W minionych dniach kolejny raz obserwujemy nasiloną aktywność instytucji i „elit” europejskich w sprawie kwestii „praworządności w Polsce”. W miniony czwartek w Parlamencie Europejskim znów debatowano na ten temat, zaś dzisiaj Komisja Europejska zwróciła się z wnioskiem o możliwość przedstawienia informacji w tej sprawie Radzie UE.
Przypomnijmy, że prowadzona przez Komisję „procedura ochrony praworządności” nie ma żadnych podstaw traktatowych. Jedynym dokumentem, na jakim się ona opiera, jest komunikat samej Komisji. Stoi to w sprzeczności z podstawową regułą ustrojową Unii, jaką jest zasada kompetencji przyznanych. Stanowi ona, że instytucje unijne mogą podejmować tylko takie działania, do jakich zostały bezpośrednio upoważnione w traktatach europejskich. Instytucje UE nie posiadają uprawnień do samodzielnego wyposażania się w kompetencje nieprzewidziane traktatami.
W kontekście tego mechanizmu, powyższe potwierdzają, m. in. opinia prawna Biura Analiz Sejmowych z lipca 2014 r., opinia prawna Służby Prawnej Rady Unii Europejskiej, a także… oficjalne stanowisko rządu PO-PSL (!) z 12 czerwca 2014 r., w którym stwierdzono że „rząd RP jest zdania, iż nie jest możliwe wdrożenie mechanizmu w kształcie zaproponowanym przez KE”.
Na gruncie prawnym jest oczywiste, że Komisja z każdym miesiącem trwania tej procedury pogrąża się w bezprawiu. Wykraczając poza swoje traktatowe upoważnienia KE dokonuje ataku politycznego na polski rząd, usiłując głęboko ingerować w sferę polskich spraw wewnętrznych.
Obserwując kroki podejmowane przez Komisję nietrudno o prognozę, że to nie rząd, tylko Unia Europejska zapłaci za to spadkiem sympatii w polskim społeczeństwie. Na skutek działań KE nikt nie ma wątpliwości, że współczesna Unia Europejska nie jest tą organizacją, na którą wszyscy umawialiśmy się w 2004 r. Nikt nam wówczas nie mówił, że Berlin z Brukselą będą chciały decydować o tym, czy mamy prawo do reformy sądów, a nawet o tym, kogo i na jakich warunkach mamy wpuszczać do naszego kraju.
Podejmując refleksje nad motywacją postępowania Komisji Europejskiej należy zwrócić uwagę na korelację między sprawą „praworządności w Polsce”, a kwestią imigrantów. Prawo i Sprawiedliwość, dokonując reform w Polsce, uderza w interesy wielu grup, również zagranicznych, które dotąd żerowały na słabości państwa polskiego. Wspieranie spolegliwej opozycji, wyrzekającej się polskiej racji stanu w imię interesów tych grup, jest korzystne dla Komisji Europejskiej i jej mocodawców z Berlina i Paryża. Niemniej sądzę, że wzmożona aktywność KE wynika przede wszystkim z faktu zdecydowanego oporu polskiego rządu przeciw przymusowej relokacji uchodźców.
Podkreślmy dobitnie – koalicja PO-PSL zgodziła się na wpuszczenie do naszego kraju tysięcy w zasadzie niemożliwych do zweryfikowania osób z Bliskiego Wschodu. Poprzedni rząd zwyczajnie ryzykował bezpieczeństwem Polaków po to, aby zyskać poklask i poklepanie po ramieniu na europejskich salonach. To najlepszy przykład tego, jak bardzo spolegliwa wobec obcych interesów jest totalna opozycja, a zarazem prawdziwa przyczyna działań Komisji Europejskiej przeciw rządowi Prawa i Sprawiedliwości.
Na zakończenie pozostaje stwierdzić, że w tym przypadku, gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o imigrantów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/356755-gdy-nie-wiadomo-o-co-chodzi-to-chodzi-o-imigrantow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.