schulz, rocznik 1955. Człowiek, który zrobił oszałamiającą karierę polityczną, mimo braku matury. Nie on pierwszy i pewnie nie ostatni, w myśl zasady, nie matura, lecz chęć szczera…
I co teraz? Nie będę przypominał życiorysu pana ministra Schulza in spe. Pisałem o nim parokrotnie. Że nie on pierwszy bez matury znalazł się w Niemczech na świeczniku polityki? Też pisałem, dość wspomnieć prezydenta Johannesa Raua, który przerwał naukę w gimnazjum i - podobnie jak Schulz - zakończył edukację na kursie przysposobienia zawodowego sprzedawców książek. Jednym z poprzedników nowego ministra spraw zagranicznych RFN był Joschka, a właściwie Joseph Fischer, też barwna postać, który imal się różnych zajęć, nim powierzono mu tekę szefa resortu spraw zagranicznych. Nie mój kraj, nie moja sprawa, niech sobie Niemcy obsadzają na wysokich stanowiskach kogo chcą. Podobnie w Unii Europejskiej, gdzie Schulz był szefem europarlamentu. Mniejsza z tym, to już przeszłość.
Muszę sam się pochwalić, że od pierwszych chwil po wrześniowych wyborach w Niemczech pisałem, iż Schulz, który stal się powodem niebywałej klęski socjaldemokratów, a który ogłosił, że SPD przejdzie do opozycji, kapie obłudą, ta jego wymuszona przez towarzyszy deklaracja to balon. Pisałem o tym na naszym portalu, mówiłem w radiu i telewizji. Przewidywałem też, że nie dojdzie do powstania egzotycznej „koalicji jamajskiej”, bo nie da się pogodzić wody z ogniem, oraz, że „socis” zmienią zdanie i dogadają się z chadekami z CDU/CSU o kontynuacji wspólnych rządów. Było to dla mnie pewne jak amen w pacierzu, ponieważ dla żadnej z tych partii nie było alternatywy. Przepowiadałem również, że zanim Schulz straci czy zrezygnuje - jak go zwał, tak go zwał - z przewodnictwa w SPD, dla przetrwania na politycznym firmamencie doprowadzi do sklecenia koalicji przegranych, w której zostanie jednym z ministrów. I tu muszę się uderzyć w piersi: byłem pewny, że nie będzie szefem dyplomacji.
A to z trzech powodów: po pierwsze, w samej Unii Europejskiej Schulz uchodził, za „bulteriera” z niewyparzoną jadaczką, i gdy odszedł po brukselskich korytarzach oraz w paru stolicach powiał oddech ulgi, po drugie, polityka zagraniczna to „Kanzlersache”, czyli domena Angeli Merkel, która nikomu nie daje mieszać w swej zupie, i po trzecie, że pani kanclerz szczerze Schulza nie cierpi. Przepraszam, pomyliłem się - widać „Angie” przyciśnięta do muru i bezradna w formowaniu koalicji rządowej musiała pójść na tak dalekie ustępstwa z samą sobą. Po prawdzie, równie komiczne byłoby mianowanie Schulza ministrem oświaty czy ministrem kultury, ale kości zostały rzucone.
W umowie koalicyjnej chadecy i socjaldemokraci zapisali, że zadbają o partnerstwo z Polską. „Socis” już o nie bardzo dbali, czego dowodem były różnorakie wypowiedzi odsądzające od czci i wiary nasz demokratycznie wybrany rząd. Zarówno oni jak i chadecy chcieliby być „partnerami” dla pozbawionej władzy przez obywateli aferoidalnej Platformy z nazwy Obywatelskiej., ale mimo frontalnego wsparcia, nie wychodzi. No, to będziemy mieli ciekawe czasy.
Niemieccy politycy są pragmatykami, może w ich dotychczasowej postawie i bezprzykładnym forsowaniu „totalnej opozycji” w naszym kraju coś się zmieni. Ciekawie będzie również na unijnej arenie, jako że pan Schulz postawił sobie za cel przekształcenie w ciągu kilku lat naszej eurowspólnoty niezależnych państw w Stany Zjednoczone Europy, z ponadnarodowym rządem w Brukseli. Nie chce krakać, ale czarno to widzę…
Aliści, jest nadzieja. Delegaci zjazdu SPD dali się przekonać Schulzowi do koalicji z CDU/CSU pod warunkiem, że za dwa lata dokonają résumé: jeśli lewica nie przeforsuje swych postulatów, to z niej wyjdzie. I to jest właśnie ta nadzieja. Mój horoskop: jeśli któryś z tych osłabionych po wyborach obozów, chadeków lub socjaldemokratów, wyjdzie z dołka i poprawi notowania sondażowe, dojdzie w Bundestagu do głosowania tzw. konstruktywnego wotum nieufności i przedterminowych wyborów. Jeśli nie, jeśli spółka CDU/CSU-SPD będzie trzymała się władzy jak pijany płotu do końca kadencji, a przy tym zacznie ulegać lewackim postulatom budowy „jewrosojuza” na zachód od Buga, to zaczną się schody, które nie wiadomo dokąd prowadzą. Wówczas bowiem do rangi najważniejszej partii opozycyjnej na niemieckiej scenie politycznej, ponieważ w Bundestagu już nią jest, urośnie Alternatywa dla Niemiec, co może wywrócić do góry nogami wszelkie przewidywania.
Tak czy owak, bądźmy przygotowani na próby tworzenia partnerstwa przez starą-nową koalicję rządową w Niemczech z naszym krajem. Na koniec mam dla wszystkich wiadomość optymistyczną: w Polsce rządzi Prawo i Sprawiedliwość, a więc są szanse, że nie będzie to granie na kortach w tenisa, wspólne bale, kopanie piłki na zielonej trawie, wożenie motocyklem z przyczepką po wsi przez szefów naszej dyplomacji niemieckich „partnerów”, lecz prawdziwe partnerstwo, dialog - jak mawiają politycy zza Odry - auf gleicher Augenhöhe, na równej wysokości oczu, bo jedno natenczas jest pewne: nikt z rządu PiS nie będzie wiernopoddańczo błagał w Berlinie o przywództwo Niemiec z ministrem spraw zagranicznych Schulzem na czele, w ogóle i w szczególe.
I tu dygresja dla panów przewodniczącego Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera, wiceprzewodniczącego tegoż organu Franciscuasa Cornelisa Gerardusa Marii vel Fransa Timmermansa oraz szefa europarlamentu Antonia Tajaniego: nie jestem żadnym wice, pozbawić funkcji w tajnym głosowaniu mnie nie można, po prostu korzystam z wolności słowa w Polsce, póki jeszcze mogę…
-
Zachęcamy do kupna bieżącego numeru „Sieci” w wersji elektronicznej!
E - wydanie tygodnika - to wygodna forma czytania bez wychodzenia z domu, na monitorze własnego komputera. Dostępne są zarówno wydania aktualne jak i archiwalne. Szczegóły na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/380554-moj-horoskop-dla-bulteriera-w-roli-nowego-szefa-niemieckiej-dyplomacji-i-starej-nowej-koalicji-cducsu-z-spd