Węgierski przywódca od dawna niczego nie lukruje, ani też nie używa nijakich eufemizmów. Mówi jak jest i najczęściej ma rację, choć mało kto z tzw. elit europejskich odważy się, by głośno mu ją przyznać.
Wszak żyjemy od pewnego czasu w świecie opanowanym przez cyników i politycznych geszefciarzy. Dla nich słowo solidarność znaczy tyle, co czołobitność przed nimi i pełne posłuszeństwo. Bo dziś mają klucze do kasy i wciąż straszą, że mogą ją w dowolnym momencie zatrzasnąć przed nosem myślących inaczej niż oni. Viktor Orban nie chce, by w jego kraju rządzili jacyś obcy, uzurpujący sobie prawo do decydowania, kogo węgierskie władze mają do swego państwa wpuścić, a kogo nie. Sprzeciw węgierskiego przywódcy został teraz jeszcze precyzyjniej określony, powiedział on, że imperium spekulantów wzięło jako zakładników Unię Europejską. Austriacki dziennik „Die Presse” dopowiada, że szefem tego imperium jest George Soros, bo to o nim zapewne myślał węgierski premier.
Brukselscy urzędnicy wysokiego szczebla, bardzo wielu posłów parlamentów krajowych i europejskiego przyklaskują miliarderowi pochodzącemu z Węgier, bo są mocno przywiązani do jego idei. Głównie poprzez różne stypendia mające źródło w licznych fundacjach, finansowanych przez Sorosa. Gdyby sporządzić listę tych stypendystów, to obraz politycznych zboczeń w Europie byłby jasny, jak szmaciana kariera Schroedera. Tyle tylko, że ten biega na złotym łańcuchu, którym potrząsa Putin. Marnych z Brukseli celowo przezywam brukselnikami, by odróżniać ich od brukselczyków. Z pewnością Jacek Saryusz – Wolski mógłby o nich wiele powiedzieć. Ale coraz więcej mieszkańców Europy budzi się z letargu i kolejne wybory są na to dowodem. Wkrótce europejska kasa powinna wrócić do normalnych. W przeciwnym przypadku wezmą ją diabli wraz z dzisiejszymi jej nadzorcami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/363748-orban-mowi-jak-jest-przy-nim-brukselnicy-to-trzecia-liga-tepakow-tylko-chwilowo-przy-kasie