Na zamieszki w Katalonii patrzę doznając idealnie sprzecznych odczuć. Próbuję się w każdym razie uwolnić od doraźnych przejawów Schadenfreude, że oto w Hiszpanii policja nie tylko konfiskuje urny, ale i bije ludzi, bezspornie z powodów politycznych, a Unia Europejska nie reaguje. Ten paradoks wynika z samej natury tego konfliktu, która przypomina kwadraturę koła.
Zgadzam się z tymi, którzy podkreślają, że każdy precedens polegający na dzieleniu istniejących państw, jest zdradliwy, bo grozi rozszerzaniem się na inne państwa. Naturalne dążenia Katalończyków (naturalne, bo istnieje kataloński język i naród) mogą obudzić mniej naturalne, pseudosecesjonistyczne awantury, choćby na polskim Śląska. Pan Jerzy Gorzelik już był łaskaw o sobie w tym kontekście przypomnieć.
Obrona przed rozbiciem jest naturalnym prawem, i nawet obowiązkiem państwa jak najbardziej demokratycznego. Ma z reguły solidne potwierdzenie w konstytucjach takich państw. Tak właśnie jest z Hiszpanią.
Prawdą jest też to, o czym przypomniał Tomasz Terlikowski, że wizja Europy małych państewek jest w gruncie rzeczy wizją korzystną dla tych wszystkich, którzy marzą o sterowaniu nią z Brukseli (a może z Paryża i Berlina, bo tam nikt się od nikogo nie odrywa). Pisałem o tym przy okazji referendum w sprawie odłączenia Szkocji. Powtarzam teraz.
Z drugiej strony przykład Szkocji pokazuje, że nie ma jednego modelu załatwiania takich konfliktów. Londyn zaryzykował takie referendum, bo w kulturze politycznej Wielkiej Brytanii wola ludu ma przewagę nad formalnymi gwarancjami ustrojowymi i przekonaniami nawet o własnej niepodzielności. Tak jak można tam wyjść z Unii, tak można nawet wyjść ze wspólnego kraju. Nie twierdzę, że jedno podejście jest lepsze od drugiego. Ale twierdzę, że jeśli emocje katalońskie okażą się trwałe i autentyczne, to formalne bariery mogą się okazać niewystarczające. Nie wiem czy tak jest. Ale tak być może.
Przypominanie, że odłączenia chce mniejszość (ponad 40-procentowa, przy wyraźnym niezdecydowaniu pozostałych) o tyle nie ma sensu, że najlepszą weryfikacją takiego twierdzenia byłoby pozwolenie na referendum i uczciwe sprawdzenie wyników. Zarządzili je przecież – prawda, w niezgodzie z hiszpańską konstytucją – politycy partii, które wygrały tam wybory.
Można jak redaktor Skwieciński przypominać, że oddano autonomistom szkolnictwo, więc mieli oni narzędzia aby podsycać niechęć do wspólnej Hiszpanii. Fakt „trzymania” przez te formacje szkół, to coś naturalnego, zgodnego z logiką autonomii tego regionu czy kraju. Była ona receptą na powstrzymanie odłączenia. A w ostateczności okazała się temu dążeniu sprzyjać. Tak bywa.
Nie wiem, jak skończy się ta awantura, ale niezależnie od tego, czy życzymy sobie europejskich państw poszatkowanych na mniejsze, albo czy widzimy absurd ekonomicznych konsekwencji osłabienia obecnej Hiszpanii, widzę coś imponującego w jednej sferze. Możliwe, że część Katalończyków próbuje się kierować własnym interesem, wierząc, że dopłacają do reszty Hiszpanii, tak jak wierzyła w utrzymywanie biedniejszego Południa przez Północ Liga Północna we Włoszech. Ale zarazem kierują się poczuciem narodowej identyfikacji, która okazuje się tak silna. Staje się poglądem, postawą, stylem życia. Choć wieszczono naturalną zagładę patriotyzmów w erze postnowoczesności.
Nie wystarczą mi uwagi, że nacjonalizm kataloński jest w swej najbardziej radykalnej wersji – lewicowy. Po pierwsze taka radykalizacja, to częste zjawisko wśród narodów zmagających się z wrogą, inną narodowo centralą. A poza tym, może na tym właśnie polega tożsamość katalońska? Oczywiście nie przedstawiam tej społeczności jako monolitu.
Wystarczy, że Katalończycy uważają się za innych od Hiszpanów. Ja bym się w to nie wtrącał, nie tłumaczył im , że są nieracjonalni. Nie wiem do końca na czym polega katalońskość, ale przecież wiem na czym polega polskość. To nie jest coś wymyślonego, to pewna wizja świata, to tradycja, która ma swoją treść. Która potwierdza, że nie jesteśmy jedynie konformistycznymi zjadaczami chleba.
Możemy sobie z wielu powodów nie życzyć rozpadu Hiszpanii, ale spróbujmy zrozumieć ludzi, którzy żyjąc w bogatym stabilnym społeczeństwie po coś uparli się aby ryzykować nawet policyjne baty. Myślę o tym z sympatią. I z bezradnością, bo nie widzę tu dobrego rozwiązania.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/360318-nie-chce-niepodleglej-katalonii-i-patrze-na-nia-z-sympatia