„Klasa wyglądała jak chlew. Połowa uczniów to Turcy i Arabowie. Bezczelni. Głupi. Nie potrafili się wysłowić. Grozili innym uczniom pobiciem. Naprawdę się ich boję. Oni nas nienawidzą. To będzie policja głęboko skorumpowana. To nie są koledzy. To jest wróg w naszych własnych szeregach” – oto słowa policyjnego szkoleniowca, sanitariusza, pracującego w szkole policyjnej w berlińskiej dzielnicy Spandau. Uwagi anonimowego policjanta przeciekły do mediów. Opublikował je m.in. niemiecki dziennik „Die Welt”. Jak można się było spodziewać, wywołały skandal.
A nagranie jest jak najbardziej prawdziwe. Potwierdził to rzecznik policji Thomas Neuendorf. Przy okazji zaznaczył, że wiedział o „patologiach” w berlińskiej szkole policyjnej, związanych z aspirantami pochodzącymi z imigracji. Jak wylicza „Die Welt” chodzi o pogardę okazywaną kobietom, w tym sprzątaczkom pracującym w budynku oraz „braki w policyjnym etosie”. Co to oznacza? Ano, że aspirujący do roli policjantów imigranci popełniali różnorodne przestępstwa, m.in. jeden z nich sprzedawał latem przed budynkiem szkoły kradzione radia samochodowe. Dochodziło także do masowych bijatyk, a muzułmańscy uczniowie odmawiali służby w czasie Ramadanu. Skargi szkoleniowców nie były jednak traktowane poważnie przez związku zawodowe policji z taki skutkiem, że dziś w szkole, która rocznie szkoli ponad 1200 osób na policjantów, brakuje personelu.
Z wewnętrznego raportu policji, do którego dotarł dziennik „Die Welt” wynika, że skargi na młodych muzułmańskich aspirantów gromadziły się już od lat. Szkoleniowcy skarżyli się m.in. na to, że muzułmanie stanowiący 30 proc. uczniów akademii nie potrafią pływać, choć jest to jednym z warunków przyjęcia do policji. Według gazety w szkole policyjnej w Spandau panuje poza tym „prawo silniejszego”, zupełnie jak w więzieniu. Słabsi uczniowie, często rdzenni Niemcy, są zastraszani. A na szkoleniowców, którzy chcieli spotkać się z przedstawicielami partii politycznych, by zwrócić uwagę na patologie w szkole policyjnej, „była wywierana presja”. By nie mówili o tym, co dzieje się za murami szkoły. „Związki zawodowe policji zorganizowały spotkanie z radnymi FDP w Berlinie, ale zostało ono z niewiadomych powodów w ostatniej chwili odwołane” – powiedział gazecie rzecznik FDP ds. wewnętrznych w Berlinie Marcel Luthe. Jak twierdzi polityk problemy w policyjnej szkole w Spandau były „konsekwentnie negowane przez szefa berlińskiej policji Klausa Kandta”.
Konsekwencje tej postawy widać zdaniem Luthego na ulicach Berlina. „Wzrost przestępczości o 15 proc., rejony gdzie dealerzy robią co chcą i nikt im w tym nie przeszkadza, terroryzm. Berlińska policja ponosi porażkę za porażką” – zaznaczył radny FDP. Niemieckie media, jak można było się spodziewać, gremialnie uznały, że zarzuty stawiane przez policyjnego szkoleniowca są „przesadzone”. Może i uczniowie ignorowali jego uwagi, byli niezdyscyplinowani, ale nie może być mowy o przemocy czy groźbach. „Niezdyscyplinowani” aspiranci mają w przyszłości zresztą służyć w siłach porządkowych. Trzeba powiedzieć, że jest to mało zachęcająca perspektywa.
Muzułmańscy imigranci w szeregach niemieckiej policji to oczywiście wynik celowych zabiegów polityków. Młodzież ze środowisk imigracyjnych miała nauczyć się lepiej akceptować policję, którą w imigranckich gettach zazwyczaj obrzucała kamieniami, będąc w niej mocniej reprezentowana. Nakazano więc policji w Berlinie, by „masowo” werbowała imigrantów. Przy okazji, jak wynika z listu napisanego do Klausa Kandta przez anonimowego pracownika Krajowej Policji Śledczej (LKA), do szkoły policyjnej w Spandau trafiali młodzi członkowie arabskich gangów, mimo posiadania niekiedy pokaźnej kartoteki (pisze o tym „Der Tagesspiegel”). Integracja muzułmanów, która nie udała się na poziomie macro, czyli całego społeczeństwa, miała się udać na poziomie micro, czyli policji. Wyniki tego socjotechnicznego eksperymentu jak dotąd nie docierały do świadomości szerszych mas. Teraz w końcu dotarły. Ale czy to cokolwiek zmieni?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/365238-to-nie-sa-koledzy-to-jest-wrog-w-naszych-wlasnych-szeregach-czyli-skandal-w-berlinskiej-szkole-policyjnej