Kiedy dogorywał Związek Sowiecki, wśród politologów żywa była dyskusja nad naturą tego państwa. Dominowały dwie odpowiedzi. Pierwsza mówiła, że ustrój komunistyczny był tylko jednym z wielu wcieleń rosyjskiego imperializmu, a marksizm stanowił jedynie wygodny instrument rozszerzania wpływów Moskwy na cały świat. Druga odpowiedź przedstawiała zależność między państwem a ideologią odwrotnie – to Rosja stała się narzędziem w rękach bolszewików, którzy potraktowali ją instrumentalnie, by móc realizować swe utopie w skali globalnej.
W dzisiejszej Rosji dominuje to pierwsze stanowisko. Kiedy 17 sierpnia Instytut Pamięci Narodowej w Kijowie ogłosił, że na Ukrainie zdemontowano wszystkie pomniki Lenina (za wyjątkiem tych znajdujących się pod obcą okupacją w Donbasie), w rosyjskich mediach zawrzało. Likwidację monumentów bolszewickiego przywódcy (który dokonał przecież ludobójstwa na narodzie rosyjskim) nazwano aktem antyrosyjskim.
Przypomnijmy, że zjawisko zwane „Leninopadem” rozpoczęło się 8 grudnia 2013 roku (w święto Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny), kiedy podczas Euromajdanu obalono najważniejszy pomnik Lenina – przy Chreszczatyku w Kijowie. Od tamtego czasu z ukraińskiego pejzażu zniknęło 1320 pomników Włodzimierza Ilicza, nie licząc kilku tysięcy figur innych komunistycznych bohaterów.
Zdecydowana większość rosyjskich komentatorów politycznych potraktowała to niemal jak zamach na świętość. Pojawiły się porównania do talibów, którzy zniszczyli w Bamianie buddyjskie posągi z VI wieku. Pisano, że to triumf barbarzyństwa, zwycięstwo cywilizacji śmierci nad cywilizacją życia.
Taka narracja nie do pomyślenia była za rządów Jelcyna. Wówczas pomniki Lenina traktowane były jak wstydliwe symbole zbankrutowanej ideologii. Jeśli protestowano przeciw ich demontażowi, to mówiono, że warto je zachować jako ostrzeżenie dla przyszłych pokoleń, a poza tym nie ma sensu tracić czasu i energii na walkę z czymś, czego już nie ma. Dziś tamto nastawienie zmieniło się. Obecnie okazuje się, że pomniki Lenina są znakiem rozpoznawczym rosyjskości. Tam, gdzie stoją, tam panuje „russkij mir”.
W świadomości Rosjan Lenin nadal zalicza się do najpopularniejszych bohaterów historycznych. W 2012 roku w sondażu przeprowadzonym przez Centrum Lewady zajął drugie miejsce jako największa postać w dziejach Rosji (37 proc. poparcia), zaś w tym roku – czwarte miejsce (32 proc.). Warto jednak dodać, że w dwóch edycjach pierwsze miejsce zajął bezapelacyjnie Józef Stalin (42 i 38 proc.), co również daje wiele do myślenia. Obaj wodzowie komunizmu są dziś bowiem postrzegani nie przez pryzmat swych zbrodni, lecz z perspektywy imperialnej – jako twórcy mocarstwa nowego typu.
Tylko w ten sposób można zrozumieć, dlaczego podczas wielu demonstracji poparcia dla obecnych władz Rosji powiewają obok siebie sztandary z prawosławnym krzyżem oraz flagi z sierpem i młotem, dlaczego zgodnie sąsiadują ze sobą portrety Lenina oraz wizerunki cara Mikołaja II i jego rodziny zamordowanej przecież na rozkaz Lenina. Kaci i ofiary, święci i przeklęci, wszyscy spleceni we wspólnym korowodzie podążającym ku… No właśnie, ku czemu? Aż chciałoby się powtórzyć pytanie Gogola z „Martwych dusz”: „Rosjo, dokąd pędzisz, daj odpowiedź”…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/353920-czy-likwidacja-pomnikow-lenina-to-zwyciestwo-cywilizacji-smierci-nad-cywilizacja-zycia