Polski król puszczy, żubr z przyrodniczym immunitetem nietykalności chciał skorzystać z układu z Schengen. Wybrał się za Odrę i stracił głowę. Dosłownie. Został zastrzelony, a jego odcięty łeb Niemcy powieźli na wózku do spreparowania. Ma zawisnąć na ścianie jako trofeum w muzeum ojczyźnianym w brandenburskim Lubuszu. Na tym jednak nie koniec tego skandalu…
To katastrofa dla niemiecko-polskich stosunków
— załamał ręce na łamach „Süddeutsche Zeitung” („SZ”) polityk Manfred Kreutzer z Lubusza, niegdyś stolicy Ziemi Lubuskiej, dziś Lebus w granicach Brandenburgii. O odstrzeleniu żubra rozpisały się niemal wszystkie gazety, jak Bundesrepublika długa i szeroka, doniosły o tym radio i telewizja. Podobno król puszczy „mógł stanowić zagrożenie” dla spokojnych Niemiec. „Mordercy!”, napisał ktoś na cytowanym przez „SZ” transparencie, zawieszonym na polskim brzegu Odry. „Dzieci tak bardzo go kochały, wszyscy go kochaliśmy. Chodził tak majestatycznie”, wylała swój żal „jedna Polka” (telewizja rbb/Rundfunk Berlin-Brandenburg), to był „nasz żubr wędrowniczek” (wandernder Wisent), przetłumaczył na niemiecki tygodnik „Focus”, „Jak zastrzelone zwierzę roznieca >>nienawiść do Niemców<<”, zatytułował swój tekst dziennik „Die Welt”, i opisał jak było:
Jakiś spacerowicz odkrył to zwierzę. Przestraszył się tym niezwykłym, budzącym lęk widokiem. Zadzwonił na policję. Zapadała już noc. Zawiadomiony weterynarz nie zdążył na czas. Lokalni myśliwiwym polecono odstrzał. To tyle, wszyscy mający w tym udział postępowali prawidłowo
— skwitowała gazeta, po czym rozwinęła swój długi komentarz: że „jednak zdarzenie to stało się przedmiotem polityki”, wywołało „oburzenie”, „histerię”, ba, „nienawiść do Niemców”. Na poparcie swej tezy „Die Welt” przytacza polskiego autora „z pogranicza”, z - jak to ujął - „liberalnej Gazety Wyborczej”:
Nie wiem, co jest bardziej smutne, wiadomość o śmierci tego zwierzęcia czy fala antyniemieckiej nienawiści…
Z żubrami były już przecież kłopoty. W 2015r. zderzył się z jednym takim kierowca Skody, zwierzę padło w lesie na skutek obrażeń, auto poszło na złom. A teraz, po odstrzeleniu żubra na niemieckiej stronie Polacy biją pianę, wściekłość sięgnęła nawet parlamentu; „Die Welt” zacytował twitterowy wpis wicemarszałka Sejmu Joachima Brudzińskiego, „najbliższego zaufanego szefa partii Jarosława Kaczyńskiego”, który wezwał niemieckich ekologów do interwencji. Noż, bezgraniczne utrapienie mają ci Niemcy z nami, Polakami.
Niemcy mają mordowanie we krwi
— brzmi podtytuł sążnistego komentarza tej gazety, zaczerpnięty z „mediów społecznościowych”. Można się z niej dowiedzieć, że w odróżnieniu od uporządkowanych Niemiec, dzikie zwierzęta w polskich miastach to żaden niecodzienny widok. Nawet na przedmieściach Warszawy prawie każdej zimy pojawiają się łosie, a mieszkańcy południowej części naszego kraju napotykają na niedźwiedzie… - pisze dziennik. Zresztą odstrzał żubrów był już powodem konfliktu w Polsce, sam „kontrowersyjny minister ochrony środowiska Jan Szyszko, zapalony myśliwy, rozluźnił w tym roku istniejące ograniczenia” - wytyka „Die Welt” - notabene „przeciw Szyszce prowadzone jest właśnie dochodzenie, ponieważ jest posiadaczem futra rysia, które tak jak wilki, niedźwiedzie i inne zwierzęta objęte są w Polsce ochroną”. Teraz wlazł król puszczy nieproszony na ziemię niemiecką, a Polacy się czepiają i rozniecają:
Zastrzelony żubr wywołuje problemy z Polską
— to tytuł ze „Stuttgarter Nachrichten”. I znów: że to 900. kilogramowe zwierzę zostało odstrzelone na polecenie Ordnungsamt’u, że z powodu zapadającej ciemności nie mógł zdążyć weterynarz, który mógłby żubra czasowo uśpić, no i teraz larum. Bo to niby taki ważny dla nas symbol, „bank ma go w swym logo, jest na etykietach polskiej wódki czy piwa, w reklamach telewizyjnych browaru pomaga innym zwierzętom”, ucieleśnia moc i niezależność, a tu jeden czy dwóch myśliwych… - no, głupio wyszło. I do sprawy włączyła się „polityczna szpica - „europejski polityk rządzącego Prawa i Sprawiedliwości Janusz Wojciechowski, który nawet wiersz opublikował z puentą, że wolność okazała się na zachód od Odry śmiertelna dla polskiego zwierzęcia”. Cóż za absurd…:
W końcu to narodowym konserwatystom rządzącym w Warszawie zarzuca się w Brukseli i Berlinie zagrażanie wolności poprzez (ich) atak na wymiar sprawiedliwości
— konkluduje gazeta. Żeby jedynie to, nikt inny, tylko rząd PiS ma problemy z UE, z powodu wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej, gdzie żyją żubry. I tu znów dyżurny cytat z „Gazety Wyborczej”, o smutnej fali antyniemieckiej nienawiści w Polsce… Jednym zdaniem, linia obrony została wytyczona. Żubr był niesubordynowany, a „Ordnung muss sein”, więc dostał w łeb. Wszystkiemu, rzecz oczywista, winien PiS.
Niestety, niektórzy w Niemczech nie trzymają się tej linii, np. brandenburskie ministerstwo ochrony środowiska, czy posłowie krajowego parlamentu (Landtagu). Rzecznik tego resortu Jens-Uwe Schade obawia się nawet dyplomatycznych zadrażnień z naszym krajem. Jak stwierdził przed telewizyjnymi kamerami, sprawa wyciagnięcia konsekwencji wobec decydentów z Lubusza pozostaje otwarta.
Żubry są objęte ścisłą ochroną, zabijanie jest surowo zakazane
— rzucił w eter rzecznik frakcji Zielonych Benjamin Raschke. Zastrzegł jednak, że najpierw należy ustalić, czy wszystko uczyniono, żeby nie doszło do tego odstrzału. Oddział międzynarodowej organizacji World Wide Fund for Nature (WWF Deutschland) nie chciał jednak czekać na urzędnicze wyjaśnienia i zapowiedział złożenie pozwu.
Żubr pojawił się w Niemczech po ponad 250 latach, a wszystko, co przyszło Urzędowi Porządku Publicznego do głowy, to odstarzał
— skrytykował urzędniczą bezmyślność szef niemieckiego WWF Christoph Heinrich - „to czyn karalny”. Przytłoczony medialnym nagłośnieniem sprawy starosta Gernot Schmidt wystosował list z „wyrazami głębokiego ubolewania” do gorzowskiej odpowiedniczki Małgorzaty Domagały. Podpisał się pod nim również dyrektor Heiko Friedmann, który polecił zabicie polskiego żubra. Z drugiej strony, starosta broni jego postawy, którego o nic „nie oskarża”.
Czym skończy się cała ta historia? Jak można przypuszczać, w przeciwieństwie do polskiego żubra, żaden niemiecki urzędnik głowy nie straci. Tam bardziej, że zrozumienie dla decydentów wykazują także niektórzy działacze ochrony środowiska, jak np. Manuela Brecht z organizacji Naturschutzbund Deutschland (Nabu):
To oczywiście szkoda, ale w razie wątpliwości zawsze lepsza jest taka decyzja, zanim ktoś z powodu zwierzęcia dozna jakiejś szkody
— usprawiedliwia. Podobnie, „niemiecki, żubrzy ekspert” - jak przedstawiono go w telewizji rbb24, Michael Hafner, który przekonuje, że „swobodnie biegające żubry na gęsto zaludnionych terenach nie są bezpieczne”.
Niezależnie od konsekwencji dla bezmyślnych urzędników, których nie przewiduję, z całego tego, acz przykrego, to jednak incydentu, wynika jeden ważny wniosek: niemieckie media, które dziś lamentują nad stanem polsko-niemieckich stosunków, poprzez jednostronną, polityczną propagandę same walnie do ich pogorszenia się przyczyniły, niestety, z udziałem niektórych redakcji w naszym kraju i - co gorsza – w ich antyrządowej demagogii nadal się przyczyniają.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/361292-leb-zabitego-przez-niemcow-polskiego-zubra-a-sprawa-pis-czyli-dochodzenie-z-jednym-wnioskiem
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.