Przez ponad tydzień towarzysze i towarzyszki z SPD kłócili się o to, czy partia Martina Schulza powinna po dość słabym wyniku we wrześniowych wyborach do Bundestagu (20,5 proc.) ponownie zawrzeć koalicję z CDU/CSU zwaną za Odrą „GroKo”. Alternatywą był rząd mniejszościowy – taką możliwość stanowczo odrzuciła jednak kanclerz Angela Merkel - lub przyśpieszone wybory. Dziś, na zjeździe SPD w Bonn zapadła w końcu decyzja: 56 proc. z 642 delegatów Socjaldemokratów (362 za, 279 przeciw) opowiedziało się za kontynuacją Wielkiej Koalicji. Głosy trzeba było liczyć przy tym dwa razy, bowiem z gąszczu podniesionych rąk nie dało się wyczytać jednoznacznie wyniku.
Cztery miesiące po wyborach do Bundestagu SPD utorowała więc drogę do rozmów koalicyjnych z CDU/CSU. Już w marcu, oceniają media za Odrą, Niemcy mogą mieć nowy rząd, który do złudzenia będzie przypominał dotychczasowy. Jeśli partyjna baza SPD (ponad 440 tys. członków) zatwierdzi umowę koalicyjną. Znane niemieckie przysłowie „lepiej straszny koniec niż horror bez końca” wydaje się idealne oddawać sytuację, bo zadowolony, jak się wydaje z wyniku zjazdu SPD nie jest nikt, z wyjątkiem partyjnego przywództwa, i oczywiście chadeków. „Nie” dla Wielkiej Koalicji oznaczałoby bowiem koniec politycznej kariery Martina Schulza, który zamiast tego może teraz mieć nadzieję na wysokie stanowisko w rządzie, oraz mocno zachwiałoby pozycją Merkel. Byłaby to jej druga nieudana próba sformowania rządu.
Ci, którzy nie chcieli Wielkiej Koalicji, jak młodzieżówka SPD (JUSOS) pogodzą się zapewne z sytuacją. Partyjne finansowanie będzie w końcu zapewnione na najbliższe lata, posypią się apanaże i stanowiska. A Schulz w końcu obiecał w swoim przemówieniu na zjeździe, że mało satysfakcjonująca wstępna umowa koalicyjna z CDU/CSU zostanie „poprawiona”, a partia „także będąc w rządzie będzie w stanie przejść polityczną i programową odnowę”. „Nie można nie chcieć rządzić za wszelką cenę” - przekonywał. O odnowę w opozycji apelował na zjeździe szef JUSOS Kevin Kühnert, mówiąc, że „może i dziś będziemy krasnalami, za to jutro olbrzymami”. Kühnert czynił tym samym aluzję do protestu działaczy młodzieżówki SPD, który odbył się w czasie zjazdu pod hasłem „NoGroKo”. Polityk bawarskiej CSU Alexander Dobrindt nazwał demonstrację „powstaniem krasnali”. Szef JUSOS mówił w odpowiedzi o „bolesnym kryzysie zaufania do SPD”. „Jak dotąd występowaliśmy w roli rzecznika chadecji a nie w roli pewnego siebie koalicjanta” – podkreślił. Szefowa frakcji SPD w Bundestagu Andrea Nahles obiecała mu: „Będziemy walczyć o nasze postulaty i negocjować, aż oni (CDU-red.) zaczną kwiczeć”.
Nahles ostrzegała przed „zmarnowaniem szansy rządzenia” i „poniżaniem samych siebie”. Szef Socjaldemokratów jej wtórował i obiecał, że różne rzeczy, które znalazły się we wstępnej umowie koalicyjnej, jak górna granica dla uchodźców, z „niej z powrotem znikną”. „Nie będzie z nami w rządzie górnej granicy dla uchodźców. Obiecuje wam to” – podkreślał. Pytanie, czy uda mu się to przeforsować. Ponad połowa działaczy mu najwyraźniej uwierzyła, a może cały ten spór o koalicję był tylko teatrem odgrywanym dla naiwnych, by przekonać ich o tym, że SPD nie jest wcale formacją bezideową, zaklepującą wszystko co podsunie jej Merkel? Oklaski na Sali dla Schulza i Nahles wypadły w każdym razie marnie. Działacze SPD byli najwyraźniej rozdarci między strachem przed przyśpieszonymi wyborami teraz, gdzie partii groziłby gorszy wynik niż we wrześniu, a wyborami za kilka lat, gdzie grozi jej podobnie zły wynik, a nawet i gorszy. „Może się jednak uda i się podniesiemy..?” – wydawało się być mottem przewodnim zjazdu.
Wynik głosowania dla nas oznacza, że będziemy musieli przyzwyczaić się do SPD, pełnej tzw. „rozumiejących Rosję”, oraz Martina Schulza. Polityka, który snuje fantazje o „Stanach Zjednoczonych Europy” i niekoniecznie jest przyjazny Polsce, choć oczywiście w swej wersji rządowej będzie łagodniejszy niż w roli szefa Parlamentu Europejskiego czy kandydata na kanclerza. Jeśli w ogóle do rządu wejdzie, bowiem według „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung” część działaczy domagało się od niego deklaracji, że nie będzie się starał o żadne rządowe stanowisko. Tylko pod takim warunkiem gotowi byli poprzeć go na zjeździe. Nie wiadomo jednak, czy Schulz zgodził się zawrzeć taki deal. Pozostaje nam więc pocieszać się tym, że kolejny już koalicyjny rząd Merkel nie przetrwa prawdopodobnie całej kadencji. Zdaniem ekspertów za dwa lata czekają Niemcy ponowne wybory i kolejny rząd – tym razem już bez Merkel i Schulza.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/377587-jednak-wielka-koalicja-juz-w-marcu-niemcy-moga-miec-nowy-rzad-bedziemy-musieli-sie-przyzwyczaic-do-schulza