Pierwszy kanclerz Republiki Federalnej Niemiec Konrad Adenauer wiele po sobie pozostawił: stabilizację zniszczonego i zadłużonego kraju, zakotwiczenie Niemiec na Zachodzie, remilitaryzację. A Angela Merkel? Szanowany na arenie międzynarodowej, gospodarczo silny kraj oraz… głęboką społeczną frustrację.
Wyjście z energii atomowej, likwidacja poboru, otwarcie granic dla ponad miliona imigrantów wraz z kulturą powitania oraz legalizacja homomałżeństw, czyli przemiana CDU w liberalno-zielono-socjaldemokratyczną partię ludową i brak przywiązania do dogmatów pozwoliły Merkel wygodnie rządzić przez ostatnie 12 lat. Wyraźne przesunięcie chadecji na lewo podparte ciasnym gorsetem politycznego konsensusu stworzyło jednak próżnię po prawej stronie sceny politycznej. Tę próżnię wypełniła eurosceptyczna i antyimigrancka Alternatywa dla Niemiec (AfD). Jest to „największa spuścizna Merkel” - powiedział kandydat SPD na kanclerza Martin Schulz po ogłoszeniu wyniku wczorajszych wyborów do Bundestagu.
Czasy, gdy niemiecka polityka była przewidywalna, bezpowrotnie minęły. Jakie będą więc konsekwencje tych wyborów? Jak zmieni się niemiecka scena polityczna? Jaki znaczenie dla Polski oraz Europy może mieć osłabienie CDU i samej kanclerz?
1. Zmierzch Merkel
Chadecja Angeli Merkel może i wygrała wybory, ale jej wynik przy urnach (32,9 proc.) jest najgorszym od 1949 roku, gdy zdobyła 31 proc. głosów. Jeśli przypomnimy sobie, że jeszcze w latach 90-tych obie główne partie ludowe (CDU i SPD) razem osiągały 90 proc. poparcia w wyborach do Bundestagu, staje się jasne jak wielką porażkę odniosła pani kanclerz i jak bardzo zmieniła się niemiecka scena polityczna. CDU straciła ponad milion wyborców, którzy woleli oddać głos na AfD. W Saksonii partia Weidel i Gaulanda pokonała nawet chadecję i stała się najsilniejszą partią (27 proc.), w innych wschodnioniemieckich landach jest druga po CDU z wynikiem powyżej 25 proc. Nic dziwnego więc, że miny działaczy w sztabie chadecji wczoraj wieczorem nie były radosne. Oznacza to też początek końca kanclerstwa Angeli Merkel. Będzie to powolny proces, ale ta kadencja będzie jej ostatnią.
Za kulisami bowiem, szczególnie u siostrzanej CSU, ostrzą noże na szefową niemieckiego rządu. W Bawarii odbędą się w przyszłym roku wybory do lokalnego parlamentu, a partia Horsta Seehofera straciła w wyborach do Bundestagu aż 10 proc. poparcia. To katastrofalny wynik dla partii, która dominuje w bawarskiej polityce od dziesięcioleci. „To wszystko jej wina!” - mówią działacze CSU, wskazując na Merkel. Słaby wynik CDU spowoduje, że presja pozostałych partii, także jej potencjalnych koalicjantów, na Merkel wzrośnie. Jak wskazuje dziennik „Die Welt” zamiast rządzić krajem będzie nim już tylko zarządzała. Wykluczone, by takie zarządzanie mogło prowadzić do kolejnej, piątek kadencji, jako kanclerz. Wszyscy uważali, że „żelazna kanclerz” będzie rządziła tak długo jak uzna za stosowne. Jak się okazuje o długości rządów decydują wciąż jeszcze niemieccy wyborcy.
2. Rozbity konsensus
Przyszły Bundestag będzie liczył aż siedem partii (CDU, CSU, Zieloni, Die Linke, FDP i AfD), zaostrzy się ton debaty. AfD będzie miała w nim nawet 94 posłów (na 700).Szeroki konsensus, wyznaczający od lat za Odrą granice debaty publicznej, został w pewnym sensie rozbity. AfD łamie wszystkie konwencje i tabu, na których opiera się powojenna Bundesrepublika. Rzecznik partii Joerg Meuthen wyraźnie wczoraj zaznaczył, że „konfrontacja i prowokacja” to kluczowy element strategii AfD. W parlamentach krajów związkowych, w których zasiadają posłowie partii, konfrontacje słowne są na porządku dziennym. Merkel będzie zmuszona przejąć, podobnie jak CSU, część postulatów partii Meuthena. Wskazywanie na dobrą sytuację gospodarczą Niemiec i relatywną stabilność („kraj, w którym się dobrze i chętnie żyje”) już nie wystarczy. Niemcy wiedzą, że ich kraj jest bogaty i stabilny. Mimo tego aż 13 proc. z nich oddało głos na AfD. I nie ulega kwestii, że stało się tak z powodu polityki imigracyjnej pani kanclerz, przedstawianej jako bezalternatywna.
Niemieckie elity polityczne będą musiały się otworzyć na debatę na tematy będące dotychczas „tabu” jak imigracja czy islam. Demokracja tylko na tym zyska. Jednocześnie dojdzie do prób otoczenia AfD kordonem sanitarnym. Martin Schulz powiedział to wyraźnie, że działalność opozycyjna SPD głównie na tym się skupi. Tym bardziej, iż AfD chce do 2021 roku „być gotowa do rządzenia krajem” i „głęboko zakorzenić się w niemieckim społeczeństwie”. Dlatego wiceszef partii Alexander Gauland poradził swoim, by „nie byli zbyt wrażliwi”. „Bądźcie cierpliwi. Mamy czas. Do nas należy przyszłość” – zaznaczył. Obecnie AfD jest o wiele bardziej radykalna niż była w chwili swojego powstania w 2014 r. Partia przeszła w sumie trzy głębokie przemiany: od partii eurosceptycznej do partii narodowo-konserwatywnej, by po kolejnych wewnętrznych sporach i rozłamach stać się partią skrajnie prawicową.
Wspólprzewodnicząca AfD Frauke Petry, należąca do umiarkowanego skrzydła partii ogłosiła, że nie będzie zasiadać we frakcji AfD w Bundestagu w proteście przeciwko „ksenofobii” i rasizmowi partyjnych radykałów. Będzie posłem niezrzeszonym. Z taką AfD Merkel i Co. będą musieli sie zmierzyć.
3. Wyboista droga ku koalicji
Kandydat SPD na kanclerza Martin Schulz błyskawicznie zareagował na wynik wyborczy i ogłosił, że SPD nie wejdzie po raz kolejny w koalicję z CDU. 20 proc. poparcia przy urnach to marny wynik, ale kolejne cztery lata współrządzenia z chadecją mogłyby oznaczać spadek tego poparcia nawet o połowę w następnych wyborach za cztery lata. Socjaldemokratom zaszkodziło bycie przybudówką Merkel, która bezwstydnie kradła ich polityczne pomysły. To SPD proponowała płacę minimalną i legalizacje homomałżeństw. To pani kanclerz je zrealizowała. To nie SPD otworzyła granice we wrześniu 2015 r. dla imigrantów, którzy utknęli w Austrii i na Węgrzech, ale zaklepała, chcąc nie chcąc, decyzję Merkel.
Kilka lat w opozycji ma służyć lizaniu ran, czyli odbudowie nadszarpniętego wizerunku partii i pozwolić jej wypracować nowy program. Działacze SPD dali Schulzowi wyraźnie do zrozumienia, że nie poświęcą partii dla jego osobistych ambicji (marzył o wicekanclerstwie). To oznacza, że CDU pozostaje już tylko koalicja z Zielonymi i liberalną FDP (tzw. koalicja Jamajka). Tyle, że te partie różni wszystko, od polityki europejskiej po politykę gospodarczą, kończąc na polityce imigracyjnej. CSU z Zielonymi też nie jest po drodze. Rozmowy koalicyjne mogą się ciągnąć przez długie miesiące, nawet do grudnia. Merkel będzie musiała pójść na wiele ustępstw, by zakończyły się sukcesem. Jeśli jej się nie uda będzie musiała zwrócić się ponownie do Schulza. Gdy ten mimo presji nie zdecyduje sie na kolejną GroKo jak nazywa się za Odrą wielką kolaicję, Niemcy będą czekały przyśpieszone wybory. Merkel dała bowiem wyraźnie do zrozumienia, że nie zamierza kierować rządem mniejszościowym.
Niemcy przez następne miesiące będą więc zajęte sobą. Nie jest to dla pani kanclerz sytuacją komfortową, tym bardziej iż już pod koniec października powinien zostać wybrany nowy szef Bundestagu i przedwodniczący kluczowych parlamentarnych komisji, w tym komisji ds. budżetu. Na dodatek ewentualna koalicja Jamajka nie miałaby żadnego poparcia na wschodzie Niemiec, gdzie szczególnie Zieloni osiągneli bardzo słaby wynik przy urnach. To tylko zwiększy frustrację wschodnioniemieckich wyborców i zwiększy w konsekwencji poparcie dla AfD.
4. Nie będzie głębokiej reformy Eurostrefy
Prezydent Francji Emmanuel Macron jutro przedstawi swoje propozycje reformy strefy euro. Czekał na okres po wyborach do Bundestagu, by jego propozycje nie stały się przedmiotem walki wyborczej za Odrą, i tym samym zmalały szanse na ich realizację. Zupełnie niepotrzebnie. Tak osłabiona Angela Merkel, zmuszona wejść w szeroką koalicję z innymi, mniejszymi partiami, z której co najmniej jedna – FDP – jest zdecydwoanie przeciwna transferom finansowym z krajów Północy do krajów Południa, nie zdecyduje się na tak głeboką reformę eurostrefy. Tym bardziej iż liberałowie domagają się stanowiska ministra finansów Niemiec, które obecnie piastuje Wolfgang Schäuble, i mają szanse je dostać. Partia Christiana Lindnera dość scpetycznie patrzy na plany pogłębienia integracji eurostrefy.
To jest Merkel zresztą na rękę. Pani kanclerz już wcześniej dość krytycznie odnosiła się do pomysłów Macrona, teraz będzie miała wygodną wymówkę („FDP mi nie pozwala”), by je odrzucić. Reformy które zobaczymy, jeśli w ogóle, będą kosmetyczne: jakiś mały budżet eurostrefy (kilkadziesiąt milionów euro), może wykrojony z Europejskiego Mechanizmu Stabilizacji i ktoś wyznaczony (może wśród komisarzy UE) na ministra finansów eurostrefy (z ładną wizytówką jak Mogherini ale bez realnych kompetencji). I nic więcej. Nie oznacza to jednak, że Macron nic nie dostanie. Dyrektywa o pracownikach delegowanych to idealny prezent „pocieszenia” dla francuskiego prezydenta, bo idzie na koszt Polski a nie Niemiec.
5. Merkel zaostrzy ton w sprawie imigrantów
To, że Niemcy będą zajęte sobą nie oznacza wcale, że nam odpuszczą. Może być wręcz odwrotnie. Wielu polityków CDU, w tym sama Merkel, uważa, że gdyby inne kraje UE okazały się bardziej solidarne (szczególnie te na Wschodzie Europy) i przyjęły imigrantów, AfD nie wypłynęła by na fali kryzysu uchodźczego i zdobyła tak szerokiego poparcia. Daje to możliwość zepchnięcia odpowiedzialności za konsekwencje własnej, błędnej polityki, w tym wyborczą porażkę choćby częściowo na innych. A politycy rzadko rezygnują z takiej okazji.
Niemcy więc zamiast poluzować mogą nam więc przykręcić śrubę. Mechanizm relokacji według kwot właśnie dobiegł końca, pojawiła się więc okazja by znaleźć nową formułę, lub zamienić tymczasowy mechanizm w mechanizm stały. Merkel jest pod ogromną presją, by osłabić AfD, musi więc pokazać, że coś robi by rozwiązać problemy związane z masową imigracją. Na domowym froncie jak i na froncie europejskim. Poza relokacją imigrantów może to być także dążenie do ustanowienia wspólnej polityki azylowej w UE, włącznie z ujednoliceniem zasiłków dla imigrantów. Większość partii za Odrą uważa, że zasadniczym powodem masowego napływu imigrantów do Niemiec jest wysoki socjal. Jeśli wszędzie będzie taki sam, Niemcy staną się dla cudzoziemców spoza UE mniej atrakcyjne.
AfD nie osiągnęła dobrego wyniku w wyborach dlatego, że Niemcy uznali, iż relokacja uchodźców w UE jest złym pomysłem, tylko dlatego, że uznali, iż pani kanclerz arogancko broni decyzji o otwarciu granic, nazywając ją „bezalternatywną”, choć wie jakie wynikły z tego konsekwencje. AfD nie jest partią antypolską, ale propolską też nie jest. Nie pokładałabym więc w niej zbyt wielkich nadziei.
-
Polecamy „wSklepiku.pl”: „Polska, Niemcy, Unia Europejska. Razem czy osobno?”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/359323-zmierzch-merkel-rozbity-konsensus-i-niepewna-koalicja-czyli-piec-glownych-wnioskow-z-wyborow-w-niemczech