Tekst ukazał się w serwisie sdp.pl.
Jeszcze niedawno zamachy terrorystyczne zdarzały się raz na wiele miesięcy, potem co tydzień, a ostatnio – kilka razy dziennie. Jak we czwartek 17 sierpnia, kiedy krwawe jatki miały miejsce najpierw w Barcelonie, potem w uzdrowisku Cambrils, następnie w Turku w Finlandii, a na koniec w Marsylii we Francji. W stolicy Katalonii, na najpopularniejszym deptaku La Rambla, zginęło 14 osób i aż 130 zostało rannych. W nadmorskim Cambrils zabita została jedna osoba, a 6 zostało rannych, w Turku islamski terrorysta zakłuł jedną kobietę, a 6 innych ranił, najwyraźniej polował na bezbronne kobiety, a w Marsylii Algierczyk wjechał w dwie autobusowe wiaty, zabijając jedną osobę i raniąc inną. W dzień później media podały wiadomość, że w Saint – Denis pod Paryżem, policja znalazła w mieszkaniu pewnego imigranta z Afryki Północnej – uwaga! – przenośne wyrzutnie rakiet przeciwczołgowych, ładunki wybuchowe, karabiny, pistolety, amunicję i kamizelki kuloodporne. I ten cały arsenał znalezionow jednymmieszkaniu imigranta z Maroka!
Ale to nie wszystko, oto okazało się, że tym tragicznym zdarzeniom w Barcelonie można było zapobiec! Bo, jak podały hiszpańskie media, już dwa miesiące temu amerykańska agencja CIA ostrzegła władze Katalonii, że Barcelona i La Rambla stały się potencjalnym celem islamskich terrorystów. Bez wyraźnych skutków. Wiadomo też, że radni Barcelony próbowali przekonać panią prezydent, aby zainstalować zabezpieczenia z dwóch stron La Rambli, zawsze pękającej od tłumów turystów. Ale progresywna pani prezydent odmówiła, powołując się na prawo obywateli do wolności poruszania się. Tym razem z „prawa do wolności poruszania się” skorzystał Marokańczyk YounesAbouyaqoub, który staranował na śmierć 14 osób, a zranił ok. 130.
Po tej hekatombie, odbyła się zwykła, praktykowana przez wytresowanych przez Unię obywateli, seria rytuałów. Najpierw znicze i kwiaty oraz malowanie kredkami po chodnikach, a w inskrypcjach przewijały się takie słowa jak „love”, „peace” i „tolerance”. Na pytania mediów padały karne odpowiedzi: „trzeba zachować spokój za wszelką cenę”, „islam, to religia pokoju, zawinili terroryści, którzy zdarzają się w każdej religii” – choć w moim długim życiu nie słyszałam o terrorystach katolickich. Dalej, „będziemy bronić naszych wartości europejskich”,jak zwykle bez żadnych szczegółów, a na koniec usłyszeliśmy, że „życie musi toczyć się dalej”. Król Filip VI, premier Manuel Rajoy i premier Katalonii znów wygłosili przemowy, w których powtarzały się słowa „nasze myśli i serca są z rodzinami ofiar” i nazwali atak „brutalnym oraz barbarzyńskim”. A policja hiszpańska długo nie wiedziała, kim są sprawcy, jakie były ich motywy, i podejrzewała „osobników niezrównoważonych psychicznie”. Wtedy do akcji wkroczyli lokalni muzułmanie, głównie Marokańczycy, którzy od trzech/ czterech generacji – przez Ceutę i Melillę – dostają się na terytorium Hiszpanii i spokojnie żyją z socjalu. Najpierw szeroko wypowiadali się w mediach, broniąc morderców. ”To byli dobrzy chłopcy. Po prostu coś im się stało…” – mówił jeden. „To dla nas smutne, ale wierzymy, że poszli do lepszego świata” – twierdził inny, ojciec dwóch zastrzelonych w Cambrils terrorystów. „Mój syn był zwykłym nastolatkiem, który chodził do szkoły i grał w piłkę nożną” – przekonywał Said Oukabir, ojciec innego zastrzelonego bandyty. Oczywiście, nikt nic nie widział, nie słyszał, nie dostrzegł żadnych symptomów radykalizacji młodych ludzi. Ponure, tragiczne deja vu, które już widzieliśmy, słyszeliśmy, dobrze znamy, i z czego dokładnie nic ani dla przyszłości Europy, ani dla jej mieszkańców, ani też dla rodzin ofiar nie wynika.
Następnego dnia odbyło się spektakularne zatrzymanie Abouyaqouba. Został zastrzelony, podobnie jak islamski kleryk AbdelbahiAss-Satty, któremu w ciągu zaledwie dwóch miesięcy udało się zradykalizować kilkunastoosobową grupę młodych Arabów, i który był mózgiem grupy oraz pomysłodawcą obu zamachów. Okazało się, że mieszkał w jednym z bloków w Ripoli, niedaleko Barcelony, gdzie zamieszkiwało także kilku sprawców ostatniej tragedii. Znów dostrzega się świetną pracę policji i służb, niestety już po zamachu, oraz ich kompletną niemoc, jeśli idzie o prewencję. To zniewolenie służb porządkowych przez polityczną poprawność - po Wielkiej Brytanii, Niemczech i Francji - tym razem można było dostrzec i w Hiszpanii. Oczywiście już po wszystkim, odkryli tropy zdolnego pedagoga, Ass – Satty’ego, który jak się okazało, mieszkał z Algierczykiem, który w 2003 roku, przy pomocy ciężarówki, wypełnionej materiałami wybuchowymi, zaatakował włoską bazę w Iraku. Innym jego przyjacielem był RashidAglif, który właśnie odsiaduje wyrok 18 lat więzienia za udział w zamachu na madryckim dworcu kolejowym Atocha w 2004 roku, w którym zginęło prawie 200 ludzi. Przebywał także w Brukseli między styczniem a marcem 2016 roku, kiedy to doszło tam do serii ataków bombowych. Jak to się stało, że ta trwająca kilkanaście lat działalność uszła uwadze policji i służb specjalnych kilku państw europejskich?!
Czy dla Europy, zwłaszcza zachodniej nie ma już ratunku? Oczywiście, jest, ale nie wiadomo czy przeideologizowana, nadmiernie upolityczniona Unia, a zwłaszcza jej trzon – Niemcy, Francja, Hiszpania, Włochy, choć także Wielka Brytania – będą chciały po narzędzia obrony sięgnąć. Tu przyznam, że zaskoczyła mnie wypowiedź europosła Zdzisława Krasnodębskiego, który – powołując się na anonimowego „brytyjskiego prominentnego polityka”, stwierdził, że dla Europy ratunku już nie ma. A ja myślę, że jest, tylko trzeba zdobyć się na odwagę i determinację zapędzonej w kąt ofiary ataku – bo taka jest dziś relacja między Europą a islamskim terroryzmem. A więc skończyć z ideologią, której przynosi śmierć i zniszczenie, z dyktaturą politycznej poprawności. Najpierw polityka zamkniętych granic, dla imigrantów spoza Europy – tu warto przypomnieć, że uchodźcy stanowią jedynie 2.6% wszystkich przybyszów. I fundusze na więcej hot spotów w Afryce Północnej i Bliskim Wschodzie. Surveillance nad głównymi meczetami, zwłaszcza tymi – w Wielkiej Brytanii Finsbury Park i East End Mosque – które znane są z kleryków – fundamentalistów i „mowy nienawiści”. Meczety otwarte jedynie na czas modlitwy, bo tam najczęściej dochodzi do radykalizacji młodzieży. Deportacja muzułmańskich duchownych, znanych z pro-terrorystycznej propagandy. Ekspulsowanie rodzin terrorystów, którym udowodniono winę, do krajów pochodzenia. Nieprawdą jest bowiem, że wspólnoty muzułmańskie nie wiedzą, co dzieje się na terenie ich zamieszkania – wiedzą, gorzej, stanowią naturalne zaplecze potencjalnych, a potem ukrywających się terrorystów.
Dalej, ani policja, ani wywiad czy kontrwywiad, nie mogą podlegać tyranii political correctness, i przy okazji każdej akcji być oskarżanymi o „rasizm” i faszyzm”. Ileż to razy słyszałam skargi oficjeli z londyńskiej Metropolitan Police, że polityczna poprawność nie pozwala jej wypełniać statutowych obowiązków. Nie można karać osób publicznych / ani prywatnych/, mówiących prawdę – jak stało się w przypadku minister w labourzystowskim gabinecie cieni Sarą Churchill. Kiedy, już po uznaniu za winnych przez sąd w Newcastle 17 muzułmanów za prostytuowanie nieletnich białych dziewcząt, napisała do prasy artykuł, że „Wielka Brytania ma problem z muzułmańskimi mężczyznami i ich stosunkiem do białych kobiet”, została przez lidera swojej partii, Jeremy Corbyna, wyrzucona z pracy! I nie może być tak, że dziennikarz, jak Niemiec Michael Sturzenberger, zostaje przez sąd w Monachium skazany na 3.5 roku w zawieszeniu, bo na swoim blogu „poniża muzułmanów”. A to poniżanie sprowadzało się do autorstwa artykułu „Swastyka i półksiężyc”, gdzie opisywał – powtórzony zresztą przez premiera Netanjahu – argument, iż przed wojną mufti Jerozolimy Muhammed Al – Husajni był entuzjastą Hitlera i podobno zainspirował go do eksterminacji Żydów. Warto przypomnieć, że muftiego po wojnie wpisano na listę zbrodniarzy wojennych, głowę uratowali mu Francuzi.
I na koniec chciałabym upomnieć się o tych, o których nikt w tej wojnie propagandowej nie pamięta – o ofiary zamachów, w Barcelonie i Paryżu, Berlinie i Brukseli, Madrycie i Londynie. Przecież to setki niewinnych ludzi, twarze, nazwiska, adresy, i tysiące okaleczonych na całe życie. Tylko w wyniku ataku w Barcelonie około pięćdziesięciu osób na zawsze pozostanie niepełnosprawnymi. Ale pośród zachodnioeuropejskich elit politycznych nikt o nich nie pamięta. Mówi się tylko o „niewinnych wspólnotach muzułmańskich” i o „dobrych chłopcach, z którymi nie wiadomo, co się stało”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/354509-czy-europa-skazana-jest-na-islamski-terroryzm
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.