Nikt nie ma wątpliwości, że to on wygra jutrzejsze wybory w Austrii i zostanie najmłodszym premierem w Europie. 31-letni Sebastian Kurz już nazywany jest nowym mesjaszem austriackiej polityki. Zagadką pozostaje jednak, kim się okaże: nowym Orbanem czy nowym Macronem?
Przypomnijmy: w maju rozpadła się wielka koalicja partii ludowej ÖVP i partii socjaldemokratycznej SPÖ (austriacki odpowiednik niemieckiej CDU-SPD). W ciągu ostatnich 72 lat rządziła ona w tym kraju przez 49 lat i skutecznie zabetonowała tamtejszą scenę polityczną. Oba ugrupowania, rozleniwione długo sprawowaną władzą, wypaliły się programowo. Stały się formacjami aparatczyków bez charyzmy i pomysłów. Widać to było podczas wyborów prezydenckich w 2016 roku, gdy kandydaci obu partii zdobyli po 10 proc. głosów i żaden z nich – po raz pierwszy w powojennej historii Austrii – nie wszedł do finałowej rozgrywki. To pokazało, że po dekadach dominacji wielkiej koalicji wyborcy byli już zmęczeni tym duopolem i potrzebowali czegoś nowego.
Dziś taką nadzieję daje im złote dziecko austriackiej polityki – Sebastian Kurz. W maju przejął on w błyskotliwym władzę w partii ludowej, wymuszając na jej dotychczasowych władzach gwarancje na piśmie dających mu prawo jednoosobowego podejmowania najważniejszych decyzji, np. w sprawie tworzenia koalicji czy ustalania list wyborczych. W ten sposób ÖVP stała się partią wodzowską. Nowy przywódca dokonał radykalnej wymiany kadrowej: na listach wyborczych zamiast starych wyjadaczy znaleźli się polityczni nowicjusze, np. była miss Austrii czy żydowski psychoanalityk.
Po raz pierwszy w historii głównym tematem kampanii wyborczej pozostaje kwestia imigrantów. W 2015 roku, gdy do Austrii przybyło 150 tysięcy nielegalnych przybyszów, obywatele zorientowali się, że być może nieodwracalnie zmienia się oblicze kulturowe i obyczajowe ich kraju, który traci swą dotychczasową tożsamość. Ludność muzułmańska stanowi bowiem już 8 proc. populacji – 700 tysięcy w 8,5-milionowym państwie.
Szczególna jest sytuacja Wiednia. Jeszcze w 1971 roku muzułmanie stanowili tam 0,4 proc. mieszkańców. Podczas ostatniego spisu powszechnego w 2011 roku było ich już 12 proc. Obecnie liczba ta wzrosła, choć nie jest dokładnie znana. Wiadomo tylko, że wyznawcy Allaha stanowią 28 proc. uczniów w publicznych szkołach podstawowych.
Narastający kryzys imigracyjny sprawił, że w Austrii wzrosło znacząco poparcie dla prawicy. Sondaże pokazują, że chadecka ÖVP może liczyć 34 proc. głosów, a narodowa partia wolnościowa FPÖ na 27 proc. Wspólnie mogą zdobyć nawet większość konstytucyjną. Na tym tle socjaldemokratyczna SPÖ z 22 proc. wypada bardzo blado. Jeszcze bardziej stracili zieloni – wywodzący się z ich szeregów prezydent państwa Alexander van der Bellen nazywany jest przez wiedeńską ulicę cieciem w islamskim domu, ponieważ jego praca ogranicza się do otwierania drzwi muzułmańskim gościom. Nową jakością jest też znaczący wyłom w obozie lewicy. Powstała mianowicie Lista Petera Pilza, założona przez byłego działacza zielonych, która sprzeciwia się politycznemu islamowi oraz niekontrolowanej imigracji z pozycji lewicowych i ma szansę przekroczyć 4-procentowy próg wyborczy.
Zdecydowanym faworytem wyznaczonych na jutro przedterminowych wyborów parlamentarnych pozostaje więc Sebastian Kurz. Zaczynał karierę jako szef młodzieżówki ÖVP. W 2011 roku zasiadł w rządzie jako minister ds. integracji, mając zaledwie 25 lat. Mówił wówczas o tym, że islam należy do kultury Austrii i opowiadał się za przyjmowaniem imigrantów. W 2013 roku jako 27-latek został najmłodszym ministrem spraw zagranicznych w Europie. Z tego powodu przerwał studia prawnicze i do dziś nie zdobył wyższego wykształcenia.
Kiedy latem 2015 roku rozpoczął się w Europie kryzys imigracyjny, tylko partia wolnościowa FPÖ sprzeciwiała się niekontrolowanemu napływowi cudzoziemców. Z tego powodu jej sondaże poszybowały do poziomu 36 proc. poparcia, zaś ludowców, znajdujących się w rządowej koalicji, spadły do 20 proc. Elity w Unii Europejskiej były przerażone, że kanclerzem zostanie lider wolnościowców Heinz-Christian Strache – austriacki odpowiednik Marine Le Pen czy Geerta Wildersa. Już kiedyś, w latach 2000-2007 FPÖ tworzyła rząd wspólnie z chadekami z ÖVP, co spowodowało nałożenie na Wiedeń sankcji przez 14 państw UE.
I wtedy do akcji wkroczył Sebastian Kurz, który przejął hasła radykalnych narodowców. W 2015 roku przeforsował w parlamencie ustawę dotyczącą islamu, która wprowadziła m.in. zakaz finansowania meczetów i imamów z funduszy zagranicznych oraz zezwoliła na posługiwanie się Koranem jedynie w wersji niemieckojęzycznej i zaaprobowanej przez państwo. Zobowiązano też muzułmanów do przestrzegania austriackich wartości i uznania prymatu prawa państwowego nad szariatem. Zagrożono zamykaniem meczetów, które nie podporządkują się temu prawu.
W marcu 2016 roku, w samym środku kryzysu imigracyjnego w Europie, Kurz przejął inicjatywę i przeprowadził dyplomatyczną ofensywę, gromadząc szefów dyplomacji państw bałkańskich i zawierając z nimi umowę o zamknięciu w tych krajach dotychczasowych szlaków dla uchodźców. Zaskarbił tym sobie wdzięczność rodaków oraz niechęć niemieckich mediów i elit opiniotwórczych.
W marcu 2017 roku z inicjatywy Kurza zakazano rozdawania Koranu oraz noszenia burek i nikabów w miejscach publicznych. Azylanci zostali zobowiązani natomiast do wykonywania prac społecznych.
Swoimi działaniami Kurz przejął elektorat wolnościowców, choć nie był tak radykalny jak Strache. Ten ostatni mówił o wyrzucaniu z kraju wszystkich przybyszów, zaś Kurz o deportowaniu tylko tych, którzy stanowią zagrożenie lub nie chcą się integrować. Nowy lider ÖVP sprzeciwia się też przyjmowaniu imigrantów ekonomicznych i proponuje przyjęcie w Unii Europejskiej modelu australijskiego, czyli bezwzględnego odsyłania takich przybyszów do kraju ich pochodzenia.
Media porównują niekiedy Sebastiana Kurza do Emmanuela Macrona. Obaj są młodymi politykami, którzy prezentują się jako nowa jakość w polityce na tle starego aparatu partyjnego. Obaj też zahamowali pochód do władzy antyestablishmentowych narodowców.
Choć Kurz zgodził się na przymusową relokację uchodźców w ramach Unii Europejskiej, to jednak jego kraj nie wywiązał się z przyjętych zobowiązań. Do tej pory tylko Węgry, Polska i Austria nie przyjęły w ramach tego mechanizmu ani jednej osoby. To sprawia, że Kurz porównywany jest do Viktora Orbana.
Kim okaże się nowy kanclerz Austrii: nowym Orbanem czy nowym Macronem?
Na pewno nie jest konserwatystą. Żyje w konkubinacie ze swoją dziewczyną i nie chce słyszeć ani o małżeństwie, ani o dzieciach. Jest zwolennikiem homoseksualnych związków partnerskich.
Nie wyklucza przyszłej koalicji z wolnościowcami. Wspólny rząd z FPÖ oznaczał będzie zaś koniec polityki multikulturalizmu w Austrii.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/362297-kim-okaze-sie-nowy-kanclerz-austrii-nowy-orban-czy-nowy-macron