Jeszcze kilkanaście lat temu wiele środowisk prawicowych i centroprawicowych określało się mianem konserwatywno-liberalnych. Często spotykane było zestawianie pojęcia liberalizmu z konserwatyzmem. Mówiono: jesteśmy konserwatywni obyczajowo, a liberalni gospodarczo. Dziś taka autoidentyfikacja pojawia się coraz rzadziej. Dziś liberalizm coraz częściej pojawia się w zbitce z lewicowością. Czymś naturalnym, wręcz oczywistym staje się przymiotnik lewicowo-liberalny.
Kiedy upadał komunizm, wielu ludziom w Polsce wydawało się, że liberałowie na Zachodzie są z zasady przeciwni ideom lewicowym. Jawili się wówczas jako naturalni wolnorynkowi sojusznicy prawicy. Tak prezentowały się rządy torysów z Margaret Thatcher na czele. Tak wyglądała koalicja CDU-FPD Helmutha Kohla i Hansa-Dietricha Genschera. Taki charakter miały rządy Ronalda Reagana w USA.
Z czasem doszło jednak do ewolucji obozu liberalnego, zarówno na Zachodzie, jak i w naszej części Europy. Najbardziej widoczne było to na Węgrzech, gdzie już w 1994 roku (pod patronatem George’a Sorosa) doszło do „historycznego kompromisu” między postkomunistami a Związkiem Wolnych Demokratów. W Polsce podobny sojusz został skonsumowany politycznie dość późno, bo dopiero w 2006 roku (jako koalicja Lewica i Demokraci), ale w sferze kultury, a zwłaszcza mediów istniał już znacznie wcześniej, a jego emanacją było choćby środowisko Adama Michnika.
Z kolei ugrupowania, które niegdyś definiowały się jako konserwatywno-liberalne, zaczęły podlegać ideowej ewolucji do tego stopnia, że ich konserwatyzm stał się bezobjawowy. Taki proces dotknął m.in. Partię Ludową w Hiszpanii, CDU w Niemczech czy Platformę Obywatelską w Polsce. Dla torysów w Wielkiej Brytanii najważniejszym wyróżnikiem prawicowości stała się wolnorynkowość, a więc opcja liberalna.
W tym samym czasie dla liberałów coraz mniej istotna stawała się identyfikacja ekonomiczna, a coraz bardziej obyczajowa, kulturowa i cywilizacyjna. To pchało ich w objęcia lewicy. We wszystkich kluczowych głosowaniach w tych kwestiach (jak aborcja, homoseksualizm, gender czy eutanazja) obie formacje głosują identycznie.
Można zapytać: czy taka ewolucja liberalizmu była nieunikniona? Istniała przecież tradycja tego nurtu, której przedstawicielem był choćby Lord Acton i która zakorzeniona była w chrześcijaństwie. Ta opcja dziś jednak przegrała. Zdaniem Bronisława Wildsteina był to proces nieunikniony i od początku wpisany w projekt liberalizmu (kto chce się zapoznać z jego argumentacją, może to zrobić odsłuchując zapis dyskusji z jego udziałem podczas otwarcia wystawy „Zbrodnia bez kary”).
Do podobnych wniosków doszedł zresztą Viktor Orbán. Jego partia Fidesz określała się przecież na początku jako liberalna i należała w Parlamencie Europejskim do międzynarodówki liberalnej (tej samej, której szefem jest dziś Guy Verhofstadt). Z czasem dla premiera Węgier stało się jednak jasne, że „stary dobry liberalizm” już nie istnieje. Nie istnieje nawet w gospodarce, gdzie za retoryką wolnorynkową kryje się dyktat wielkich korporacji niszczących klasę średnią. Nie istnieje też w kwestiach obyczajowych, gdzie liberałowie zdradzili idee wolnościowe, opowiadając się za narzucanymi odgórnie projektami inżynierii społecznej. Dlatego też premier Węgier nie tylko zerwał z liberalizmem, ale dziś stanowczo go zwalcza.
Na naszych oczach dokonuje się więc proces konwergencji: mówimy: liberalny, myślimy: lewicowy. Czy w takiej sytuacji projekt konserwatywno-liberalny jest w ogóle możliwy?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/367864-dzis-srodowiska-konserwatywno-liberalne-zanikaja-kwitna-zas-lewicowo-liberalne