Emmanuel Macron jest arogancki, narcystyczny i nie lubi prostych ludzi. Tak uważa wielu Francuzów i prezydent Francji robi co może, by ich w tym przekonaniu umocnić. Rok temu, za prezydentury François Hollande’a próba przeprowadzenia reformy kodeksu pracy zakończyła się paraliżem kraju, zabrakło nawet paliwa na stacjach, a w transporcie publicznym wybuchł chaos. Macron jest zdeterminowany, by tym razem przełamać opór Francuzów, którzy jego zdaniem zwyczajnie „nie lubią reform”. I zabiera się do tego zadania, nad wyraz wychowawczego, w najmniej zręczny sposób z możliwych.
Miast tłumaczyć zasadność reform, a są one bez wątpienia konieczne, robi Francuzom psychoanalizę. Podczas wizyty w Atenach francuski prezydent najpierw oświadczył, że „nie ugnie się przed leniami, cynikami i ekstremistami”, by następnie w Tuluzie zaznaczyć, że „nie żałuje swoich słów”, bo „mylą się ci, którzy myślą, że wszystko może pozostać po staremu”. „Trzeba ludziom mówić prawdę” – dodał. Francuski prezydent nie omieszkał przy tym po raz kolejny wymienić Polski jako kraj, który odwrócił się do Francji plecami, choć 15 lat temu sytuacja wyglądała jeszcze zupełnie inaczej”. Zapomniał przy tym wspomnieć, że włożył wiele wysiłku w to, aby zepsuć relacje z Warszawą.
Bądź jak bądź wielu Francuzów poczuło się dotkniętych jego słowami. W konsekwencji frekwencja na demonstracjach zorganizowanych w miniony wtorek przez centralę związkową CGT przeciwko reformie, mającej służyć uelastycznieniu rynku pracy, była o wiele większa niż można było się spodziewać, biorąc pod uwagę, że pozostałe centrale związkowe jak FO czy UNSA są prezydenckim reformom raczej przychylne. W prawie 200 demonstracjach w całym kraju wzięło udział od 220 do 400 tys. osób. Wielu protestujących trzymało w rękach plakaty z napisami: „jestem leniwy i nie chce twojej reformy”, „Lenię się i się tego nie wstydzę”. Strajkowali pracownicy lotnisk, metra i kolei, wiele lotów i pociągów zostało anulowanych, a w Paryżu policja rozpędziła protestujących za pomocą gazu łzawiącego.
Macron dolał więc sam oliwy do ognia protestów, które inaczej wypadłyby o wiele słabiej. Premier Edouard Philippe usiłował załagodzić sytuację mówiąc, że prezydentowi chodziło nie tyle o zwykłych Francuzów, co o jego przeciwników politycznych, czyli Marine Le Pen i lewicowego populistę Jean’a Luca Melenchona. „Ci, którzy się niepokoją i sprzeciwiają temu tekstowi, absolutnie mają do tego prawo” – mówił. Niesmak jednak pzoostał. CGT zaplanowała kolejne protesty na 21 września, natomiast 23 września manifestację w Paryżu ma zorganizować ruch „Francja Nieujarzmiona” (Les Insoumises) Melenchona. Do tego powoli rodzi się sprzeciw wobec reform Macrona wśród urzędników. Macron m.in. chce zamrozić pensje w sektorze publicznym, które zostały odmrożone w 2016 r. przez rząd Manuela Vallsa oraz zmniejszyć liczbę urzędników o 120 tys.
To się urzędnikom nie podoba, a rozmowy rządu ze związkami zawodowymi służby publicznej na razie spełzły na niczym. „Zaczyna się robić nieprzyjemnie. Należy dokonać oszczędności w sektorze publicznym, ale można odnieść wrażenie, że mają one zostać dokonane wyłącznie na koszt urzędników” – oświadczył szef centrali związkowej CFDT Laurent Berger. Przeciwna zmianom jest także centrala FO, jak dotąd przychylna reformom Macrona. Związki podejrzewają, że szerokie konsultacje zaplanowane przez Macrona na późną jesień „mają służyć głownie do wymuszenia na urzędnikach akceptacji reformy”. „Na to się nie godzimy” – podkreślił szef centrali FO Claude Mailly.
Wygląda więc na to, że będzie to gorąca jesień, a dla Macrona sukces obiecanych w kampanii reform jest kluczowy. No bo jeśli nie zdoła zreformować własnego kraju, to kto będzie chciał z nim reformować Unię? A w tej kwestii francuski prezydent ma aż nader ambitne plany. Wcześniej czekają go jednak – oprócz reformy prawa pracy – jeszcze reforma systemu ubezpieczeń społecznych i kształcenia zawodowego. Nie mniej kontrowersyjne.
Nazywając Francuzów „leniami” tylko sam sobie szkodzi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/357802-urzednicy-i-zwiazki-zawodowe-nie-chca-reform-macrona-nazywajac-ich-leniami-prezydent-francji-tylko-sam-sobie-szkodzi