Artykuł ukazał się w lewicowym „New York Times”, który zabijanie dzieci nienarodzonych nazywa konsekwentnie „prawem do aborcji”, nic więc dziwnego, że zatytułowany jest spokojnie:
Linking jobs to abortion rights stirs backlash.
Czyli
Połączenie miejsc pracy z prawem do aborcji wzbudza reakcje.
Ale dla każdego człowieka przywiązanego do wolności sumienia, musi być ostrzeżeniem, że totalitarne instynkty wciąż wpisane są w DNA każdego lewicowego projektu. Także tego, który realizuje przystojny i młody kandyjski lewicowy premier Justin Trudeau.
Z relacji Dana Bilefsy’ego wynika, że rząd kanadyjski wprowadził właśnie zasadę iż każdy, kto stara się o dofinansowanie na organizacje praktyk-miejsc pracy dla studentów, w gruncie rzeczy chodzi o program pracy wakacyjnej, musi potwierdzić w internetowym wniosku iż
będzie respektował osobiste prawa człowieka (individual human rights in Canada).
Co się za tym kryje? Powyższe pojęcie jest zdefiniowane w dokumentach rządowych następująco:
Reprodukcyjne prawa kobiet w tym prawo do dostępu do bezpiecznej i legalnej aborcji.
Uwaga - to nie jest interpretacja, tak stwierdzają oficjalne rządowe dokumenty. Zresztą, pan Tredeau wcale nie ukrywa, że tak właśnie jest. Na protesty odpowiedział, że każdy Kanadyjczyk ma prawo do swoich przekonań, ale
jeśli te przekonania prowadzą do akcji mających na celu ograniczenie praw kobiet do kontrolowania ich ciał, to tam rysujemy linię (w domyśle - zakazu). I to jest nasze stanowisko.
Protesty wielu środowisk, że nowe rozporządzenie łamie zapisane w Kandyjskiej Karcie Praw i Wolności prawo do publicznego wolnego wyrażania przekonań i wyznania, że penalizuje całe grupy społeczne z powodu i zasad moralnych, są zbywane ogólnikami w rodzaju, że to przesada.
Warto tu wspomnieć, że kandyjski rząd obiecał właśnie wydać 650 milionów dolarów na program wspierania „zdrowia seksualnego i prawa do aborcji”. Ale wciąż mu mało i wciska tę politykę także do wartego 113 milionów dolarów programu wsparcia 70 tysięcy miejsc wakacyjnej pracy.
Jak widać, na końcu lewicowego „wyzwolenia” zawsze jest przymus i wykluczenie inaczej myślących. O czym i u nas przekonał się niedawno, na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym, dr Tomasz Terlikowski, któremu cofnięto obiecane wykłady po naciskach lewicowych działaczek i mediów.
Prawica jest wobec tych zabiegów niestety wyłącznie reaktywna. Oczywiście, dobre i to. Prezydent Trump wycofał finansowanie dla organizacji dokonujących aborcji, obecny polski rząd rozważniej niż poprzednicy wydaje publiczne pieniądze. Ale to lewica na razie ma siłę i moc by zakładać społeczeństwom coraz to nowe kajdany - oczywiście dla ich dobra, dla postępu i generalnie dla wolności.
Przypomniały mi się sowieckie plakaty pokazywane na moskiewskiej wystawie z okazji 100-lecia bolszewickiej rewolucji. Tam też człowieka „wyzwalano”. I też ludzie tego dobra jakie im sowiecka władza przynosi, nie rozumieli.
Warto tu przypomnieć sprawę Kanadyjski Mary Wagner, która jest prześladowana za walkę z aborcją.
CZYTAJ: Mary Wagner prosi Polaków o nadsyłanie listów poparcia. To może pozwolić jej wygrać przed sądem
-
TYLKO DLA PRENUMERATORÓW – MAMY 100 KSIĄŻEK W PREZENCIE!
Zapraszamy do skorzystania z nowej promocyjnej oferty rocznej prenumeraty pakietu: tygodnik „Sieci” i miesięcznik „wSieci Historii”.
Każdy, kto teraz wykupi prenumeratę, otrzyma GRATIS książkę Magdaleny Ogórek „Lista Wächtera. Generał SS, który ograbił Kraków”. Regulamin promocji dostępny jest TUTAJ!
Pospiesz się!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/377800-na-koncu-lewicowego-wyzwolenia-zawsze-jest-przymus-szokujacy-przyklad-z-kanady