Ciężkie czasy dla Angeli Merkel. Kanclerz Niemiec stoi przed niebywale trudnym zadaniem godzenia wody z ogniem. Dzisiejsze problemy „Mutter der Nation” napytała sobie sama.
…I żeby tylko sobie - całej Bundesrepublice i całej Unii Europejskiej, która z powodu jednostronnej decyzji Merkel o otwarciu granic dla imigrantów popadała w największy kryzys w dziejach wspólnoty. Wbrew pozorom, to nie chadecy i współrzadzący z nimi socjaldemokraci nadawali ton w minionej kampanii wyborczej, największe piętno odcisnęła na niej nowa partia sprzeciwu, antysystemowa Alternatywa dla Niemiec. Skutki są dwojakie. Wszystkie partie bez wyjątku musiały w swych propozycjach programowych odnieść się w pierwszym punkcie do kwestii tzw. uchodźców. Na niewiele się to zdało; chadecy z siostrzanych partii CDU/CSU, choć wygrali wybory, odnotowali wynik poniżej ich oczekiwań, a porażka „socis” z SPD pod wodzą Martina Schulza jest wręcz katastrofalna. Na tym jednak nie koniec.
Utworzenie tzw. koalicji marzeń chadeków z liberałami z FDP, którzy po latach powrócili do Bundestagu, okazała się niemożliwa z powodu niewystarczającej liczby zdobytych mandatów. SPD w obliczu klęski zapowiedziała przejście do opozycji. Utworzenie rządu jest więc możliwe tylko poprzez dokooptowanie do spółki CDU/CSU i FDP czwartej partii Zielonych, czyli powstanie „Jamaika-Koalition” (określenie od barw tych partii). I tu zaczynają się schody. Każde z tych ugrupowań ma inne, rozbieżne poglądy, zarówno dotyczące polityki wewnętrznej jak i zagranicznej, począwszy od najbardziej palącej polityki imigracyjnej (w tym ograniczeń liczby imigrantów, przyjmowania tylko tych „potrzebnych” dla niemieckiej gospodarki, zwiększenia liczby funkcjonariuszy policji oraz większego nadzoru nad środowiskami muzułmananów), przez rozbieżności odnośnie do polityki podatkowej, energetycznej i socjalnej, po zagadnienia dotyczące europejskiej integracji, wspólnotowego „rządu”, „jądra Europy” itp.
W tej sytuacji scenariusze dla Niemiec są następujące: jeśli po żmudnych negocjacjach kanclerz Merkel wystąpi przed Bożym Narodzeniem w roli św. Mikołaja i ogłosi zawarcie „porozumienia”, koalicja jamajska zapewne nie przetrwa do końca kadencji i przedterminowe wybory będą niemalże zaprogramowane. W przypadku braku tego „porozumienia”, może do nich dojść już wkrótce. Innej możliwości nie ma. Tym bardziej, że każda z tych czterech partii musi grać na siebie, aby nie stracić swych wyborców. Także rządząca w Bawarii CSU (siostrzana partia CDU) odnotowała spore straty, a w przyszłym roku odbędą się w tym landzie wybory lokalne. Podobnie rzecz ma się z liberałami z FDP, którzy wrócili do ław Bundestagu i nie chcieliby znów z nich wylecieć. W trudnym położeniu jest też partia Merkel (CDU), która musi wywikłać się ze spowodowanego przez nią tzw. kryzysu uchodźczego. W przypadku obostrzeń w polityce imigracyjnej, które są nieuniknione, natrafi znów na opór Zielonych. To samo dotyczy kwestii planów scalania tzw. eurolandu i tworzenia unii kilku prędkości, czemu z kolei sprzeciwiają się liberałowie z FDP, a także polityki podatkowej, czy odrzucanej przez tych ostatnich sztandarowej, wdrażanej już przez chadeków koncepcji energetyki odnawialnej, rezygnacji z energetyki jądrowej i węglowej.
Punktów spornych jest wiele. Także „socis” z SPD maja o co walczyć. Kandydat na kanclerza Martin Schulz okazał się wyborczym grabarzem tej partii. On sam pewnie nie miałby nic przeciw kontynuacji rządów z chadekami, choćby z tego względu, że były szef europarlamentu mógłby w niej liczyć na jakieś ministerialne stanowisko. Stało się inaczej. Ogłoszenie przejścia SPD do opozycji zostało na nim poniekąd wymuszone, zapowiedzieli to członkowie zarządu jego partii, zanim Schulz wygłosił swoje pogrobowe przemówienie po podaniu do wiadomości pierwszych wyników niedzielnego głosowania. W SPD niemal natychmiastowo została powołana nowa szefowa tej frakcji w Bundestagu Andrea Nahles…
Z politycznego punktu widzenia SPD w opozycji jest dla „socis”, Niemiec i Europy najbardziej korzystnym rozwiązaniem, bowiem w razie kolejnej kadencji rządu CDU/CSU-SPD najważniejszą partią opozycyjną stałaby się właśnie Alternatywa dla Niemiec (AfD). Przy kolejnych wyborach mogłoby to mieć fatalne skutki. Nie zmienia to faktu, że alternatywni już spowodowali poważne problemy na niemieckiej scenie politycznej, także wewnętrzne, w pozostałych partiach. Na marginesie, jeśli nie dojdzie do powstania „koalicji jamajskiej”, mimo zapowiedzi o przejściu SPD do opozycji, nie można całkowicie wykluczyć jej powrotu do koalicji z chadekami; „socis” zawsze mogą to usprawiedliwiać argumentem, że tak chciała większość (ponad połowa) wyborców…
Tymczasem rozpoczęły się wstępne rozmowy „jamajskich”, potencjalnych koalicjantów i… pierwsze zatargi. Szef CSU Horst Seehofer obstaje przy ograniczeniu do 200 tys. rocznie liczby imigrantów do Niemiec, i to wyselekcjonowanych, w zależności od potrzeb gospodarki. Kanclerz Merkel jeszcze w kampanii wyborczej podkreślała: „wiadomo, że nie chcę górnej granicy”, być może jednak zmieni zdanie pod naciskiem kolegów z własnej partii, zwłaszcza siostrzanej CSU. Szef frakcji Zielonych w Bundestagu Jürgen Trittin rzucił ostrzegawczo, że jeśli chadecy chcieliby „skręcać w prawo, nic nie będzie z tej konstelacji”. To samo zapowiedział szef tego ugrupowania, Niemiec tureckiego pochodzenia, Cem Özdemir: „Nie może być żadnej górnej granicy” (dla imigrantów). Dla przewodniczącego CSU Horsta Seehofera, krytykującego wcześniej politykę imigracyjną Merkel, taka postawa jest nie do przyjęcia. Jego ustępstwa oznaczałyby osobiste problemy przewodniczącego i całej jego w partii w nadchodzących wyborach lokalnych.
Poza różnicami ideowo-programowymi pozostanie jeszcze do załatwienia podział rządowych stanowisk, czyli walka o posady. Każda z tych czterech partii ma trudne do pogodzenia aspiracje. Jeśli więc dojdzie do utworzenia egzotycznej koalicji chadeków z Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej, Unii Chrześcijańsko-Społecznej, liberalnej FDP i Zielonych, nikogo to nie zadowoli. Odrębną sprawą będą konsekwencje takiego układu w Niemczech dla Unii Europejskiej, w tym naszego kraju. Tymczasem pozostaje jedynie czekać na rozstrzygnięcia.
Ale o jednej korzyści z tego galimatiasu można powiedzieć już dziś: plany niemiecko-francuskiego „dyrektoriatu” zmierzające do podziału wspólnoty oraz pogróżki poległego w wyborach, byłego szefa europarlamentu Martina Schulza o „wyciąganiu surowych konsekwencji wobec niesolidarnych” w narzucanej Europie przez Berlin i Brukselę polityce imigracyjnej, przynajmniej na razie trafią ad acta…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/359922-jamajka-w-niemczech-jesli-dojdzie-do-egzotycznej-koalicji-chadekow-liberalow-i-zielonych-nikogo-to-nie-zadowoli
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.